piątek, 23 września 2011

Liście myśli wrzątkiem zalane

Rankiem - ciemna herbata
gorzka, w pretensjonalnym kubku.
Coś jak francuska secesja, takie
À la - wiesz - udawane.
Zamyślony człowiek nad herbatą
stuk łyżeczki o szkło.
A ja nie słodzę, ani nie piję ze szklanki
ani ze mnie człek nieszczery
ani ze mnie barbarzyńca
socrealizm przeżyłem z poczuciem piękna
nietkniętym - lecz zmienionym?
Za oknem deszcz, a ja się uśmiecham.
Za oknem słońce, a ja niemal płaczę.
Jak ja dzisiaj światu wszystko wytłumaczę?
W biurku mam takie jedno zdjęcie
bardzo sercu memu drogie
boję się jednak na nie patrzeć
boję się wziąć je z sobą w drogę.
Idę więc ku dniu nowemu śmiało,
odważnie - lecz z duszą na ramieniu
wszak tak łatwo by los uległ rozkapryszeniu.
Codziennie przegrywam sam z sobą
wygrywam z myślami
karmię się spełnionymi niegdyś pragnieniami.
Zaś głód zostaje, ot, jeno oszukany,
schowany pod poduszkę, w niepamięć ubrany.
Pustkę zakrywam uśmiechem i już sam nie wiem
czy życie kocham, czy może już w mnie ani trochu
na przekór naturze
nie wierzę.
I zachwycam się promieniem słońca
tańcem refleksów na wodzie
książką, filmem i muzyką
i mijanym uśmiechem.
Później zaś patrzę na smutnych, szarych ludzi
tych na ulicach i tych w mojej głowie
i sam już nie wiem czy sobie
czy też im współczuję.
I tak mija minut kilka, gdy herbata stygnie.
Później tylko wypić, buty zawiązać
rower wynieść...
i tak mija mi pół tygodnia.
Mija, omija i już nie wróci.
Ciekawe, kiedy to do mnie dotrze
i bardzo zasmuci.


noc z czwartku na piątek, 22/23 września 2011

M.

ps. zgubiłaś niezapominajkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz