czwartek, 30 czerwca 2011

Te wschody słońca

Oglądam je już od kilku dni. Sam nie wiem czemu. Lubię te chwile, gdy miasto budzi się do życia. Z wyprawy na Krym nici, więc trochę podupadłem na duchu.
Nic straconego, jednak, szykują się dwa całkiem ciekawe weekendy, później zaś marzą mi się Bieszczady. Stopem. Z namiotem. Książką. Notatnikiem i ołówkiem.

A może kajś indziej? Ech, biją się we mnie sprzeczne uczucia.
Walkabout. Rytuał dorosłości, rodem z Australii. Nie mam zamiaru siedzieć miesiąca na pustyni błędowskiej, ale z chęcią poszwędałbym się po jakiś bezdrożach.

Pewnie łatwo zauważyć, że niespecjalnie lubię ludzi. Przebywanie z kimś przez dłuszy czas bywa dla mnie.... bardzo męczące. Brakuje mi cierpliwości, rozmowy mi powszednieją. Jak już napisałem, po prostu męczą.

Z drugiej zaś... mam kompleks mentora ;). Przyjemnie jest jednak czasem do kogoś się odezwać. Szczególnie na temat, na który coś wiem. O tak, lubię dzielić się wiedzą :). Takie małe zboczenie.

I jak to pogodzić? Potrzebę włóczęgi z całą tą otoczką 'prawdziwego' świata. Pracy, kontaktów międzyludzkich, wszystkich tych drobiazgów którymi ludzie przejmują się na co dzień.

Jak mi coś wpadnie do głowy, to z pewnością Wam przekażę, jakaż to epiphaneia mnie naszła ;).

Tym czasem zaś... życie czeka.

M.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Remixy...

Kit czy może... nowatorstwo?
Dręczy mnie pytanie, czy ważny jest produkt końcowy, efekt, czy też jednak liczy się także droga, umiejetności i wirtuozeria.
Spójrzmy na zespoły takie jak Koop, czy też Jazzanova. To przecieć nu jazz, acid jazz, teoretycznie muzyka elektroniczna.
Jest jednak o wiele głębsza od wszelkiego rodzaju dubstep'u, że o techno nawet nie wspomnę.

Kiedyś uważałem, że bez wirtuozerii nie ma nawet co mówić o Sztuce. Cóż, dalej po części mam te przekonanie we krwii, o wiele łatwiej jednak jestem skłonny nazwać coś po prostu sztuką.

Cóż jednak począć z remixami? Czasem są dobre. Wielokrotnie są prostsze od coverów.
Czasem są jednak nowatorskie.

I gdzie tu zaczyna się kicz, gdzie kończy się zapożycznie? A gdzie zaczyna plagiat?
Czy można nazwać artystą kogoś, kto tylko przetważa? Sample, brzmienia, dźwięki, pomysły...
Nowatorstwo i świeżość wzięta z czegoś już istniejącego.
Na ile jest to podobne do oddania hołdu w literaturze? Nawiązań stylem, literackich fascynacji. Niby łatwiej, a jednak trudniej. Więcej słów przecież wypowiedziano, niż zagrano dźwieków.
Lecz i te się powoli kończą.

Proste? Arytmiczne? Skomplikowane? Szokujące? Nie wiem jakie mogą być.
Jednak takie poszukiwanie, jak przedstawione poniżej...

Pasuje Wam, czy nie? Ja swojego werdyktu nie zdradzę.

niedziela, 19 czerwca 2011

Sztuka dla sztuki?

A może coś więcej?
Odpowiedzcie na to pytanie sami, tak szczerze...
Co Was bawi, co Was kręci, nęci, porusza?
Coś 'ambitnego'? Szokującego? Lekkiego?
Coś co porusza emocje, czy może raczej skłania do refleksji?
Gdzie kończy się sztuka, a zaczyna kicz?
Co u Was jest sacrum, a co profanum?

Postaram się zaprezentować kilka takich rzeczy, ze swej natury dość kontrowersyjnych (nie tak jak genitalia na krzyżu, to po prostu pieniactwo i brak dobrego smaku; tak, narzucam się).

Dzisiaj zaproponuję cover 'I wanna be your dog', oryginalnie by Iggy Pop. Tutaj zaś...

środa, 15 czerwca 2011

Cansado

Za oknem mrok ustępuje szarości
ptasie trele słychać już od jakiegoś czasu
pełne budzącej się, beztroskiej radości
u mnie zaś przy ręce stoi butelka, niemal pusta
zabija do końca Jej smak na moich ustach.
Gdzieś hen odpływają wspomnienia radości
zobojętnienie trwa, wnika głęboko w kości
odchodzi w niepamięć postanowienie wczorajsze
tylko jedną myślą duszę swoją chcę karmić.
I wzywa mnie przestrzeń bezkresna, nieznana
wzywa mnie i kusi bezwiednych marzeń zjawa
chłód poranka goni do wspomnień czaru
przegania tlące się resztki namiętnego żaru.
Sam już nie wiem czy wypaliłem się czy trwam
zawieszony w przeszłości, czekając aż obudzę się
dnia następnego, gdy coś we mnie w końcu zagości
rozbudzą się, znowu, uczucia do świata, kogoś, siebie
gdy obejmę rękami i myślami ciepło, światło
kolebiące się u wrót duszy spełnienie.
Na ile wystarczy? Nie wiem, wiedzieć nie chcę
czekam tylko na rozbudzenie tego co uśpione,
co żyć i starać się chce choć trochę
sił na ostatnią dodaje mi drogę.
Uśmiecham się więc z wysiłkiem i przybieram maskę
by świat się nie zmartwił, gdy nie pojawię się z
wyblakłym, sztucznym blaskiem.


15.06.2011

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Niedopowiedziane

Cisza przedziwna i absolutna
Cisza do niczego innego nie podobna
Podszyta strachem przed jej złamaniem
Zwinięta wokół jej odległych granic
Cisza złośliwa i cisza nieznośna
Dławiąca serce i duszę wiążąca
Wyprana z uczuć a nawet sumienia
Daleko spychająca wszelkie pragnienia
Obita milczenia osiadłym kurzem
Zabita przestrzeni strasznej deskami
Wbija się w serce i czyści duszę
Wypłukując ostatnie uczucia na amen

Biorę więc Ciebie, w me palce - instrument
czuję jak ustępujesz pod nimi, miękka
Wszystkie te drobne chwile tu wiodą
bliżej aby we krwi głośnego dudnienia
już nie słyszeć siebie ni świata
zapatrzony i zasłuchany w twą muzykę
Tak jak światło ciemność przegania
Ty odpędzasz ode mnie złe myśli
zaciśnięta na mnie piąstką
i krzykiem


13.06.2011

sobota, 11 czerwca 2011

Winne myśli

Powiadają, że człowiek prosty ma mniej trosk, gdyż mniej się zastanawia nad swoim życiem, nad sprawami wyższymi, ot ma proste i przyziemne problemy.
Gdyby więc przyjąć, że im ktoś się więcej zamartwia dość ... górnolotnymi problemami, to powinien być geniuszem. A może raczej, idiotą?
Sam już nie wiem, szczególnie że w krwi płynie mi alkohol. Winny, a jakże.

Widzicie, noc mnie zawsze urzeka. Łatwo się tego domyślić, wiem. Bywam przewidywalny.
Posłuchajcie jednak tego oddechu śpiącego miasta. Cichym ptaków. Wiatru. Tak, w końcu słychać wiatr, nawet jeżeli lekki, zaledwi szept.
Od czasu do czasu samochód przemknie tu i ówdzie, jak zbłąkana myśl. Jak przewracający się z boku na bok śpiący człowiek.
Miasto śpi... i śni. W dzień zabiegane, odpoczywa. A może właśnie siedzi na swoim balkonie z fajką i marzy? Kolektywnym marzeniem o lepszym jutrze.
Moje miasto jest właśnie takie. Ciche i rozmarzone, trochę rozkojarzone, nieporządne i nieuczesane.
Panuje w nim bałagan, część się naprawia, część zaś zaniedbuje.
Czasem pije, czasem pali, czasem pełne jest bęcwali.
Jest jednak jedna rzecz, za które tę swoją przyszywaną Legnicę kocham.
Z balkonu widzę pola, lasy i świat.
Wiecie, takie obiecujące ucieczkę. Hen, daleko.
Rzekłbym nawet, w pizdu.
Nie dlatego, że chciałbym opuścić to miasto. Nie mam nic przeciwko niemu.
Jest przyjemne. Ani za małe, ani za duże.
Ani za głupie, ani za mądre.
Po prostu nic mnie nigdzie, tak naprawdę, nie trzyma.

Wiem, żę kilka z czytających to osób odczuwa ciągły brak czegoś.
Czegoś nieokreślonego, nieuchwytnego.
Nie da się tego opisać, ba, chociażby zrozumieć. Można tylko poczuć.
I rzadko zwraca się na to uwagę, kiedy jest blisko.
Ja czuję wtedy spokój. Rzadko mi się to zdarza, ale jednak tak jest.
Mogę się czymś tam poddenerwować, okazać oblicze jakiejś mojej prywatnej nerwicy, ale nie odczuwam... braku.
Powinienem być wtedy szczęśliwy, prawda? Przeszczęśliwy i radosny.
Cóż, niestety jest tak, że przejmuję się wtedy czymś innym.

I oto inne z moich winnych myśli. Winnych temu, że coś powstrzymuje mnie przed poukładaniem się.
Powiem szczerze, lękam się tego, rutyny, powtarzalności i zatracenia się.
Nie wiem jednak co mi bardziej przeszkadza, to co wymieniłem powyżej, czy te chwile, kiedy nie ma przy mnie nikogo, kiedy czuję się samotny.
I nie mówię o czasie, gdy siedzę ze znajomymi w pubie, chodzę kajś po górach, czy innych lasach, bądź parowach.
Wtedy często mi czegoś brakuje...

Jakie zaś jest Wasze miasto? Co przeszkadza Wam?
Jakich marzeń boicie się spełnić?
Wydaje mi się, że wiele osób nie tyle nie wie czego chce, co boi się to dostać... wszak wygodniej jest marzyć i żyć asekurując się, niż zaryzykować.
Prawda?

M.

czwartek, 9 czerwca 2011

Szept wyśnionych motyli

Nocą zostaję sam na sam z myślami
Mymi ulotnymi, szepczącymi motylami
Niektóre skrzydła mają chore, zniszczone
Inne piękne, kolorowe, czasem zaś wyśnione
Jedne nieśmiałe i piękne, są też głośne, brzydkie
Łopocząc o ściany sumienia, przypominają swym krzykiem
Rzeczy ulotne, na granicy pamięci przyczajone
I te wyraźne, których smak wciąż spoczywa na
Pyłku kwiatów mego życia.
Wyrosły one na na dzikich skałach
W serca pękniętego wyłomie
Na łzach moich i obcych, czasem zaś mi drogich
Każdej myśli, czynu, gestu, każdej drogi zbłądzonej
Śmiechu i zgryzoty, oparów absurdu
Marzeń, obaw, strachów
Uczuć połych i wzniosłych
Których korzenie głęboko w duszę moją wrosły.
Leżę tak, siedzę albo chodzę,
W zasięgu zaś butelka, czasem fajka lub
Nocne powietrze, chłodząc rozpalone czoło
Łagodząc złe myśli, bądź też, ku przekorze
Rozpalając zmysły pragnień dzikim pożarem.
I zawsze tylko zostaje właśnie to życzenie
Aby żyć jeszcze i mimo wszystkich tych
Rzeczy pięknych i strasznych
Mojego dymu i luster, najważniejszych skarbów włąsnych
Nie skończyło się, lecz trwało i mnie dalej karało
Za głupią, szczeniacką wiarę w piękno tego świata
Za tę miłość, którą pałam do życia, uczuciem wariata...
Sen więc nie nadejdzie, jestem tylko ja
Moja dusza posklejana, kilka wspomnień
I cisza...


09.06.2011

M.

wtorek, 7 czerwca 2011

III Furie

Co prawda byłem na tym przedstawieniu w sobotę, ale tak jakoś się złożyło, że dopiero dzisiaj mam wenę na napisanie kilku zdań o nim.
Czemu kilku? Trochę mi wieny brakuje. Jak piszę, to straszne, introspektywne smęty, więc kupiłem sobie notatnik i sukcesywnie zapisuję i spalam to co napisałem, kartka po kartce.

Ale, ale... jeżeli tu z jakiegoś powodu zaglądacie, to nie po to, żeby czytać moje wynurzenia (taaak, oczywiście).

III Furie to jedna z nowszych sztuk wystawianych w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Sztuka mocna i bezkompromisowa.
Kapitalnie napisana, zaaranżowana, przedstawiona i zagrana.
W dodatku z muzyką na żywo. Tym razem bez 'zwyczajowych' muzyków (pozdrowienia dla Amadeusza), za to z dość ostro grającym zespołem rockowym.
O czym zaś sama sztuka opowiada? Chyba o wybaczeniu.
Nie tylko sobie, ale i komuś.
O wybaczeniu, o całym brudzie jaki w nas siedzi, jaki lubimy dostrzegać w innych.

Nie powiem, z początku sam nie czułem się na niej zbyt dobrze. Epatowała brzydotą i agresją, taką brudną polskością.
Wiecie, o czym mówię? O menelach, kurwach i zasiłku.
O narodowościowych frazesach, otaczającym nas syfie i braku nadziei.
A przede wszystkim, braku kultury.
Tego mi trochę zabrakło. Było katharsis, a jakże.
Mocne i głębokie, nie przeczę.
Dalej jednak za lepszą, ba!, niedoścignioną sztukę uznaję 'Szawła'.
Tam brud i szara codzienność sąsiadowały z czymś wznioślejszym, piękniejszym.
Tutaj, to co naprawdę piękne, było już od dawna martwe.

Czy naprawdę żyjemy w aż tak upadłym i beznadziejnym świecie, jak przedstawiono to nam na scenie?
Gdy upadły ideały, nie ma miejsca na moralność (taaaak, ja to mówię? heh...).

Nie wiem, nie chcę dawać gotowych odpowiedzi. Pomyślcie sami, wszak tylko to nam zostało :).

I tak czy siak, odsyłam na III Furie, naprawdę warto.



http://pl.teatr.legnica.pl/index.php?option=com_djcatalog2&view=item&id=74&cid=1&Itemid=4

Uwaga! Poniżej są spoilery.

http://kulturalia.lca.pl/news,25894,III_FURIE_Emocjonalna_wyzymaczka.html

Dobranoc,

M.