czwartek, 11 sierpnia 2011

Cudze chwalicie, swego...

Po Karkonoszach, Sudetach i innych takich jeżdżę od 'małolata'.
Poważnie.
Miałem to szczęście, że mama zabierała mnie na różne wycieczki, rajdy i insze takie łazęgowe klimaty od... prawdę mówiąc wcześniej, niż mogę to pamiętać.
Taki mały kajtek ze smoczkiem w pyzatej buzi.
Mam gdzieś nawet takie zdjęcie, czarno-białe, w jednocześciowych śpioszkach, z jakąś głupią czapeczką na głowie :).

Zawsze byłem z przodu. Wiele szlaków poznałem jak własną kieszeń.
A jednak co roku poznaję coś nowego.
Co roku góry zachwycają mnie na nowo.

Czy to po polskiej, czy też po czeskiej stronie, czy to Karkonosze, Sudety, Izerskie, Sowie - nie ma to znaczenia.
Mam na tym punkcie fioła, hopla i fizia.

No, ale powiedzcie sami. Schodzicie sobie niebieskim szlakiem z Okraj na Sowią i...


A na żywo wyglądało to o wiele lepiej. Na prawo ode mnie rozciągały się ciężkie, ciemne chmury. Niestety, wyszły na zdjęciu badziewnie.

A dalej? Dalej było tak...


Aż strach się bać. Czy to lunie? Czy zbierze się na burzę? A może przejdzie bokiem? Tak, czy inaczej, z wrażenia o mały włos, a spadłbym ze szlaku. Oj, za dużo by się nie stało, dużo drzew po drodze, najwyżej bym się trochę poturlał :).

No i niżej, koło Karpacza, do którego schodziłem, pośród drzew, za szlakiem, na ścieżce drwali, czy innej (ob)leśników:


Udało się też, rzecz jasna, znaleźć prześwitlenie.


I ten towarzyszący spokój. Sam na sam z myślami, z górami.
Mogąc oddać się raz to kontemplacji, raz to zmaganiom, by przeć do przodu, nie robiąc przerwy. Chociażbym musiał stawiać nogę za nogą, człapać pod górę z wywieszonym językiem. Jednak warto jest tak przełamywać się. Pokazać i ciału i duszy, że można (i trzeba!) przekraczać granice.
Nie takie jak u Nałkowskiej, oczywiście ;).

Ledwo wróciłem i już mnie znowu gdzieś ciągnie. Ech, boję się co będzie od września, lub października, gdy trzeba będzie wrócić do pracy.

Mam nadzieję, że uda mi się jakoś zachować spokój ducha.
I przyzwyczaić do pustych nocy.

Good night.

M.

P.S. ale swe znacie, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz