Panie i panowie, nim zacznę na dobre, polecę serdecznie http://www.argumenty-portal.blogspot.com
Nie będę pisał, co i dlaczego tam mi się podoba. Nazwa owego portalu to Argumenty, zachęca on zaś do myślenia i poznawania. Czy potrzeba innego argumentu, by tam zajrzeć? Nie sądzę :).
Wszystkie (ewentualnie) zmartwione posuchą na tym blogu osoby przepraszam równie serdecznie, jak serdecznie polecam powyższy portal.
Zebrało mi się na stare lata na małe szaleństwo i jestem w trakcie kursu prawa jazdy. Szkolenie za mną, test wewnętrzny zdany. Teraz tylko 30 godzin jazdy i zobaczymy co dalej. Na wiosnę zaś egzamin prawa jazdy na motor, marzy mi się jakiś chopperek, czy inny cruiser. Niestety nie Harley, tam się za samą markę dopłaca 50 tysięcy... podczas gdy jakiś przeciętny chopperek to 4-5 tysięcy (a przynajmniej tak twierdzi Nasz Nowy Złoty Cielec, Carre... tfu, znaczy allegro.pl :) ).
Dzisiejszy wpis jest bardzo melancholijny. Pozytywnie, rzecz jasna. Taki z Gorillaz w tle, z:
Macie może takie miejsce, które na zawsze wyryło Wam się w pamięci? Wasze własne, prywatne Wzgórze Melancholii? Pozytywnej! Rzecz jasna ;).
Dla mnie jest to brzeg pewnego anonimowego fiordu w Norwegii.
Bardzo zresztą dziwna z nim sprawa. Nie chodzi o cały fiord, tylko o jego drobny skrawek. Taki prywatny kawałek nieba, którego nigdy nie pozbędę się z pamięci. Zresztą, nie mam zamiaru tego czynić. Moje intencje są dokładnie przeciwne. Nigdy tego nie zapomnieć.
Najśmieszniejsze jest to, iż miejsce te znalazło nas na równi z byciem przez nas odnalezionym. To trzeba było widzieć, cztery ździebko zmachane osoby, szukające dobrego miejsca na rozbicie namiotu i... nagle zwiadowca M. wskazuje ręką: "Patrzcie!". I już widzę to w naszych oczach, swój własny zachwyt, odbity i zwielokrotniony.
Też to widzicie? Jak z bajki :). Niemal jak domek. Te kolory, ech zdjęcie tego nie oddaje. Ta cisza, ta magia, która od razu złapała mnie za serce.
Po lewej były jakieś opuszczone domki letniskowe, ale my szliśmy właśnie tam.
Pamiętam, że rzuciliśmy plecaki, wyjęliśmy aparaty (dziewczyny wyjęły, faceci nieśli cięższe rzeczy, hehe). Chyba z godzinę snuliśmy się tak, chłonąc atmosferę tego miejsca.
Kilka dni wcześniej kupiłem sobie w Bryggen (piękna dzielnica Bergen, zabytek UNESCO) ręcznie wykonaną fajkę. Pamiętam, jak smakował mi wtedy tytoń (kto mnie zna, wie, że papierosów nie lubię!). Nie chodzi nawet o to, że był dobrej jakości.
To miejsce samo w sobie było dobre, mimo kilku ciekawych w konsekwencjach zajść :).
Oj, zdarzyło się, że ktoś się skąpał w ubraniu we fiordzie (nie z własnej woli!).
Możliwe nawet, iż byłem to ja...
Na koniec dnia, jednak... został już tylko spokój. Nie jestem pewien jaki ten nocleg miał długofalowy wpływ na resztę, ale mnie to zmieniło - być może nie jakoś diametralnie, ale bardzo pozytywnie.
Wtedy też uświadomiłem sobie, że takie miejsca, choć rzadkie, są na całym świecie.
Także w Polsce, a konkretnie na moim (z)Dolnym Śląsku :).
Gdzie? Dla każdego są gdzie indziej, wiadomo.
Najważniejsze, że jeżeli o tym pomyślimy, jeżeli to poczujemy, to może nas to zmienić. I to na lepsze, rozwinąć.
A czy nie o to chodzi w życiu? Aby, nieważne kiedy i gdzie, móc spojrzeć za siebie i uśmiechnąć się. Później zaś spojrzeć do przodu i poczuć siłę.
Naszą prywatną moc :).
M.
poniedziałek, 12 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz