Oglądam je już od kilku dni. Sam nie wiem czemu. Lubię te chwile, gdy miasto budzi się do życia. Z wyprawy na Krym nici, więc trochę podupadłem na duchu.
Nic straconego, jednak, szykują się dwa całkiem ciekawe weekendy, później zaś marzą mi się Bieszczady. Stopem. Z namiotem. Książką. Notatnikiem i ołówkiem.
A może kajś indziej? Ech, biją się we mnie sprzeczne uczucia.
Walkabout. Rytuał dorosłości, rodem z Australii. Nie mam zamiaru siedzieć miesiąca na pustyni błędowskiej, ale z chęcią poszwędałbym się po jakiś bezdrożach.
Pewnie łatwo zauważyć, że niespecjalnie lubię ludzi. Przebywanie z kimś przez dłuszy czas bywa dla mnie.... bardzo męczące. Brakuje mi cierpliwości, rozmowy mi powszednieją. Jak już napisałem, po prostu męczą.
Z drugiej zaś... mam kompleks mentora ;). Przyjemnie jest jednak czasem do kogoś się odezwać. Szczególnie na temat, na który coś wiem. O tak, lubię dzielić się wiedzą :). Takie małe zboczenie.
I jak to pogodzić? Potrzebę włóczęgi z całą tą otoczką 'prawdziwego' świata. Pracy, kontaktów międzyludzkich, wszystkich tych drobiazgów którymi ludzie przejmują się na co dzień.
Jak mi coś wpadnie do głowy, to z pewnością Wam przekażę, jakaż to epiphaneia mnie naszła ;).
Tym czasem zaś... życie czeka.
M.
czwartek, 30 czerwca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz