środa, 28 kwietnia 2010

Kij od miotły

Wiosenka idzie, deszcze są raczej ciepłe, słoneczko przygrzewa, żałoba się skończyła, zarówno ta tutaj, jak i ta w Brazylii. Nota bene wbrew obiegowym opiniom pseudo-dziennikarzy, Brazylijczycy po prostu dokooptowali 'naszą' żałobę niejako z grzeczności. Być może 'nasze' ofiary były bardziej prominentne, niemniej w brazylijskim trzęsieniu ziemi (zapewne doprowadziłem jakiegoś geografa do apopleksji owym lapidarnym stwierdzeniem) zginęło o wiele więcej osób. Ja pieniędzy za pisanie głupot nie dostaję, mogę więc skomentować jakąś zasłyszaną, bądź przeczytaną informację. Schowałbym się jednak pod ziemię, gdybym takiego babola wydał na świat.

Jakby jednak na to nie spojrzeć, życie toczy się dalej. Wyjmijmy więc tytułowy kij od miotły z mniej lub bardziej szerokich od patosu czterech liter i cieszmy się życiem. Biadolenie jeszcze nikomu nie pomogło, aktywność uczyniła to zaś wielokrotnie.

Dlatego więc chciałbym podzielić się z Wami wiedzą (niemalże tajemną) o zespole marginalizowanym, choć zaprzyjaźnionym z gigantami polskiej alternatywy, Voo Voo (alternatywy prawdziwej, nie tej polegającej na nagrywaniu dźwięków pralki i młota udarowego ;) ).

Zespół ten to Ratatam -> http://www.ratatam.pl/

Kim też są? Jak sami o sobie piszą: Połączenie rocka-reggae, folku i każdego dobrego dźwięku który nam w duszy gra to nasza „muzyczka”.

Ze swojej strony dodam, że owa 'muzyczka' ma w sobie iskrę, przytup i ogromny ładunek pozytywnej energii. Koncerty zaś elektryzują publiczność i porywają do tańca niezależnie od tego, czy ów koncert jest kameralny, czy też odbywa się na Woodstockowej Dużej Scenie.

Nie będę twierdził, że Ratatam to zespół wybitny muzycznie. Wybitni byli Chopin, Paganini, Mozart, Paderewski (a jak!), Strawiński czy... Kilar! Tak, ten ostatni to kompozytor muzyki 'od Wajdy i Zanussiego', jak go kiedyś opisał mój znajomy. Było to, rzecz jasna, komplementem.

Ratatam jest (są) wybitny (wybitni), gdyż azali albowiem... porywają. Nie wszystkich, ze zawsze, nie każdym utworem. Są niemniej szczerzy, autentyczni i na swój sposób oryginalni. Każdy jeden dźwięk, utwór, koncert i bis wręcz promieniuje szczęściem. A trzeba zaznaczyć, że jest to uczucie, które chcą zaszczepić w słuchaczu.

Odsyłam więc do ich strony ( dla przykładu tutaj -> http://www.ratatam.pl/pobieralnia.php ), szczególnie polecając 'dzień jak dzień', 'ratatam' z woodstocku oraz 'jest taka sprawa'

It made my day. May it bring some sunshine into your life as well!

PS. Nie, nie palę. Papierosów.

czwartek, 22 kwietnia 2010

In vino veritas

Na wstępnie zaznaczam, że pewne upolitycznienie obecnego oraz poprzedniego wpisu wynika z powodów światopoglądowych. Niestety nie jestem w stanie przejść obojętnie obok bezmyślnego naśladowania sławnych w telewizorni czy też w Internecie.

Dzisiejszy wpis odbiega bezpośrednio od tematu żałoby narodowej, gdyż powinna ona po prostu odbywać się podług osobistych odczuć każdego bądź każdej z nas. Inaczej jest to zakłamane bagno z flagą Rzeczpospolitej za 10 złoty i wynajmowaniem okien widokowych w dniu pogrzebu (sic!). Dodatkowo pracuję teraz do końca maja niemal na dwa etaty, więc nie chciało mi się już nic dodawać.

Abstrahując: nawiążę teraz do dzisiejszego tematu i napiszę kilka słów na temat win, w których, jak głosi stara łacińska sentencja, tkwi prawda.

Otóż prawdą jest, iż picie wina wpływa pozytywnie na zdrowie, o ile nie przesadzamy z jego ilością (chociaż znane są oczywiście wyjątki). Oczywiście najlepsze są tutaj wina czerwone (od biedy różowe, wszak powstaje z tych samych szczepów), lecz szczególne walory pro-zdrowotne posiadają raczej wina wytrawne, niźli te słodzone małmazje, czy chociażby wina pół-słodkie.

O winie układano pieśni i poematy, układano także przeróżne pod jego wpływem. Nie bez kozery możemy uznać je za inspiratora, by nie rzec muzę. Rzecz jasna, bywało także przyczyną ludzkiego upadku. Zdarzało się, że przesłaniało komuś osąd...

Tak jak teraz ludzie zapominają, że wina za atak na Południową Osetię 8 sierpnia 2008 r spada na stronę gruzińską. Ja nie mówię, aby nie cieszyć się ich, znakomitymi w mym odczuciu, winami. Niech jednak te wina zostaną rozgrzeszone i oczyszczone, tak jak i sumienie przesympatycznego w mediach prezydenta Michaiła Sakaszwili.

Dziwicie się, że przyjechał oddać hołd śp. Lechowi Kaczyńskiemu oraz innym zmarłym wtedy osobom? Przede wszystkim to jego polityczny obowiązek. Po drugie nasz śp. prezydent był jednym z pierwszych, którzy za atak potępili Federację Rosyjską (sic!).

Gruzini to naród przesympatyczny w kontaktach z obcymi. Potrawy mają wręcz prze-smaczne, wina przepyszne (zdanie prywatne), mają także swoje grzeszki. Tak jak i Rosjanie, jak Polacy, jak cały świat.

Jednak proszę, nie ulegajcie pustej modzie -> http://www.facebook.com/group.php?gid=115597645134928&v=wall

CES100% (cogito ergo sum na 100%)

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Paradoks żałoby

W poprzednim wpisie zawarłem pewne spostrzeżenia, które to zostały przyjęte przez osoby które znam osobiście, w sposób 'oszczędnie przychylny'. Jak śmiem ironizować nad ludzką tragedią (sic!), pytali.

Otóż nie wyśmiewam się, nie bagatelizuję także tej sprawy.

Niemniej odmawiam z całą świadomością przyłączania się do bezrefleksyjnego biadolenia, jaka to nam (Polakom) przydarzyła się tragedia.

Większość XXI wiecznych płaczek, które narzekając na udział PiSu w parlamencie i ogółem polskiej polityce, teraz zapala znicze, wirtualne, bądź nie. Ten drugi ich rodzaj zrozumiałbym... ten pierwszy zaś postrzegam jako niesmaczny, pozbawiony głębi.

Zresztą nawet i zapalanie prawdziwych świeczek na znak żałoby po osobie której się nie lubiło, zaś pomijanie pogrzeby sąsiadki czy sąsiada z klatki obok jest... cóż, nie będę narzucał się z własnym zdaniem. Sami odpowiedzcie, czy jest to właściwe?

Czymże jest więc żałoba? Świadomym procesem żalu za utratą ważnych dla jednostki bądź świata osób? Czy może raczej narzuconą (i nadużywaną m.in. przez śp. prezydenta) sztuczką medialną mającą promować pusty patriotyzm?

W jeden dzień Rzeczpospolita straciła w zasadzie całe dowództwo wojskowe, wielu polityków oraz osoby mniej lub bardziej publiczne, zaś działające dla publicznego dobra.
Problem polega jednak na tym, że wojskowi są w zasadzie anonimowi.
Ja sam znałem z takich bądź innych powodów jedynie śp. gen. dyw. Tadeusza Buka, dowódcę Wojsk Lądowych, wielokrotnie odznaczanego i charyzmatycznego człowieka, dzięki to m.in. któremu polskie misje wojskowe w Afganistanie i Iraku nie zakończyły się klapą.
Nawet zaś on, człowiek na swoim stanowisku wybitny, nie jest nie do zastąpienia. Wojskowa hierarchia była na taką ewentualność przygotowana, wszak mają być gotowi cały czas. Mają jednak prawo do własnej żałoby, wszak znali tych, wiedzieli kim są i za co mają ich szanować.
Politycy zaś? Nazwiska kojarzą mi się z takimi bądź innymi afera, ewentualnie są anonimowe. Ich rodzinom należą się kondolencje... zaś co to zmienia dla mnie, osobiście?
Prawdopodobnie największa szkoda (jeżeli można tak powiedzieć) to osoby działające społecznie. Przedstawiciele organizacji charytatywnych bądź działających dla dobra publicznego którzy lecieli oddać tam hołd. Paradoksalnie to śmierć osób pozostających poza organizacjami rządowymi... dotyka mnie w znaczący sposób.

Chociaż nie znałem tych osób, staram się (pozostając odcięty od medialnej nagonki) dowiedzieć się czegoś o nich. O tym, czego dokonali w życiu. O rzeczach które dokonać chcieli. O wartościach, które prezentowali.

Czy jednak jest to tragedia na miarę narodową? Ba, międzynarodową? Ciągle nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Brazylia ogłosiła trzydniową żałobę. Ciągle nie rozumiem, dlaczego powinienem żałować prezydenta oraz polityków, zaś zapominać o cierpieniu rodzin osób prywatnych, choć publicznych. Takich, którzy nie pobierali pieniędzy za swoje działania, osób które pomagały bezinteresownie.

Nie przeciwstawiam się więc żałobie, odmawiam jednak czynieniu tego bezrefleksyjnie. Nie wyobrażam sobie jak można zgodzić się na przyjęcie czegoś, o czym nie mamy pełnego pojęcia. Być może jestem zbytnim idealista.
Cóż...
Praktycznie na pewno taki jestem.

Jednak myśląc o jednej śmierci, nie mogę zapominać o drugiej. Nie tylko pośród ofiar tej jednej tragedii. Zapalając na parapecie małą świeczkę uczyniłem to dla wszystkich, którzy tamtego dnia umarli.
Być może w wyniku wypadku, być może z głodu, być może zostali zamordowani.
Możliwe też, że odeszli z tego świata we własnym łóżku, otoczeni kochającą rodziną.

Nie wiem, czy moje postępowanie jest właściwe. Wierzę jednak, że postrzeganie i sercem i duszą nie pozwoli mi utopić się w szarej codzienności, bądź kolorowej, lecz pustej w środku ostentacyjności.

Shalom.

sobota, 10 kwietnia 2010

Hipokryzja śmierci

Śmierć wybiela i pozwala zapomnieć o ludzkich wadach. Ludzie, którzy wcześniej pluli, śmiali się i mówili wręcz o podkładaniu bomb pod sejm (sic!), dzisiaj rozdzierają szaty nad stratą światłych mężów stanu (sic!). Tak, tak... śp. Lech Kaczyński był wszak Europejskim Mężem Stanu 2006, a i inni którzy wylewają za kołnierz ze św. Józefem są teraz awansowani z miana darmozjadów (standardowe zdanie na temat dowolnego polskiego polityka) do ludzi trudnych do zastąpienia.

Opamiętajcie się. Zginęło grubo ponad sto osób.

Tak, zgadzam się, zginęli w jednym miejscu, lecz czy jest to 'niewyobrażalna tragedia'?

W 2008 r w wyniku wypadków drogowych w Polsce zginęło 5437 osób ( źródło : http://www.policja.pl/portal/pol/8/37920/Podsumowanie_2008_roku.html ). Czy ktoś za nimi płacze? Czy to była mniejsza tragedia? Fakt, mniej medialna, gorzej się sprzedaje, przecież to byli zwykli ludzie.

Mówiąc szczerze czuję się chory od nadmiaru obłudy, fałszu i hipokryzji. Szkoda mi ludzi, którzy zginęli. Nie będę jednak płakał za politykami. Nie są to dla mnie osoby bliskie, nie są to nawet osoby do których czuję jakiś specjalny szacunek.

Ot statystyka, taka sama jak według ich postrzegania. Co godzinę na całym świecie w nie mniej tragicznych okolicznościach umiera więcej osób. Dlaczego miałbym opłakiwać ludzi, którzy przyczyniali się do złej sytuacji w kraju, w którym mieszkam?

Dla mnie to hipokryzja, zbyt wiele śmierci na świecie zostaje zapomnianych lub pominiętych, by teraz robić z tego medialny cyrk. Nawet, jeżeli znajdowała się tam osoba wartościowa. Wtedy to poświęcę jej kilka chwil przemyślenia, jednak osobno od teatralnego rozdzierania szat.

Możecie się ze mną nie zgadzać. Możecie oczywiście opłakiwać kogo chcecie. Niemniej zastanówcie się, kogo opłakujecie i dlaczego? Człowiek to przecież człowiek, więc czy opłakujecie każdą śmierć?

Memento mori.

Bezsenna nadzieja

Noc czasem skrywa myśli ponure
Patrzące z mroku cienie przeszłości
Bywa że duszę chłód ich ogarnia
Paraliżuje i serca i kości

Noc czasem skrywa to co już było
Przyćmione smutkiem giną marzenia
A to co dobre i radosne było
Tonie wśród bezkresów zwątpienia

Noc skrywa czasem też codzienny tumult
Krzyki i śmiechy, ludzkie historie
Zostaję więc sam na sam ze swą duszą
I z samym sobą toczę wojnę

Wstanę dziś czy jutro, za godzin parę
Maską przykryję toczoną bitwę
Nie wiem czy miną dni czy tygodnie
Kiedyś coś jednak we mnie zakwitnie

czwartek, 8 kwietnia 2010

Sztuka codzienności

Zauważyłem, że trochę za mocno zagalopowałem się z filozofowaniem, zaś zaniedbałem bardzo ważny aspekt para-kultury... (paradoksalnie) łatwą do przeoczenia wszechobecność.

Ludzkość znalazła się na takim poziomie przemian społeczno-kulturowych, że dostęp do sztuki i wszelkich tworów kultury jest łatwy jak nigdy dotąd. Niestety jest z tym dokładnie tak jak z Internetem. Większość to śmietnik, syf i degrengolada pop-kultury.

Dookoła dzieje się wieje wartościowych rzeczy, ludzie ciągle wyrażają świeże, ciekawe pomysły. Nie mówię o kolorowej, przetworzonej papce dla mas. Mówię o czymś, co powstaje z idei, co wyraża coś więcej niż prostą, ograną emocję (większość dzisiejszej muzyki), co przemawia czymś więcej, niż odwołaniem się do prymitywnych popędów (większość dzisiejszej grafiki).

Takim czymś jest (i tu po raz kolejny wykażę się nieprzebranymi pokładami skromności), całkiem udane zdjęcie które zrobiłem dwa lata temu.

Spójrzcie, oto 'kwintesencja pokusy' - niestety w dosyć małej rozdzielczości, gdyż robione aparatem z telefonu komórkowego ;). Niemniej nie sam warsztat si tutaj liczy *khem khem*

http://i44.tinypic.com/14vmcfm.jpg

Jest coś w tym zdjęciu, co nastraja mnie nostalgicznie. Jest w tym zdjęciu coś, co nastraja mnie nostalgicznie i uspokaja nienaruszoną bielą zimowego pejzażu. Jednocześnie odczuwam pewną przekorną ciągotkę, by coś tam zmienić, poprzesuwać. Chęć aby zburzyć zastały ład.

W dodatku ławka ta stoi w parku... bym może to informacja ważna... być może zupełnie nieważna. Niemniej parkowe ławki niosą ze sobą wiosenne wspomnienia. Jakie? Niekoniecznie jest to miejsce na takie zwierzenia, mam jednak nadzieję, że nie tylko ja mam takie przyjemne skojarzenia ;).

Cóż więc dostrzegam w tym wartościowego? Po pierwsze subtelność. Po drugie, co chyba nie dziwi, sama aura tego zdjęcie wprawia w refleksję (skądinąd wiem, że nie tylko mnie). Po trzecie zaś... każdy odbiera obrazy, słowa i wszelkie inne aspekty kultury po swojemu.

Nie muszą być one niezwykle ambitne. Wystarczy że będą szczere, zaś ich zadaniem będzie cokolwiek innego jak tylko zszokowanie odbiorcy i przyciągnięcie uwagi samą formą, lub brutalnym, acz prostym przesłaniem.

Au revoir!

PS dzisiaj podaję link do zdjęcia, gdyż za późno już na porządne przeskanowanie, a inaczej blog mi się rozjeżdża ;).
PSS zauważyłem niedoróbki językowe w poprzednich postach, jutro je poprawię.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

The Marriage of Heaven and Hell

Zaślubiny Nieba i Piekła, gdyż taką właśnie polską nazwę nosi przygotowany przeze mnie na dziś utwór Williama Blake'a, to dzieło przełomowe. Wielu doszukuje się w zawartych tu ideach i przemyśleniach odniesień do późniejszych koncepcji psychologicznych, głównie do konfliktu między superego a id, omówionych (i wprowadzonych) lata po śmierci Blake'a przez Zygmunta Freuda, czy Carla Gustava Junga.

Przytaczanie tutaj całego przetłumaczonego utworu z pewnością złamałoby jakieś prawa zw. z własnością tłumaczenia, zaś tłumaczenie całości samemu odrobinę przerasta moją determinację do zaznajomienia Was z zawartością owego dzieła :). Pozwolę sobie więc przytaczać jedynie niezbędne fragmenty - w charakterze ilustracji i poparcia tez twardym argumentem.



Ci z Was, którzy przeczytali poprzednie posty o Williamie Blake'u być może skojarzą nazwisko Emanuela Swedenborga. Abstrahując od tego, że był on autorem koncepcji rozwoju duchowego człowieka aż po stadium, w którym mógł stać się (potencjalnie) aniołem, to jego koncepcja chrześcijaństwa bardzo mocno wpłynęła na Blake'a (ów nawet wstąpił na jakiś czas do kościoła swedenborgiańskiego).

Nie oznacza to jednak, iż William Blake popierał filozofię Swedenborga w całości. Otóż angielski poeta wyklęty nie zgadzał się z manicheistycznym podejściem do dualizmu, które ów Szwed prezentował. Blake, samemu będąc człowiekiem głęboko, choć nietypowo, wierzącym, był jednak przeciwny absolutyzmowi dogmatycznemu. Nie był w stanie zaakceptować jednoznacznego 'przylepiania etykietek' czemukolwiek, za jednym wyjątkiem - pasywizm i apatię potępiał całą duszą.


Zaślubiny Nieba i Piekła
były niejednokrotnie fałszywie interpretowane (czy raczej nad-interpretowywane) przez co gorliwszych neofitów jako 'bezbożne' lub 'lucyferiańskie'. Oba te poglądy mijają się z prawdą, choć trzeba przyznać, iż ze względu na kontrowersyjną formę wypowiedzi, pomyłka taka nie jest trudna.

Mówiąc więc głosem Diabła:

All Bibles or sacred codes have been the causes of the following Errors.

1. That Man has two real existing principles Viz: a Body & a Soul.
2. That Energy, call'd Evil, is alone from the Body, & that Reason, call'd Good, is alone from the Soul.
3. That God will torment Man in Eternity for following his Energies.

But the following Contraries to these are True

1. Man has no Body distinct from his Soul for that call'd Body is a portion of Soul discern'd by the five Senses, the chief inlets of Soul in this age
2. Energy is the only life and is from the Body and Reason is the bound or outward circumference of Energy.
3 Energy is Eternal Delight


W podsumowaniu: Energia jest życiem, zaś Rozum, paradoksalnie, materialnym więzieniem. Ci którzy pozwalają się ograniczać, czynią tak gdyż są słabi i na to pozwalają (tak, możecie dodać sobie punkt za zbieżności z Fryderykiem Nieckim). Pokora i wstrzemięźliwość są fałszywymi cnotami, gdyż krępując duszę zamiast zbliżać do Boga, oddalają człowieka od Jego wielkiego Obrazu.

Czy mamy więc prawo określać, że Energia zrodzona z pragnień jest zła? Znowu należy rozpatrzeć to na wiele sposobów. Jako istoty ludzkie, nawet jeśli natchnione, nie jesteśmy w stanie objąć Rozumem całego świata. Kierowanie się zaś samymi impulsami i stawanie się niewolnikiem rozsadzającej nas Energii przeradza się w końcu w... słabość.

Powyższy akapit nie jest już jednakże bezpośrednim przekazem słów Williama Blake'a. Jest to moja interpretacja, moja próba szukania złotego środka, ekwilibrium. Nie wiem, czy postrzegacie, czy chociaż chcecie to postrzegać w taki sposób. Być może zgadzacie się ze wszystkim, z częścią tych przemyśleń, bądź może kompletnie się z tymi poglądami nie zgadzacie. Są to jednak tylko krótkie przemyślenia, zawieszone pytania.

Niemniej jakakolwiek myśl i analiza, przeprowadzona zarówno za pomocą serca jak i rozumu, jest dla nas dobra. Wszystko co przeżywamy wzmacnia nas i rozwija.

Dlatego nie chcę Was indoktrynować, lecz zachęcić do poszukiwania, do rozwijania się. Ponieważ wierzę, że popadając w stagnację stajemy się słabsi, a nasze wnętrze obumiera.

Mam już coś zaplanowane na kolejny post, poczekam jednak... być może ktoś zechce zabrać głos w tej sprawie ;)?

Hasta luego!

niedziela, 4 kwietnia 2010

Dualizm i perspektywa

William Blake popełnił był w swoim życiu wiele kontrowersyjnych dzieł. Poza zbiorem wierszy (i rytów!) pod tytułem Songs of Innocence ('Pieśni niewinności'), wszystkie z nich są wyraźnie obrazoburcze, śmiałe w swym przekazie i nietypowe dla ówczesnej poezji. Nawet zaś wspomniany zbiór był tylko częścią większej całości, uzupełnionej później przez Songs of Experience ('Pieśni doświadczenia').

Przedstawiane przez Blake'a koncepcje i wizje nie spotkały się z ciepłym przyjęciem przez ówczesnego odbiorcę. Artysta ten odwoływał się nie do rozumu (a mówimy wszak o okresie Oświecenia), lecz do Poetyckiego Geniuszu, co do posiadania którego był pewien. Bezgranicznie wierząc w swe wizje i oddając się w pełni natchnieniu, pracował od rana do wieczora, nieprzerwanie przelewając swe myśli na papier, ubierając je w słowa i kształty.

Filozofia której był twórcą opierała się na swoistym dualizmie, polegającym głównie na zmienionej perspektywie postrzegania świata. Nie ukrywam, że brało się to z o wiele większej wrażliwości artystycznej, niż u większości 'kolegów po fachu'.

Chciałbym Wam zaprezentować teraz dwa jego utwory, które jednak stanowią w zamyśle jedną całość. Holistyczne spojrzenie jest tutaj wręcz wymagane, lecz nie tylko ze względu na dwoistość dzieła Williama Blake'a (poezja ilustrowana ryciną), lecz także na współistnienie i swoistą wymianę konceptów pomiędzy obiema częściami.

Oto, dość nieszczęśliwie przetłumaczony (istnieją dwa wiersze Blake'a o takim polskim tytule), 'Boski wizerunek', a więc:
The Divine Image...



... oraz Human Abstract. 'Ludzki abstrakt'.


Tłumaczenie pierwszego z nich, pochodzącego z 'Pieśni niewinności' przełożone zostało przez Leopolda Staffa.

Gdzie Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
Tam płyną nasze modły
Żadnej znękanej ludzkiej duszy
Te cnoty nie zawiodły.

Bo Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
To Bóg ukryty w świecie.
I Dobroć, Pokój, Litość, Miłość
To człowiek - Jego dziecię.

Dobroć ma bowiem ludzkie serce,
Litość - ludzkie wejrzenie,
Miłość - człowieka postać boską,
Pokój - jego odzienie.

W każdej krainie każdy człowiek
W udręce swej i znoju
Przyzywa ludzki kształt Miłości,
Litości i Pokoju.

Szanuj kształt ludzki w poganinie
I w Żydzie, i w Cyganie.
Gdzie Dobroć, Pokój, Miłość mieszka
Tam Bóg ma swe mieszkanie.


Odpowiednik z 'Pieśni doświadczenia' przełożony został zaś anonimowo. Mówiąc szczerze, bolą mnie zęby, kiedy widzę utracone na przekładzie smaczki, lecz późna godzina nie pozwala mi się skupić na lekkim poskładaniem rymów (co zresztą nigdy nie było moją mocną stroną).

Litości wcale by nie było,
Gdybyśmy Biedy mniej czynili;
I Miłosierdzie by zniknęło,
Gdyby szczęśliwi wszyscy byli;

A strach wzajemny - spokój niesie,
Póki nie wzrośnie w nas egoizm.
Potem Nienawiść w ciemnym lesie
Chwyta nas do pułapek swoich.

Zasiada pośród świętych strachów
Łzami wielkimi rosząc ziemię,
Aby Pokora spod jej gmachu
Mogła wywodzić swe korzenie.

Wkrótce nad głową jej ponura
Rozkwita cieniem Tajemnica,
Karmi się Motyl nią, a także
Na niej żeruje Gąsienica;

I Fałszu rodzą się owoce
Rumiane, dobre do jedzenia,
A pośród jej konarów mrocznych
Kruk się sadowi w głębi cienia;

Zaś Bogom lądu oraz morza
Nigdy się nawet sen nie przyśni,
Gdzie taki Owoc znaleźć można
- On rośnie tylko w Ludzkiej Myśli.


Jako że blog ten skierowany jest do ludzi myślących i czujących, analizę, odczytanie oraz odbiór pozostawiam Wam. Niemniej polecam zwrócić szczególną uwagę na to, jak definiujemy Dobro i Zło... właśnie na ten temat będzie jutrzejszy wpis.

Mam wrażenie, że niektórych może on 'co nieco' zdziwić. ;)

Shorel'aran!

sobota, 3 kwietnia 2010

Uosobienie synergii i holistycznego wyrazu w sztuce

Zanim zacznę odwoływać się do przykładów mniej lub bardziej współczesnych, muszę przedstawić sylwetkę pewnego człowieka, Artysty przez naprawdę duże A. Zasługuje on na to jak mało kto, gdyż w swej Sztuce wyszedł ponad podziały jednego stylu, jednego środka wyrazu i stworzył coś naprawdę wielkiego.

Moim skromnym (ajuści) zdaniem, Artystą takiego kalibru był Anglik, William Blake (1757-1827).



Nie będę rozwodził się zbytnio nad jego życiorysem, ponieważ jako Artysta naprawdę wielkiego formatu doczekał się licznych opracowań swych dzieł, a także niejednej biografii. Skupię się natomiast nad tym, co uczyniło go naprawdę wielkim.

Zacznijmy od tego, jakimi gałęziami sztuki ów człowiek się zajmował. Zwykłe przyklejenie mu etykietki jednego z angielskich poetów wyklętych jest wyjątkowo nieprecyzyjne i spłycające.

Otóż William Blake był poetą, choć nie ograniczał się do wierszy. Mimo iż ma na swoim koncie wspaniałe książki, to nie ograniczał się do prozy. Jednocześnie z zawodu był rytownikiem, a więc każde jego dzieło literackie było własnoręcznie (no cóż, przyznam iż z pomocą żony) ilustrowane tak, by rozszerzyć zawarty przekaz. Inspirowany mistyką, teologią i filozofią (m.in. Emanuelem Swedenborgiem) stworzył własną, fascynującą wizję świata, duszy i Sztuki.



Nie był rzecz jasna pozbawiony wad. Był wszak człowiekiem. Mimo swego wizjonerstwa i przeogromnego talentu okazywał się pychą. Czy to źle? Sam nie jestem pewien, wiem jednak, że niektórzy są więksi duszą, siłą i wolą od otaczających ich 'zwykłych' ludzi. Nie chcę nikomu takiego poglądu narzucać, lecz William Blake i Niccolò Paganini z pewnością zasługują na takie określenie.

Postawa taka i typowa dla Blake'a pewność siebie są wyraźnie widoczne w następujących słowach: What is grand is necessarily obscure to weak men. That which can be made explicit to the idiot is not worth my care.

W wolnym tłumaczeniu: To co jest naprawdę znaczące, jest z natury ukryte przez słabymi. To co łatwo uczynić jasnym dla idioty, nie jest warte mego zachodu.

Przyznaję, że ze słów tych bije aż pogarda dla słabości oraz 'okowów pętających duszę'. Niemniej Blake miał prawo wytykać palcami ludzi o niskiej wrażliwości na piękno. Piętnował wszak wszystko co wiązało, dusiło i ograniczało, nie opowiadając się jednak za bezprawiem. Prawdziwie wielka osoba potrafi wszak znaleźć wolność bez ograniczania jej innej jednostce.

Przemyślenia na dzisiaj zakończę jednym z jego najbardziej kontrowersyjnych argumentów: There is no Natural Religion - Nie istnieje religia naturalna (=jedyna prawdziwa).

The Argument. Man has no notion of moral fitness but from Education. Naturally he is only a natural organ subject to Sense.

* I. Man cannot naturally perceive but through his natural or bodily organs.
* II. Man by his reasoning power can only compare & judge of what he has already perceiv'd.
* III. From a perception of only 3 senses or 3 elements none could deduce a fourth or fifth.
* IV. None could have other than natural or organic thoughts if he had none but organic perceptions.
* V. Man's desires are limited by his perceptions; none can desire what he has not perceiv'd.
* VI. The desires & perceptions of man, untaught by anything but organs of sense, must be limited to objects of sense.

(b)

* I. Man's perceptions are not bound by organs of perception; he perceives more than sense (tho' ever so acute) can discover.
* II. Reason, or the ratio of all we have already known, is not the same that it shall be when we know more.
* III. [This proposition is missing.]
* IV. The bounded is loathed by its possessor. the same dull round, even of the universe, would soon become a mill with complicated wheels.
* V. If the many become the same as the few when possess'd, More! More! is the cry of a mistaken soul; less than All cannot satisfy Man.
* VI. If any could desire what he is incapable of possessing, despair must be his eternal lot.
* VII. The desire of Man being infinite, the possession is Infinite & himself Infinite.

Conclusion.
If it were not for the Poetic or Prophetic Character the Philosophic & Experimental would soon be at the ratio of all things, and stand still, unable to do other than repeat the same dull round over again.
Application.
He who sees the Infinite in all things sees God. He who sees the Ratio only sees himself only.

Therefore God becomes as we are, that we may be as he is.

Tłumaczenie (znowu własne i znowu subiektywne, więc potraktujcie to proszę bardziej jako parafrazę):
Teza wyjściowa. Człowiek nie posiada innego zrozumienia moralności, jak poprzez Edukację. Naturalnie jest więc on, ze względu na swą naturę, podatny jedynie na to, co dostępne za pomocą Zmysłów.

(a)

I. Człowiek nie jest w stanie postrzegać świata inaczej, niż za pomocą naturalnych, cielesnych organów.
II. Człowiek, za pomocą swego rozumu, jest w stanie porównywać i osądzać jedynie to, czego doświadczył.
III. Postrzegając jedynie za pomocą trzech zmysłów lub trzech elementów, nikt nie byłby w stanie wydedukować czwartego lub piątego.
IV. Nikt nie byłby w stanie doznawać myśli innych niż naturalne lub organiczne, gdyby jego postrzeganie było ograniczone do tego, co organiczne (cielesne).
V. Pragnienia człowieka ograniczone są jego postrzeganiem. Nikt nie może pragnąć tego, czego nigdy w żaden sposób nie doświadczył, lub nie poznał.
VI. Pragnienia i odczucia człowieka, zaistniałe jedynie poprzez jego zmysły muszą być ograniczone do tego, co da się poznać drogą empiryczną.

(b)

I. Ludzka percepcja nie jest ograniczona postrzeganiem organicznym; człowiek może postrzegać więcej, niż sugerowały by to zmysły.
II. Rozum, lub suma wszystkiego co już znamy nie jest tym samym czym będzie, gdy poznamy więcej.
III. [fragment zaginął]
IV. Zniewolony jest pogardzany przez tego, kto odbiera mu wolność. Bez zewnętrznych bodźców, nawet w tak ogromnym zbiorze jakim jest wszechświat, stalibyśmy się tylko stale powtarzającym się, skomplikowanym lecz niezmiennym układem.
V. Jeżeli ogół mógłby dostąpić tego samego co kilkoro natchnionych, wołanie o więcej było by próżne. Człowiek nie zadowoli się niczym mniej, niźli Wszystkim.
VI. Gdyby każdy pragnął tego, czego nie jest w stanie otrzymać, po wsze czasy rządziła by nami rozpacz.
VII. Ludzkie pragnienie jest nieskończone, natchnienie jest nieskończone, a więc i człowiek jest nieskończony.

Wnioski.
Gdyby zabrakło poetyckiego lub proroczego natchnienia, filozofia i eksperymenty prędzej czy później stałyby się by się sumą wszystkiego co poznane, uległy stagnacji i nie mogły by robić niczego innego, poza powtarzaniem się bez końca.

Ten, kto dostrzega Nieskończone we wszystkim, widzi Boga. Ten kto dostrzega tylko 'szkiełko i oko', widzi tylko siebie.

Z tego powodu Bóg staje się bliższy naszemu obrazowi tak, jak my stajemy się według jego obrazu.

O ile zdaję sobie sprawę z pewnych nieścisłości w tłumaczeniu, to jednak nigdy żaden przekład czyiś słów nie będzie przekazywał dokładnie tego, co chciał przekazać sam autor. Z tego powodu zachęcam gorąco do zapoznania się przede wszystkim z oryginałem.

A co do samego przekazu... odmawiam stwierdzenia, że wszystko już było. Świat czeka na odkrycie, a nasze dusze zawierają w sobie nieskończone pokłady cudów i natchnienia.

Nie wiem, co prawda, czy jest to postawa bardzo humanitarna... czy wręcz odwrotnie, skoro odrzuca szarość, przyziemność i nie przemawia do ludzi o niskiej wrażliwości. Niestety zmiana całego świata jest chyba niemożliwa. Trzeba zacząć od siebie i spróbować z najbliższym otoczeniem. Reszta zaś potoczy się według właściwego planu.

Miejmy nadzieję ;).

Zapraszam w najbliższym czasie na dalsze przybliżenie co ciekawszych i mniej znanych myśli tego wielkiego artysty. Jednocześnie postaram się przeprowadzić analizę stosowanej przez niego synergii. Mam nadzieję, że natchną choć jednego czytelnika (lub czytelniczkę! ;) ).

Sláinte!

Manifest programowy

Powiadają, że trzecia w nocy to godzina samobójców. Coś w tym zapewne tkwi, przyznaję, że chodzą mi wtedy po głowie dziwne myśli. Uważam jednak, że lepiej przekuć je w coś wartościowego, spożytkować w końcu przelewające się między palcami minuty.

Herbata paruje sobie spokojnie, a ja zastanawiam się, jak przedstawić Wam koncepcję para-kultury. Zacznijmy może od tego, czym ona nie jest. Otóż nie jest, i to przede wszystkim, ogółem myśli, idei, wytworów i utworów sztuki, które powstały z rąk bądź głów rodzaju ludzkiego. W ten sposób można, rzecz jasna pokrótce, zdefiniować samą kulturę.

Lecz...

Para-kultura nie może być także kulturą masową, pozornie kolorową i atrakcyjną, tak naprawdę zaś pustą i pozbawioną znaczenia. Jeżeli wyczuwacie bijącą z tych słów pogardę, to macie świętą rację.

Nie mogę także określić para-kultury awangardą, ponieważ górnolotne 'szukanie nowych środków wyrazu' jest najczęściej jedynie sposobem na przysłonięcie twórczej niemocy. Nie mając nic wartościowego do przekazania, zmieniamy po prostu formę. Dotyczy to tak samo mnie, Ciebie, jak i kogokolwiek innego. Nikt nie może być natchniony '24/7'.

Odmawiam więc przyjęcia do wiadomości, że wszystko już zostało napisane, stworzone, ukończone. Nie zgadzam się na odcinanie kuponów od sukcesu, na degenerację Sztuki, na ograniczenie naszej wrażliwości.

Para-kultura ma za zadanie promować wrażliwość, życzliwość i strawę dla duszy.

Mam nadzieję natchnąć moich czytelników do czynu, jednocześnie pomagając samemu sobie, wyrwać się z marazmu i braku twórczej weny.

Być może kiedyś ten blog rozwinie się na tyle, że założę stowarzyszenie ludzi podzielających moją pasję? Cóż, możemy tylko zobaczyć, co przyniesie przyszłość.

I pamiętaj, drogi czytelniku...

Jeżeli nam zabraknie sił, zostaną jeszcze morze i wiatr... nadejdzie nasz czas!