piątek, 30 września 2011

Same smęty :)

... wpisuję ostatnio ;). A i od niemal tygodnie cisza i posucha.
Tak to już bywa, różne rzeczy na głowie, to i mniej czasu na filozofowanie.
Z premedytacją założyłem dzisiaj woodstockową 'chuligańską' koszulkę, czapkę z daszkiem i trampki, żeby wyglądać jak najmłodziej.
Niestety, nie nabrali się w sklepie, nie pytali o dowód.
Ech, no już te moje ćwierćwiecze minęło jakiś czas temu, ale miałem nadzieję, że młodzieńczy urok niebieskiego ptaka mnie nie opuścił :(.

Generalnie, ciekawa sprawa. Na ile człowiek jest tym, kim myśli że jest, a wypadkową tego, jak go odbiera (i współkształtuje) otoczenie.
Wiadomo, kierunkowanie, afirmacja (lub odtrącenie), wszystko to ma wpływ na nasz rozwój. Ewolucję wewnętrzną, poglądów, przekonań, zachowań.

Bardzo często wystarczy, żebym nie przestawał się uśmiechać, a ludzie dookoła zaczynają nie dość że pozytwniej odbierać moją osobę - to jeszcze i otoczenie.
Taka mała sztuczka, wiele razy stosuję ją w pracy.

Keep smilin'.

Byle do przodu, byle się nie poddać. Zęby zaciskać w głębi, w duszy, a przed sobą maska. Wszystko jest w porządku, nic mi nie działa na nerwy, wszystko gra, wcale nie pociąga mnie to, co za oknem.
A najdziwniejsze jest to, iż to...

.. działa.
Kompletne przeciwieństwo samospełniającego się proroctwa. Kompletne przewrócenie do góry nogami tego, czego oczekuję.
Zamknięty w sobie melancholik jest w stanie ludzi zaczarować. Słuchają. Robią notatki. Zwracają uwagę na to co mówi(ę).

Czy to dlatego, że wierzę w to co mówię? Że wiem, o czym mówię?
W zasadzie jest to jedna z moich pasji. Słowa, to jak się łączą, jak je odbieramy, jak zmieniają sie ich znaczenia. Kontekst, cel, odbiór. Wszystkie te niuanse.

I nagle ten nieśmiały chłopak z liceum, o urodzie ciemnookiej dziewczyny, w porozciąganym swetrze i glanach stoi przed ludźmi, niby w koszuli, ale jednak po swojemu, z nieśmiertelnikami na piersi, upaprany kredą i z ogniem w oczach.
Kiedy się ta zmiana dokonała? I na ile jest stała?

Sam nie wiem, mam nadzieję że kiedyś się przekonam - i nie rozczaruję, cóż, przede wszystkim samego siebie. Tak naprawdę nie mam zbytnich wymagań co do życia, nawet i co do siebie. Ale te kilka, które mam są tak niebotyczne, tak nieosiągalne... że może i kiedyś się spełnią?

Także pozostaję w zadziwieniu, jak bardzo pozytywny odbiór ze strony innych ludzi nie tyle wzmaga poczucie własnej wartości (które na swój wypaczony sposób mam wręcz narcystyczne), lecz raczej poczucie siły. To naprawdę uskrzydla.

A jak inni sobie radzą? Nie mam pojęcia.
Dlatego właśnie cały czas kolejne kartki książki idą do wirtualnego pieca.
Może ktoś mi w tym pomoże :) ?

M.

sobota, 24 września 2011

Cień zapachu

Otwieram oczy i już wiem, że to sen
w połowie wspomnienie, w połowie marzenie
lęk, kropla bólu
a ja i tak chcę znaleźć się tam znowu.
Z minuty na minutę wspomnienie jej zapachu
blednie, rozwiewa się
odchodzi w niepamięć.
Szukam go, zaklinam, lecz ten nieubłagany
wraca we mnie gdzieś głęboko
chowa się, bliski zapomnienia.
Wszystkie plany na ten dzień
na słońce, na działanie i życie
pozamiatały się razem ze mną.
Ot, melancholia rozlana cichym strumieniem
i te myśli, wszechkolorowe
jedne piękne i łagodne
inne ciemne, burzowe.
I tak zamiast cieszyć się dniem
przyszłością i życiem
tkwię sobie w tęsknocie
nad przeszłością blednącym zachwycie.


Chyba dopadają mnie jesienne demony...

M.

piątek, 23 września 2011

Liście myśli wrzątkiem zalane

Rankiem - ciemna herbata
gorzka, w pretensjonalnym kubku.
Coś jak francuska secesja, takie
À la - wiesz - udawane.
Zamyślony człowiek nad herbatą
stuk łyżeczki o szkło.
A ja nie słodzę, ani nie piję ze szklanki
ani ze mnie człek nieszczery
ani ze mnie barbarzyńca
socrealizm przeżyłem z poczuciem piękna
nietkniętym - lecz zmienionym?
Za oknem deszcz, a ja się uśmiecham.
Za oknem słońce, a ja niemal płaczę.
Jak ja dzisiaj światu wszystko wytłumaczę?
W biurku mam takie jedno zdjęcie
bardzo sercu memu drogie
boję się jednak na nie patrzeć
boję się wziąć je z sobą w drogę.
Idę więc ku dniu nowemu śmiało,
odważnie - lecz z duszą na ramieniu
wszak tak łatwo by los uległ rozkapryszeniu.
Codziennie przegrywam sam z sobą
wygrywam z myślami
karmię się spełnionymi niegdyś pragnieniami.
Zaś głód zostaje, ot, jeno oszukany,
schowany pod poduszkę, w niepamięć ubrany.
Pustkę zakrywam uśmiechem i już sam nie wiem
czy życie kocham, czy może już w mnie ani trochu
na przekór naturze
nie wierzę.
I zachwycam się promieniem słońca
tańcem refleksów na wodzie
książką, filmem i muzyką
i mijanym uśmiechem.
Później zaś patrzę na smutnych, szarych ludzi
tych na ulicach i tych w mojej głowie
i sam już nie wiem czy sobie
czy też im współczuję.
I tak mija minut kilka, gdy herbata stygnie.
Później tylko wypić, buty zawiązać
rower wynieść...
i tak mija mi pół tygodnia.
Mija, omija i już nie wróci.
Ciekawe, kiedy to do mnie dotrze
i bardzo zasmuci.


noc z czwartku na piątek, 22/23 września 2011

M.

ps. zgubiłaś niezapominajkę?

poniedziałek, 19 września 2011

Czasem wystarczy obraz.

Nawiązując do stylistyki 'steampunk', o której wzmiankowałem w poprzednim wpisie:
Poniższa animacja jest przygotowana starannie, z pomysłem i z uczuciem.
Wywołuje uśmiech, zadumanie i refleksję. Cóż, przynajmniej u mnie :).
Mimo podobieństwa do 'wyprawy Jaspera', jest to praca dyplomowa innej osoby. Jest także krótsza :).

O czym jest? O Miłości, czy może raczej... wynalazku miłości. Nie jest to, rzecz jasna, trafne tłumaczenie, lecz, w tym wypadku, 'invention' jest słowem dość wieloznacznym, zaś nie chcę psuć odbioru tłumaczeniem kontekstowym.

Ot, zapraszam. I chciałem powiedzieć, że nie jest to, jak można by sądzić z początku, przewidywalna bajka ;).



Dobranoc!

M.

czwartek, 15 września 2011

Alt art poznania wart :) ?

Ludzka kreatywność ujawnia się na wiele sposobów. Często jest to wyraz przeciwstawiania się otaczającym 'nas' zmianom, bywa to też pochodną jakiejś wisielczej fascynacji zepsuciem, upadkiem, rozkładem.
Ileż pięknych dzieł i utworów powstało z okazji rozmaitych fin de siècle !
Cichy lub głośny bunt przeciwko zaściankowi, przeciwko idącym w złą stronę zmianom, bądź swoisty kult paradoksu, połączenia piękna z zepsuciem.

Jednym z natkich nurtów jest, relatywnie nowy, steam-punk, post-wiktoriańskie połączenie mentalności 'no future' wyjętej z muzyki punkowej z klimatem retro opartym na rewolucji przemysłowej opartej o silnik parowy.
Zresztą nie tylko, jest to tylko pewien zarys, nie zaś obramowanie!
Jedną z nowszych, a genialnych, inspiracji tym nurtem jest znakomita animacja:



Poczynając od protoplastów pokroju Juliusza Verne, przechodząc przez zapożyczenia widoczne chociażby u Tima Burtona ('Edward Nożycoręki'), prezentuję państwu alternatywny sposób spojrzenia na świat. Alternatywną estetykę ;).

...

Zaś inna, pochodna, choć odmienna forma?
Tzw. industrial.

W tym wypadku nie będę się rozpisywał, jako iż jest to forma (głównie muzyki) o wiele bliżej i szerzej znana statystycznemu odbiorcy.

Zaprezentuję jednak, w ramach rekompensaty, X edycję wrocławskiego Industrial Art Festiwal: http://industrialart.eu/festival/

Czego tam można się spodziewać? Ot, chociażby:



Czy jest to warte bliższemu się przyjrzeniu? Pozostawiam to już indywidualnym gustom.

M.

poniedziałek, 12 września 2011

Tolerancja? Nie dzisiaj :)

Temat ciekawy, aczkolwiek na inną okazję.
Powstrzymałem się przy 9/11 i teoriach spiskowaych, więc wytrzymam jeszcze chwilę.
Tolerancjaj est przereklamowana... i tyle.
W Holandii do parlamanetu wchodzi pro-pedofilska partia. Demokracja...
W Niemczech do Bundestagu wchodzi, z oporami, Partia Piracka. Demokracja!
Władza, wola, ludu, lecz ja nie potrafię się opowiedzieź, naraz, za jednąi drugą.

Każdy ma wszak własne przekonania, które nie zmienią się ot tak, pod wpływem chwili. A nawet i pod wpływem mocnej agumentacji. Jest to niemożebnie bardziej skomplikowane.
Zdaję sobie z tego sprawę, przyjmuję to do wiadomości.

Jednak dalej nie będę wyrażał zgody na 'akceptację' przeciętniactwa.
Mam swoje grzezski, jednak nie będzie do nich należała zgoda na 'bylejactwo'.

Niech za przykład posłuży utwór mający promować trzecią płytę kapitalnego polskiego zespołu, Ankh.
Z licznych powodów, nigdy nie ukazał się on, mimo rzeszy oddanych fanów i wielu nagród (także zagranicznych) w polskiej 'telewizorni'.

Niech więc cieszy oczy (i uszy) wybrańców:

sobota, 10 września 2011

Parzenie herbaty zawsze mnie uspokaja. Taki mały, prywatny rytuał.
Najlepiej, gdy jest to herbata czarna, mocna i gorzka.
Zmieniając słowa Neila Gaimana - 'ciemna jak noc i gorzka jak wyrzuty sumienia' (w oryginale - 'słodka jak grzech').
Podobno dostrzeganie piękna w rzeczach prostych i codziennych, to wyznacznik wrażliwości, czy to estetycznej, czy innej. Myślę jednak, że w tym przypadku się 'zawieszam'.
Lubię patrzeć na unoszącą się znad kubka parę. Taką leniwą, snującą się nad ciemniejącą powierzchnią, ulatującą w ciepłe powietrze.
Także zapach. Zmienia się powoli, subtelnie. Z rozgrzanej wody w... ten specyficzny aromat. Zależy od herbaty. Przypisany do oddających swój smak wodzie wysuszonych liści. Oj tak, nie ma to jak porządna liściasta herbata.
Nie jakieś tam torebki, nie daj Boże Liptona!
Zmiotki z kontenera transportowego :). Cóż, Azjaci i tak się z nas śmieją, że pijemy zepsutą herbatę. Ich strata.
Lubię zieloną. Ba, nawet i (wodnista, zdaniem niektórych) biała herbata ma swój urok.

Wszystko to, jednak, sprowadza się do garbników pieszczących mój język.
Lubię wyraziste smaki, aromaty... i inne takie ;).
Są ludzie, którzy preferują przyprawy łagodne (ja to nazywam - mdłe), słodką herbatę, czy tam jakieś pstrokate kolory.
Problem w tym, że łagodne przyprawy, choć mogą być skomponowane ciekawie, generalnie jednak powodują mało-wyrazisty, nieciekawy smak.
Słodka herbata nie tylko szkodzi na zęby, jak kogoś to obchodzi to i talię, a w dodaktu zabija właściwy jej smak (mam pewną zaciętą, trwającą wiele lat dyskusje na temat stosowania pieprzu do potraw; pozwolę sobie pozostać w pewnej nieścisłości i zachwycać sięnaturalnym, wyrazistym smakiem, zamiast go 'rozcieńczać').
Co do kolorów zaś - najczęściej, idąc ulicą, mam ochotę wykonać tradycyjny 'facepalm' widząc, jak tragiczny gust mają niektóre mijane osoby.
Hmmm... pozwolę sobie na taki gest, acz wirtualny, na zapas :).

............................................________
....................................,.-'"...................``~.,
.............................,.-"..................................."-.,
.........................,/...............................................":,
.....................,?......................................................\,
.................../...........................................................,}
................./......................................................,:`^`..}
.............../...................................................,:"........./
..............?.....__.........................................:`.........../
............./__.(....."~-,_..............................,:`........../
.........../(_...."~,_........"~,_....................,:`........_/
..........{.._$;_......"=,_......."-,_.......,.-~-,},.~";/....}
...........((.....*~_......."=-._......";,,./`..../"............../
...,,,___.\`~,......"~.,....................`.....}............../
............(....`=-,,.......`........................(......;_,,-"
............/.`~,......`-...............................\....../\
.............\`~.*-,.....................................|,./.....\,__
,,_..........}.>-._\...................................|..............`=~-,
.....`=~-,_\_......`\,.................................\
...................`=~-,,.\,...............................\
................................`:,,...........................`\..............__
.....................................`=-,...................,%`>--==``
........................................_\..........._,-%.......`\
...................................,<`.._|_,-&``................` Cóż, przy herbacie jest czas, by pomyśleć. Przypomnieć sobie co gorsze potrowki. Dla przykładu, jak żółte skarpety do czerwonych balerinek, czy jak tam się te obrzydliwe ciżmy nazywają. Na szczęście trafiają się też osoby ciekawe, przyjemne dla oka i generalnie przywracające mi wiarę w ludzi (mówię, oczywiście, o płci pięknej, na facetów się nie patrzę :> ).

Także proszę, nie prowadźcie mdłego życia, doceniajcie jego przyprawy (pieprz i wanilia! :D ), zaś oczom mym dajcie odetchnąć od tego co 'modne', zaś zakładajcie to co autentycznmie ładne - i w czym dobrze wyglądacie ;).
Mała korekta w stronę czytających moje wypociny mężczyzn - biała, obcisła i przepocona koszulka... naprawdę? Skarpety do sandałów? 'Adasie' w pubie?

Litości :>

M.

czwartek, 8 września 2011

Deszcz

Jedni go uwielbiają, drudzy go nienawidzą.
Jednych wesli, śmieją się, stojąc w jego strugach, inni zaś się smucą.
Ja sam mam skłonności melancholiczne, więc wyzwala we mnie przeróżne refleksje.
Nigdy nie kryłem również, że mam skłonności do swoistej medytacji, zapadania w pewien rodzaj transu, przy przeróżnych czynnościach.
Także, gdy słucham płynącej wody. Lub bębniącego o szyby deszczu.

Atawistyczne odruchy nakazują człowiekowi schować się przed spadającymi z nieba kroplami. Przecież to moczy, to ziębi, jest nieprzyjemne. Mnie jednak często kusi, nęci, żeby wyjść, odkryć głowę, dać się przemoczyć.
Poczuć coś. Że żyję. Odświeżenie.

http://www.rainymood.com/

Ta właśnie strona wyzwala we mnie podobne emocje.
Teoretycznie jest to projekt muzyczny. Cóż, jeżeli takie 'coś', jak techno czy dubstep nazywamy muzyką, to odgłos deszczu jest nią tym bardziej.
Wywołuje emocje, oddziałuje na człowieka.

Aczkolwiek, to nie koniec. Przecież po każdym deszczu się przejaśnia.
I nadchodzi czas na dalsze życie.

http://www.forestmood.com/

Pozdrawiam,

M.

sobota, 3 września 2011

Cogito ergo...

Unoszę się gdzieś tam pomiędzy wyobrażem o tym, kim jestem, a między tym, jak jestem postrzegany. Czy znam siebie? Tak naprwdę? Czy ktoś może to powiedzieć o sobie?
Znać swoje reakcje, nigdy się nie zaskakiwać?
Wzruszyć się czymś nietypowym, bądź odwrotnie, pozostać obojętnym, gdy inni są poruszeni.
Być pewnym czegoś, by później stanac jak wryty, nie mogąc podjąć żadnej akcji nie reakcji.
Zazwyczaj mam dobry refleks. Za młodu, grając w piłkę nożną, często stałem na bramce, 'wyjmując' piłki 'nie do obrony'. A jednak: pamiętam taki wieczór, jeszcze w Dublinie, gdy szedłem ze znajomymi koło Talbot Street. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, kierowaliśmy się do pubu. Niedaleko jechał autobus, jeden z ostatnich 'doubledeckerów' na Wyspach, od kiedy Londym zrezygnował z tej ikony. Szedł tam też wyraźnie zawiany Irlandczyk. Widziałem go, wiedziałem co się stanie, a jednak, gdy się potknął, byłem jak sparaliżowany. Nie drgnąłem ani o centymetr, po prostu wrosłem w ziemie, patrząc na niego, widząc już, jak wpada pod koła.
A jednak... najbardziej 'misiowaty' z całem paczki zareagował błyskawicznie, wyciągając Irlandczyka za fraki - i to wcale nie w ostatnim momencie.
Ani po sobie, ani po nim nie spodziewałbym się aż takich skrajoności.

I nie tylko to mnie zaskanuje. Dla przykładu - jestem chorobliwie nieśmiały ;). Introwertyczny egocentryk, a jednak bywam odbierany bardzo ekstrawertycznie.
Myślę, że to taki element samoobrony. Jak już muszę mówić, to powiem dużo, jednak czy powiem dużo o sobie?

Czasem łatwo jest przejrzeć ludzi na wylot. Łatwo jest ich określić, zaszufladkować. Ba, sam tak często robię, dzieląc ich na ciekawych, nudnych i tych 'z potencjałem'. Rzadko mylę się tutaj w perspektywie długofalowej.
Nie pozwalam sobie, również, na luksus stałego 'ometkowania'. Życie nauczyło mnie, po pewnym trzyletnim związku, że lepiej co jakis czas dokonać ponownej analizy, niż patrzeć na osobę przez pryzmat tego, kim była kiedyś. Inaczej można popaść w psychozę naprawy sytuacji, walczyć o kogoś, kogo już dawno nie ma.
Nie powiem, że nie było. Ludzie się wszak zmieniają.

Moja osobista pycha? Zła ocena początkowa? Możliwe. Ale tutaj podpadamy pod kategorię 'potencjału' ;).

Być może najgorszą torturą dla mnie, jest przyebywanie przez długi czas z nudnymi osobami (definicja za chwilę). Obojętnie, czy chodzi o życie prywatne, czy zawodowe, nie ma nic gorszego niż szarość i przyziemność. Szczególnie, gdy ta przeciętność, intelektualno-osobowościowa, idzie w parze z ego i przekonaniem o własnej 'zajebistości'.
Wiecie, jak to jest. Na pewno.
Ten wujek, czy znajomy, który zawsze wypije za dużo i opowiada stare kawały, rzuca kretyńskimi powiedzonkami i uważa się za duszę towarzystwa.
Głośna koleżanka z pracy, która opowiada o fascynujących ją rzeczach.
Ten wymądrzający się pseudo-inteligent, wypisujący pierdoły grafoman.

Każdy ma swoje znienawidzone typy osobowości. Często, co przyznaję bez bicia, wolę unikać kontaktów z ludźmi, niż narażać się na wysłuchiwanie czerstwych banialuków.
Z drugiej strony potrafię wyjść wieczorem sam do baru, żeby pogadać przy pary kieliszkach, lub piwach, z barmanami(-kami... nie ukrywajmy ;) ).

Niemniej, ludzie nigdy nie przestają mnie zadziwiać. Gdy już jestem niemal na krawędzi machnięcia ręką na świat i zostania pustelniko-wagabundo-czymśtam, coś mnie porusza. Zachęca do dania światu kolejnej szansy.
Chyba już taką mam naturę, iż ten niepoprawny idealizm wzejdzie wszędzie, nawet na kloace polskiego życia codziennego.
A może właśnie dlatego taki jestem? Taki bunt?
Szukanie piękna wbrew rozsądkowi?

Człowieka nic nie pokona, o ile ma siłę walczyć. O siebie. O swoje marzenia.
Ideały.
Bo i na cóż mi pięniądze, mir, splendor, gdy codzienność jest szara?
Świat w mojej głowie jest o wiele ciekawszy od tego, którym przejmuje się większość znanych mi osób. Poza kilkoma wyjątkami, należącymi zresztą do przeszłości, nie żałuję żadnego z dni mojego życia.

A czy nie o to chodzi w tym naszym istnieniu? Spojrzeć za siebie i się uśmiechnąć. Przecież o tym marzyło tak wielu...

M.