Cóż, post ten miał zawierać kolejne słowa i przemyślenia powiązane z dziennikarstwem, lecz znowu się z tego nie wywiążę. Wymówek mam kilka, a jakże.
Po pierwsze i w sumie najbardziej merytorycznie - nie ma po co dalej się tutaj rozpisywać na ten temat. Jak dziennikarstwo w Polsce i na świecie wygląda, każdy widzi.
Po drugie mam pełno spraw na głowie. Praca, projekt z Unii Europejskiej (czyli druga praca), kurs na prawo jazdy (w końcu się obudził, stary koń, heh) i różne takie towarzyskie sprawy. Nie było kiedy spokojnie usiąść i przelać myśli na cyfry.
Po trzecie zaś... nie mam dzisiaj absolutnie głowy do niczego. Czeka mnie przynajmniej tydzień melancholii i to w najlepszym wypadku.
Tak to bywa, kiedy nagle wszystko traci barwy, smak i zapach.
Cóż, przez jakiś czas będzie tak ze mną.
W sumie śmieszna sprawa, prawda? Każdy postrzega szczęście inaczej, dąży do niego inną drogą, inaczej sobie ten cel wyobraża. Nie zaprzeczę, że u mnie to sama droga jest szczęściem, więc zdarza się, że nagle budzę się z ręką w nocniku.
Jest tak, gdy zdaję sobie sprawę, że zapędziłem się w kozi róg. Rozglądam się i widzę, że nagle to, co miało być tymczasowe i służyć czemuś w bliższej, lub dalszej przyszłości, teraz staje się miałkie i bez znaczenia.
Oto słyszę, jak w popiół
przemieniam się i kruszę.
I coraz mniejszy ciałem,
wierzę we własną duszę.
Tak to właśnie bywa, gdy po raz kolejny zdaję sobie sprawę, że z otaczających mnie rzeczy nic tak naprawdę mnie nie interesuje. Tak wiele robię z przyzwyczajenia, lub z przymusu. Czy też z wygody.
A przecież tak naprawdę nie istnieje nic, poza tym co oddziałuje bezpośrednio na moją duszę. Nawet jeśli reszta jest namacalna, osiągalna i "rzeczywista", to są o tylko przedmioty, wcale nie niezbędne ułatwienia... lub przeszkody.
Także w moim życiu nadszedł czas na kolejne wypośrodkowanie siebie i swoich priorytetów. Być może także - na zastanowienie się, czy mam jakieś, bądź czy warto je mieć. Przyznaje się i przed Wami i przed samym sobą, że boję się tego.
Boję się, że za każdym takim razem zostaje mnie coraz mniej i coraz mniej mi zależy.
Oczywiście, że moje wnętrze się wzbogaca. Temu nie zaprzeczę. Jednak myślę, że to wzbogacenie zbyt introwertyczne, żeby wyszło mi na dobre.
Czasem chciałbym być zwykłym prostakiem i nie mieć rozterek duchowych.
Na szczęście szybko wtedy dochodzę do siebie.
Nie zamieniłbym mojej zwichrowanej duszy i poszarpanej nadziei na nic innego.
Pozdrawiam więc całą resztę Wędrowców, tyle jeszcze drogi przed nami, nim okaże się, czy mieliśmy rację, czy pobłądziliśmy na amen.
M.
niedziela, 28 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Serdecznie zapraszamy do odwiedzania nowego, rozwijającego się portalu humanistycznego o nazwie "Argumenty"
OdpowiedzUsuńhttp://www.argumenty-portal.blogspot.com