Dawniej, dzieckiem będąc, na swiat czas cały patrzyłem z zachwytem
W chmurach zwierzęta dostrzegając, marząc o tym, co za zenitem
Ukryte w ludzkich duszach i rozumach tajemnice rozwikłać pragnąłem.
Każdy dzień niósł kolejne pytania i odpowiedzi
Każda chwila pozwalała niewinnością poznania się cieszyć.
Od tamtego czasu wielokrotnie upadałem
Nadzieję traciłem, lecz znów powstawałem.
Zgubiłem w sobie i wiarę i miłość i nadzieję
Odnalazłem je na powrót, choć czasem umniejszone wcale niewiele.
Lękam się teraz nieczułej ciemności
Tej we mnie i tej w Was, która czasem w każdym gości.
Ciągle jednak tęsknię za tą dziecięcą wizją
Za czystym pięknem świata, niezmąconym ludzką krzywdą.
Sam świat, przecież, jest piękniejszy niż ludzie
Niż zło czy dobro, co tkwi w nas, a nie w stworzenia cudzie.
Cóż mi zostaje, jak nie z pokorą czekać?
Wykorzystać czas mi dany, by duszę wzbogacić
By do reszty niegdysiejszej wrażliwości nie stracić...
czwartek, 17 lutego 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz