W poprzednim wpisie zawarłem pewne spostrzeżenia, które to zostały przyjęte przez osoby które znam osobiście, w sposób 'oszczędnie przychylny'. Jak śmiem ironizować nad ludzką tragedią (sic!), pytali.
Otóż nie wyśmiewam się, nie bagatelizuję także tej sprawy.
Niemniej odmawiam z całą świadomością przyłączania się do bezrefleksyjnego biadolenia, jaka to nam (Polakom) przydarzyła się tragedia.
Większość XXI wiecznych płaczek, które narzekając na udział PiSu w parlamencie i ogółem polskiej polityce, teraz zapala znicze, wirtualne, bądź nie. Ten drugi ich rodzaj zrozumiałbym... ten pierwszy zaś postrzegam jako niesmaczny, pozbawiony głębi.
Zresztą nawet i zapalanie prawdziwych świeczek na znak żałoby po osobie której się nie lubiło, zaś pomijanie pogrzeby sąsiadki czy sąsiada z klatki obok jest... cóż, nie będę narzucał się z własnym zdaniem. Sami odpowiedzcie, czy jest to właściwe?
Czymże jest więc żałoba? Świadomym procesem żalu za utratą ważnych dla jednostki bądź świata osób? Czy może raczej narzuconą (i nadużywaną m.in. przez śp. prezydenta) sztuczką medialną mającą promować pusty patriotyzm?
W jeden dzień Rzeczpospolita straciła w zasadzie całe dowództwo wojskowe, wielu polityków oraz osoby mniej lub bardziej publiczne, zaś działające dla publicznego dobra.
Problem polega jednak na tym, że wojskowi są w zasadzie anonimowi.
Ja sam znałem z takich bądź innych powodów jedynie śp. gen. dyw. Tadeusza Buka, dowódcę Wojsk Lądowych, wielokrotnie odznaczanego i charyzmatycznego człowieka, dzięki to m.in. któremu polskie misje wojskowe w Afganistanie i Iraku nie zakończyły się klapą.
Nawet zaś on, człowiek na swoim stanowisku wybitny, nie jest nie do zastąpienia. Wojskowa hierarchia była na taką ewentualność przygotowana, wszak mają być gotowi cały czas. Mają jednak prawo do własnej żałoby, wszak znali tych, wiedzieli kim są i za co mają ich szanować.
Politycy zaś? Nazwiska kojarzą mi się z takimi bądź innymi afera, ewentualnie są anonimowe. Ich rodzinom należą się kondolencje... zaś co to zmienia dla mnie, osobiście?
Prawdopodobnie największa szkoda (jeżeli można tak powiedzieć) to osoby działające społecznie. Przedstawiciele organizacji charytatywnych bądź działających dla dobra publicznego którzy lecieli oddać tam hołd. Paradoksalnie to śmierć osób pozostających poza organizacjami rządowymi... dotyka mnie w znaczący sposób.
Chociaż nie znałem tych osób, staram się (pozostając odcięty od medialnej nagonki) dowiedzieć się czegoś o nich. O tym, czego dokonali w życiu. O rzeczach które dokonać chcieli. O wartościach, które prezentowali.
Czy jednak jest to tragedia na miarę narodową? Ba, międzynarodową? Ciągle nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Brazylia ogłosiła trzydniową żałobę. Ciągle nie rozumiem, dlaczego powinienem żałować prezydenta oraz polityków, zaś zapominać o cierpieniu rodzin osób prywatnych, choć publicznych. Takich, którzy nie pobierali pieniędzy za swoje działania, osób które pomagały bezinteresownie.
Nie przeciwstawiam się więc żałobie, odmawiam jednak czynieniu tego bezrefleksyjnie. Nie wyobrażam sobie jak można zgodzić się na przyjęcie czegoś, o czym nie mamy pełnego pojęcia. Być może jestem zbytnim idealista.
Cóż...
Praktycznie na pewno taki jestem.
Jednak myśląc o jednej śmierci, nie mogę zapominać o drugiej. Nie tylko pośród ofiar tej jednej tragedii. Zapalając na parapecie małą świeczkę uczyniłem to dla wszystkich, którzy tamtego dnia umarli.
Być może w wyniku wypadku, być może z głodu, być może zostali zamordowani.
Możliwe też, że odeszli z tego świata we własnym łóżku, otoczeni kochającą rodziną.
Nie wiem, czy moje postępowanie jest właściwe. Wierzę jednak, że postrzeganie i sercem i duszą nie pozwoli mi utopić się w szarej codzienności, bądź kolorowej, lecz pustej w środku ostentacyjności.
Shalom.
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz