niedziela, 30 stycznia 2011

Irritus

No, na dobry wieczór zabłysnąłem wygooglowaną łaciną, więc część narcystyczna jest już za mną, mogę przejść do sedna.
Głównym zamysłem tego bloga jest, co rzuca się w oczy z samej góry okienka, opisywanie moich introwertycznych fascynacji i poszukiwań. Następnie zaś proponowanie tego, co się udało, tym kilku czytelnikom którzy tu czasem zaglądają.
Niestety, po dosyć dobrym początku stycznia, wszystko zaczęło mi się walić na głowę.
Tak już wyszło, że kompletnie nie miałem jak pisać o tym, co dobre dla duszy, jako że po kawałku traciłem wrażliwość, chęć do wstawania rano i takie tam.
Jeszcze nie przeszło mi do końca, niemniej stwierdziłem, że koniec z bezczynnością.
Stwierdzenie stwierdzeniem, ale nic co przez ten czas napisałem nie nadawało się nawet na odłożenie do szuflady, nie mówiąc o publikacji tutaj.
Mam nadzieję, że przełamanie nadejdzie dzisiejszej nocy, lecz marna to nadzieja.

Cóż, lepsze to jednak niż nic, więc postaram się jutro coś tutaj wrzucić.
Ostrzegam, będzie to słabe, ionfantylne i strasznie introwertyczne, ale muszę się po prostu przełamać. Aby zaś tego dokonać, muszę zaakceptować, że mój warsztat pisarski zardzewiał i to strasznie.

Także... trzymajcie za mnie kciuki, bo jak nie uda mi się wskrzesić w sobie kreatywności, to już chyba wszystko we mnie umrze.
Poza umiłowaniem do dobrego alkoholu.
I płci pięknej.
Ale co to za życie?

Dobranoc,

M.

czwartek, 20 stycznia 2011

Blake o zagubieniu i...

... i o zagubieniu z pewnego szczególnego powodu.
Tłumacze (mi) nieznani. ALe dają radę. Zaczerpnięte z http://www.poema.art.pl

Ogród miłości

Wszedłem do ogrodu miłości,
I nowy obraz zadziwił mój wzrok;
Ktoś wystawił kaplicę tam,
Gdzie zabaw nie dosięgał mrok.

I jej wrota zatrzaśnięto na głucho
I "Nie będziesz" wyryto na drzwiach;
Zwróciłem się więc do ogrodu miłości
Gdzie kwiatów nie wyrzucano w piach.

I pojąłem, że pełen jest mogił,
I grobowców, gdzie kwiatów był dom;
I księża w czerni snuli się wśród cierni,
I związywali z namiętnością me największe przyjemności.


Dusze zagubione

Dobro i zło
czerwień i czerń
są odzwierciedleniem duszy twej
Twarze dwie
lustrzana igraszka pozwoli ci zrozumieć
obudź swe zmysły, by
zlały się z hukiem gromu
ciemnością nocy
odgłosem śmierci sunącej po szkle

Chcę by po tamtej stronie
nasze dusze radowały się razem
gdy jedna się uśmiechnie
niech druga powtórzy ten gest
Marzyła mi się noc
Noc nadeszła
I jest!


A więc, dobranoc.

M.

czwartek, 13 stycznia 2011

'(...) i w ludziach czarna noc'

Cisza za oknem, w sercu też ciemno
płomyk świecy małej tli się ledwo;
Myśli motyle, trzepoczą stale
rozbijają się w głowie, oby jak najdalej;
Herbata stygnie, książka odłożona,
zakładka-wspomnienie głęboko się chowa;
Wszystkie te dźwięki, gdzieś chroboczące,
ciche westchnienia, kroki ustające,
kładzie się do snu świat niemal cały...
A ja zaś czuwam, w obawy ubrany.
Chłodnymi dłońmi osłaniam płomyczek
ten skromny, nieśmiały, gasnącej nadziei,
może za oknem, hen, gdzieś w oddali
blask ten niknący szczęście odmieni.
Zamykam świat cały w moim umyśle,
serce wszak pełne, a dusza chora,
zamykam siebie głęboko i znikam
przed światem, szarością
jutra i wmuszanej kawy.
Żyję wspomnieniem, czekając na cud.
Nie chcę otworzyć się na coś jeszcze;
Wszak gdy marzenie zamienia się w pył
kończą się słowa, kończą się gesty,
nadzieja gaśnie...
I czas zejść z podestu.

Wszystko i nic

Gdy spoglądam na to, co spotkało mnie przez te pierwsza niespełna dwa tygodnie 2011 roku... to aż nie mogę doczekać się kolejnych miesięcy.
Jest to wszystko strasznie nieprzyszłościowe. Nieprzemyślane.
Takie typowe, z dnia na dzień.
A jednak każdy z tych dni był po prostu kapitalny.
Tak naprawdę nie mam niczego, absolutnie niczego, co czyniłoby mnie człowiekiem odpowiedzialnym, statecznym, patrzącym w przyszłość.
A jednak mam wszystko, ponieważ cieszę się każdą minutą, godziną, każdym dniem.

Powiedzcie sami, jaki jest inny sens życia, niż bycie szczęśliwym?
Fakt, że mógłbym być jeszcze szczęśliwszym.
I, niestety, wiem, że niedługo będę musiał poświęcić znakomitą część tej wolności, by mieć za co utrzymać, hmmmm, lekko szalone tempo.
No i, powiedzmy sobie szczerze, posiadanie własnej, nowoczesnej wersji Izoldy jest również bardzo dualistyczne.
Z jednej strony codziennie otwierają mi się oczy na nowe rzeczy.
Czasem jedno słowo, krótka rozmowa, są w stanie uleczyć wszystkie ciemne myśli.
Z drugiej zaś stony, różnica między poziomem endorfin, gdy 'istnieje' i gdy 'jest blisko', potrafi dać w kość.
To faktycznie straszny odwyk.
Niemniej, jest to więcej niż miałem kiedykolwiek wcześniej, więcej niż dały mi całe lata różnych związków.

To wszystko jest strasznie głupie. Takie romantyczno-idealistyczno-bolesne.
Typowo słowiańskie, cholernie polskie.
Tęsknota za czymś niemalże nieosiągalnym.
Czy emocje byłyby tak samo silne w innej sytuacji, gdyby sprawy układały się inaczej?
Nie wiem, mogę jedynie wątpić, by to wiele zmieniło.

Czasem kategorie wyjęte żywcem z literatury, kształtowane archetypami i wsparte wydarzeniami z życia są silniejsze od szarej codzienności.

I dzięki temu wstaję rano.
Nie wiem, co Was do tego zachęca, pewnie innie sprawy, każdy wszak jest inny, odmienny.
Niemniej, mam nadzieję, że macie coś takiego.
Albo kogoś.
Bądź, że to szybko znajdziecie.
Czasem można mieć jednocześnie wszystko i nic... i być szczęśliwym, albo chociaż do tego szczęścia dążyć.

Shalom,

M.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Powrót do 'normalności'

... nastąpił wczoraj, około północy, gdy wylądowałem w domu. Nie była to najdłuższa, czy najintensywniejsza odyseja, w jakiej brałem udział, ale na pewno będzie należała do jednej z najbardziej udanych. I to bynajmniej nie ze względu na rozmach biorących w niej udział osób, gdyż całe jej serce stanowiły jedynie cztery osoby.
Myślę jednak, że w ten czy inny sposób, dostarczyliśmy dużo wrażeń także osobom postronnym, bądź wciągniętym w ten czy inny sposób w nasze mniej lub bardziej głupie pomysły.
Pokłosiem mamy ciekawe zdjęcia, solidarne zignorowanie odliczania sławnych 'dziesięć, dziewięć...!' i już chyba ostateczne skrzywienie poczucia humoru.
Myślę także, że krakowskie łabędzie będą nas wspominały z pewnym rozrzewnieniem, szczególnie zaś Mietek i Stefan. *Tacy* kolesie. ;)
Jaki by też rok nie był, tak naprawdę nie zmieniło się nic.
I tak ważne jest tylko tu i teraz. Oraz jutro.
Choć... 'nie wiem, czy ja jutra rana dożyję'.

Przepowiem Wam zaś, jaki będzie nowy rok.
Będzie taki.
Albo taki.

Z ukłonem dla kieleckiej grupy Ankh,

M.