wtorek, 9 sierpnia 2011

O rolnictwie i barbarzyńcach

Czyli, rzecz jasna o buractwie i wandaliźmie.
Burakiem, takim (mniej więcej) szczerym i prostym jak cios cepem, był śp. Andrzej Lepper.
Nie powiem, bym za tym politykiem przepadał, jednak miałem przeciw niemu zaskakująco mało argumentów na 'nie'.
Czemuż i miałbym mieć? Ot, chłopek-roztropek, który wykazał się przeciętną inteligencja, a za to ponadprzeciętnym zmysłem politycznym.
Z prostego, zaangażowanego społecznie rolnika, stał się szefem partii drugorzędnej i efemerycznej, ale jednak zaangażowanej przez pewien czas w większościowy rząd koalicyjny. Czy to mało? Dla kogoś kto nie wszedł do rządu 'z układu', to bardzo dużo, a przynajmniej po 1994 r.
Skąd taka data? Pozwolę sobie przypomnieć żart Janusza Rewińskiego, nazwany, ze swadą, Polską Partią Przyjaciół Piwa (PPPP). On oraz inni 'Skauci Piwni' weszli, ku swemu ogromnemu zdziwinie, do sejmu, po wyborach w 1991r.
Proszę państwa. 16 satyryków zostało wybranych do sejmu w imię demokratycznych wyborów. Dotąd nie wiem, czy ręce mają mi opadać, nad ludzką głupotą, czy też przyklaskiwać błyskotliwemu obserwatorowi świeżej polityki tamtych czasów.

Wracając jednak do śp. Leppera.
Był jaki był. Powiedzmy szczerze, człowiek prosty. Taki trochę 'wsiowy burak', nie potrafiący odnaleźć się w świecie inteligencji.
Świat polityki to co innego. Był przecież człowiekiem obrotnym i sprytnym, potrafił więc wpasować się w powstające układy (triumwirat PiS[d], LPRu i Samoobrony).
Nie przeszkodziło mu w tym bycie wandalem i przestępcą.
Ostre słowa? Cóż, wysypywanie cudzego zboża na tory kolejowe to zarówno wandalizm jak i przestępstwo. Zresztą został skazany prawomocnym wyrokiem sądu, więc nie ma o czym mówić. Nauczycielem, na przykład, by nie został.
Do polityki jednak można dostać się będąc skończonym łajdakiem, skurwysynem i złodziejem. Biorać zaś pod uwagę, że o Lepperze można powiedzieć co nieco złego, to akurat powyższe epitety raczej nie mają zastosowania.

Na swój sposób był uczciwy. Taki trochę niedorobiony Jakub Szela, ze zmysłem politycznym Lecha Wałęsy, acz z o wiele mniejszą legendą. O ile pierwszy prezydent po upadku 'komunizmu' (nie żeby w Polsce był kiedyś komunizm; tak per se) mógł 'pojechać' na entuzjaźmie inteligencji oraz (szeroko pojętych) robotników, to Lepper był takim... mini-Wałęsą nierozgarniętych rolników.
Chciał bronić świata jaki znał i ludzi jakich znał.
W to mu wierzę, ponieważ gdyby od początku chciał jedynie napchać własną kiesę, to wybrałby sobie szerszy 'target'. Tutaj zaś, tak naprawdę, był poważną konkurencją jedynie dla elektoratu PSL oraz co bardziej tępych małomiasteczkowców.

Ot, uroki 'demokracji'. Na rolnictwie znał się. Ba! Pewnie i do prywatnych interesów miał głowę. Wszak jego gospodarstwo prosperowało całkiem nieźle. Biedny nie był, nawet przed dietą poselską.
Czy jednak 'szlachcic na zagrodzie równy umysłem wojewodzie?' - że tak pozwolę sobie przerobić znane powiedzonko.

Otóż nie. Do polityki trzeba nam innego sortu ludzi. Inteligentnych, wykształconych specjalistów. SPECJALISTÓW.
Proszę państwa. Taki, dla przykładu, Romeczek Giertych, to podobno świetny prawnik.
Na ministra edukacji jednak nie nadawał się ani trochę. Zresztą nie pamiętam jednego kompetentnego ministra z tą teką, więc nihil novi (ale też młody jestem i mogę jakiegoś rodzynka zwyczajnie nie znać, gdyz wyrzucono go zbyt szybko za brak 'układowości').

Co tu więcej mówić (=pisać), drodzy czytelnicy?
Są ludzie, którzy nadają się na niektóre stanowiska, są też tacy którzy lecą na forsę, na sławę.
Śp. Lepper nie był ani tym, ani tym. Czuł potrzebę chwili. Czuł ludzkie problemu. Nie nadawał się jednak do ich rozwiązania. Szczególnie dobierając sobie takich współpracowników jak Renata Begger. Chyba nie muszę komentować - dlaczego.

Co zaś pisałem o barbarzyńcach?
Ach, od kilku lat to samo. Więcej nawet. Pamiętam, gdy raczej tępawa polonistka z mojego liceum zadała temat wypracowania. Dokładna jego nazwa wyleciała mi już z pamięci, dotyczyła jednak rewolucji, opierając się na Nie-Boskiej komedii Krasińskiego, lecz nie ograniczając się do niej - stawiała pytanie o własne rozumienie tego określenia, stosunek doń, etc.
Otrzymałem ówczas ocenę niedostateczną, umotywowaną krótkim: 'praca nie na temat'.
Rzeczywiście, odniesienie się do dzieł kultury innych niż lektura, a także do wydarzeń historycznych i własnych przemyśleń było zawsze piętnowane przez ową niezbyt lotną osobę.
Szczególnie, gdy zawarłem tam dwa (moim zdaniem) ciekawe przemyślenia.
Pozowlę sobie tylko zaznaczyć, że nie są one specjalnie odkrywcze, lecz miałem wtedy -naście lat i miałem pełne prawo być jeszcze bardziej górnolotnym, niż teraz :).

Po pierwsze - rewolucja jest zawsze ewolucją, zmianą. Zaś bez zmian i ewoucji nie ma rozwoju. Każde pokolenie dodaje coś od siebie, szczególnie gdy widzi...
(po drugie) ... skostnienie moralne, intelektualne, bądź dowolne inne, pokoleń starszych.
Jakiż więc był wniosek? Rewolucja jest potrzebna, niezbędna. Nieodzowna.
Często jednak krwawa i nie zawsze warta swojej ceny.
Rewolucja zawsze ma swoje dzieci, swe ofiary. Bohaterów i wrogów.
Często ciągnie za sobą bezmyslność i bandytyzm, nużając w krwii i błocie ideały ze swych haseł, idei i sztandarów.

Dzisiaj widać to szczególnie wyraźnie. Pokojowe manifestacje w Londynie przerodziły się w zamieszki, grabierze i burdy.
Bo taka jest natura 'pospólstwa'.
Durnego bydła gnanego żądzą posiadania, zemsty lub wyładowania frustracji. A często wszystkim tym na raz.
To jest właśnie neo-barbarzyństwo.

Brak przesłań, ideałów, wartości. Neo-barbarzyństwo na najwyższym i na najniższym szczeblu. Niezależnie od opcji politycznych, od statusu, często nawet i wykształcenia.
Bo czymże teraz jest wykształcenie wyższe? Każdy kto nie jest skończonym idiotą może mieć 'magisterkę lub ynżynjera'. Że o licencjacie z 'dizajnu' nie wspomnę.

Tylko, że to wszystko jest puste i prostackie. Kasiasty dorobkiewicz wsiada do drogiego samochodu i staje się na drodze prostakiem. Studenci to banda darmozjadów, którzy nie potrafią sklecić poprawnego wniosku o przedłużenie sesji. O politykach moje zdanie jest znane powszechnie.

Każdy naród potrzebuje elit. Ludzi wykształconych, obytych w świecie, otwartych i będących moralnym i intelektualnym kompasem, jednocześnie nie narzucając swjej wizji życia innym.

Zostancie więc swymi własnymi elitami. Najpierw osobistymi, następnie zaś lokalnymi.
Kto wie, może zmienicie chociaż własne życie :) ?
Mówiąc stanowcze NIE chamstwu, prostactwu i złodzijstwu.
Mówiąc stanowcze TAK pozytywnej sztuce, rozwojowi, kulturze.

Mamy ludzi którzy robią to od lat.
Zbigniew Hołdys, Jurek Owsiak, Wojciech Mann, że tak wymienię jedynie kilka z osób, które cisną się na myśl.
Ludzie którzy widzą w świecie i innych ludziach piękno.
Tacy, którzy doceniają różnorodność i kreatywność.
Tacy, którzy nie będąc świętymi, potrafią jednak powiedzieć stanowcze NIE, temu co uważają za naprawdę złe. Ponieważ mają swoje przekonania, których bronią, szanując jednocześnie przekonania innych.

Nie mam pojęcia, jak zostawić cały ciemnogród za sobą i zacząć wszystko od nowa, od podstaw. Niemniej jakoś trzeba.
Powolutku, po cichutku, nieśmiało.
Z taką małą, obandażowaną wiarą.
Na przekór wszystkiemu :).

M.

2 komentarze:

  1. Cóż - mam lęki związanie z zostawieniem komentarza, coby nie zostać wrzuconą do wora z licealną panią polonistką:D
    Ale tak bardzo króciutko zaryzykuję(na dobry początek) : jestem zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie udać, że te słowa wcale nie są miodem na moje egocentryczne, pełne przerośniętego ego serce ;).
    Tak czy inaczej mam nadzieję, że poza zachwytem znajduje się i refleksja, gdyż takie są założenia blogu.
    Poza popisywaniem się na każdym kroku i autoironią :>.

    OdpowiedzUsuń