Dookoła sama biel i sama czerń, mieniące się i skrzące na przemian.
Srebrny księżyc, powyłączane czołówki, śnieg miejscami po kolana.
Grupka idiotów idzie z "Samotni" na Śnieżkę.
Najpierw o tym żartowaliśmy, w końcu kto o zdrowych zmysłach by się wybrał tam w taką pogodę?
Fakt, noc była prześliczna. Zakopane w białym puchu, pochylone pod jego ciężarem drzewa wyglądały jak przyczajone duchy gór, obserwujące naszą mozolną wędrówkę.
Niesamowite, nierzeczywiste wrażenie, gdy hen, daleko, rozświetlał się pomarańczem Karpacz. A dookoła nas tylko cisza, gwałcona skrzypieniem śniegu pod butami, ciężkimi oddechami, szeptem wiatru.
Zakutani od stóp do głów, z oszronionymi powiekami, zamarzającymi przy zamykaniu oczu rzęsami, brnęliśmy najpierw do "Strzechy Akademickiej". Zajęło nam to, ku powszechnemu zdumieniu, dziewięć minut.
To chyba właśnie wtedy zażartowaliśmy po raz pierwszy o dojściu na śnieżkę. Ociekając i parując, przy kubku herbaty vel kufelku czegoś bardziej gazowanego, przychodziły nam do głowy dziwne pomysły.
No i w końcu doszliśmy tam, obolali, ciężko łapiący oddech, zmęczeni i starający się nie zamarznąć.
Nie wiem po co, wszak to było głupie.
Niemniej dawno nie czułem się tak żywy.
Aż nie chce się teraz siedzieć w czterech ścianach, wszystko wzywa do dalszej drogi. Ech.
A tak tęskniłem do ciepłego prysznica ;).
Teraz zaś mógłbym się bez niego obyć, byle by tylko mieć gdzie, kiedy i jak iść przez śniegi.
Shalom,
M.
wtorek, 21 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeju, jak poetycko :) A na brak miejsc i czasu to chyba nie możesz narzekać...
OdpowiedzUsuńAzali, wszystko niedookreślone. Tego gdzie jest tak dużo, że faktycznie nie ma z tym problemu, reszta jednak zamyka się w tym, że dla samego mnie, bez dzielenia się czasem z kimś innym, szybko straciło by to sens.
OdpowiedzUsuńA przynajmniej do czasu aż znajdę sponsora na jakąś wariacką wyprawę i będę się martwił, czy przeżyję kolejny dzień, zamiast budzić się odrobinę bardziej pusty, bez kogoś u boku :)