Proszę państwa, dla mnie ta sytuacja jest nie do zaakceptowania.
Nie będę już nawet pastwił się nad nieadekwatnością cytowanego fragmentu, nad bulwarkowo chamskim wyrwaniem z kontekstu i zbrukaniem genialnego wiersza.
O czym to ja?
Wiadomo, o najpodlejszym ataku na poezję, jaki miał miejsce w tym wieku... a jedenaście lat to wcale nie mało.
Cóż, jeżeli ktoś dalej nie wie, 'o co autorowi chodzi', to odsyłam do piewszego z brzegu linka podpowiedzianego przez wujka Google.
http://www.wprost.pl/ar/240175/Kaczynski-cytowal-Herberta-Zona-poety-niezadowolona/
Mamy więc sytuację, w której rozgoryczony, ziejący niechęcią do wszystkiego co śmie myśleć inaczej niż on, insynuujący jakieś zamachy, spiski i afery człowieczek... cytuje Pana Cogito.
Panowie i waćpanny, toż to woła o pomstę do nieba.
Częścią przesłania owego cyklu wierszy jest właśnie... hmmm... może nie tyle pogarda, co wyraźna niechęć i dystansowanie się od politycznych machinacji, od instrumentalnego traktowania Człowieka.
Także to widzicie, prawda? Proszę, powiedzcie, że tak.
Jegomość Kaczyński, wystając ponad własne kompleksy jedynie znajomością jednego (a może i więcej, niech mu będzie) wiersza, dopuścił się podłego zawłaszczenia Idei.
Idei pięknej, wzniosłem i czystszej od czegokolwiek, co mógł w swoim życiu zrobić.
To śp. Zbigniew Herbert mógł pluć na innych, lecz tego nie zrobił.
Moim zdaniem, cytowanie przez Kaczyńskiego słów Herberta jest po prostu podłe. I tyle.
Pal licho, jednak, z cytowaniem.
Tak naprawdę żadne prawo nie zabrania tego. Jest to dobro kultury.
Niemniej, pani Katarzyna Herbert, żona owego wielkiego poety, poczuła się urażona tym zdarzeniem.
Nie dziwię się, w ogóle.
Jak sama stwierdziła:
Ten, kto instrumentalnie używa imienia, idei oraz spuścizny twórczej Zbigniewa Herberta do realizacji własnych celów politycznych ten, moim zdaniem, dopuszcza się nadużycia, a przez to okazuje brak szacunku mojemu mężowi i jego twórczości. Przeciwko takiemu postępowaniu wyrażam mój zdecydowany sprzeciw.
I jak zareagował ów mały człowieczek (wcale nie piję tu do wzrostu)?
Otóż tłumaczył się i kręcił.
Nie stać go było nawet na słowo PRZEPRASZAM, które to sam tak bardzo lubi słyszeć.
Łasy na czas telewizyjny, pchany jakimś masochistycznym parciem na szkło, rozdrapujący rany swej pokręconej psyche wykazał karygodny brak empatii.
Krzycząc i wytykając palcami, sam zapomniał, co to oznacza współczuć.
Proszę państwa, to żaden pragmatyzm, żaden makiawelizm.
Patrzycie na tandetnego, tępego pseudodemagoga, który pozbawiony jest elementarnej ludzkiej wrażliwości.
Zamiast stawić czoła sytuacji, przeprosić za nieporozumienie i dokonać parafrazy poprzednich słów... poszedł w zaparte.
Nisko. Badziewnie. Tak jak zwykle.
Aczkolwiek zgwałcił przy tym część naszej kultury.
I jest to kolejna rzecz któej temu 'panu' nie wybaczę.
Mam nadzieję, że Wy nie pójdziecie spać w takim wzburzeniu, w jakim ja się znajduję ;).
M.
piątek, 15 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz