Czas wychodzenia na zero przy dorywczych pracach się skończył, czas, niestety, wrócić na etat. Nie będę ukrywał, że wszelka rutyna zazwyczaj mnie miażdży i dobija, nawet jeżeli chodzi o tak zróżnicowaną pracę, jak praca nauczyciela.
Problem tkwi w tym, że zmieniają się tematy, nie zmieniają się zaś ludzie.
W konsekwencji, dzień za dniem trzeba widzieć te same twarze, dawać sobie radę z tymi samymi ludzkimi słabościami (i w sobie i w innych) oraz z głupotą. Jednostkową, ogólnoludzką i, znowu, własną.
Tym razem mam okoliczność łagodzącą. Udało mi się załapać na Uniwersytet Trzeciego Wieku ;). Nie pierwszyzna, gdy będę uczył osoby starsze od siebie, jednak będzie zabawnie przekonać seniorów, że wyglądający na jakieś dwadzieścia dwa lata chłopak, do któego wyglądu nijak da się przypisać siwe włosy na skroniach, jest Kompetentnym i Rzeczowym belfrem.
Cha! Mam nadzieję, że posłuch będzie lepszy niż u mojej babci, której nie jestem w stanie wytłumaczyć, że naprawdę nie jestem w stanie przejeść podanej przez nią porcji ;). Ech, o tempora, o mores! Zaraz będę się wdawał w jakieś pokoleniowe anegdotki, a nie o tym dzisiaj mówić pora.
Otóż najgorszym ciężarem pracy nauczyciela jest debilizm biurokracji.
Nie mówię nawet o głupocie, czy tam innych utrudnieniach.
W ministerstwie edukcji mamy zbiór kretynów i parweniuszy, którzy zasypują nas kolejnymi poronionymi 'reformami' i 'usprawnieniami'.
Przykład? Od obecnego roku oceny w dziennikach można wpisywać WYŁĄCZNIE jednym kolorem, wyłącznie od lewej do prawej i po kolei. NIE MOŻNA nanosić żadnych adnotacji, kolejność powinna być chronologiczna, wsyzstko ma być tip top.
I teraz powiedzcie mi, jak ja, roztargniony nauczyciel z mentorskimi zapędami, mam zorganizować sobie podział ocen w ramach wymagań oceniania wiadomości i umiejętności posługiwania się językiem angielskim?
Muszę uwzględnić znajomość słownictwa, rozumienie ze słuchu, umiejętność czytania ze zrozumieniem, komunikacje, pisanie, gramatykę, wymowę i takie tam.
Ocena ocenie nie równa, uczeń z dysleksją musi mieć inaczej brane pod uwagę oceny ze słownictwa i gramatyki, osoba z wadą wymowy nie może być 'szykanowana' ze względu na niemożność wymówienia niektórych dźwięków.
Oceny zaś wrzucone są do jednego worka. Sprawdzian, kartkówka, praca klasowa, zadanie domowa, odpowiedź ustna, zaliczenie działu.
Każda z tych ocen jest zunifikowana, zrównana, nie do odróżnienia. Ocena z aktywności, przyznawana za ileś tam 'plusów' równa jest ocenie z zamknięcia całego działu. To nie jest nawet chore, to już skrajny kretynizm oderwanych od rzeczywistości pajaców, którzy wydają uchwały i zalecenia bez najmniejszej znajomości realiów szkolnych.
A to jedynie wierzchołek 'góry lodowej'.
Plus jets taki, że w U3W nie wystawiam ocen, zaś dziennik jest prowizoryczny. W dodatku osoby które będą przychodziły na zajęcia, to ochotnicy (czy raczej ochotniczki; płeć męska to będą takie same rodzynki jakim byłem ja na swoich studiach licencjackich.... ech, dobre czasy ;) ). Wiadomo zaś, że ochotnik, nawet jeżeli sam się nie motywuje, to chociaż pozytywnie reaguje na motywację ze strony 'mentora'. A w to mi właśnie graj! Można rozwinąć skrzydła.
Podobno, również, od jutra (1 września), nauczyciele dostają 7% podwyżki.
PODOBNO, nauczyciel kontraktowy (więcej niż rok pracy, mniej niż 5 lat stażu) z przygotowaniem pedagogicznym oraz tytułem magisterskim (tu uprzejmie kłania się autor tego przynudnawego wpisu) otrzymywać będą 2246 złotych brutto. A więc, pi razy drzwi, niecałe 1600 złotych na rękę. Uwierzę, jak zobaczę.
Teoretycznie są to informacje oficjalne -> http://www.bip.men.gov.pl/images/stories/DS_opublikowane_stawkiminimalne.pdf
Szkopuł tkwi jednak w tym, że nasz kochany rząd lubi sobie odliczać co tylko może. Poza tym już teraz pojawiają się głosy, iż wspomniana podwyżka spotka się z opóźnieniem. Typowe ;). Naucyzciel przecież nie wyjdzie na ulicę z kilofem i koktajlem mołotowa, jak górnicy kilka lat nazad.
A ile to się trzeba nalatać! Wszędzie ta biurokracja. Gigantyczne kolejki do lekarza medycyny pracy, 50 zł na zaświadczenie o niekaralności, zmarnowane na radach pedagogicnzych godziny, 'mowa-trawa' rozporządzeń ministerialnych ("nauczyciel będzie sumiennie zwiększał wysiłki w nakłonieniu ucznia do przyjęcia postawy obywatelskiej i wyrobienia w nim poszanowania dla nabywanej wiedzy"; no proszę państwa, co za bełkot).
Nie ma lekko na rynku pracy. Bezrobocie jest. Duże. I będzie duże, w końcu mamy lewackie pomyje u władzy. Do czego piję? Do każdego, kto chce podnosić świadczenia socjalne, zamiast pozwolić godnie zarabiać. Hmmmm.... 'godnie'. Zdewaluowane słowo.
'Godnie' jest wtedy, kiedy nie mam powodu się dopraszać o nic. Kiedy własną pracą, czy to rąk, cyz umysłową, jestem w stanie się utrzymać. I teraz jestem. Tutaj. W rodzinnym miasteczku, gdzie mam własnościowe mieszkanko w bloku. We Wrocławiu była już lekka tragedia :).
Lecz 'godnie' pracuje się także, a raczej przede wszystkim, wtedy, gdy nie traktuje się mnie jak idioty, którego trzeba prowadzić za rączkę i patrzeć cały czas przez ramię.
Zasypany obwarowaniami, ograniczony zakazami, z presją inicjatywy, lecz przydeptaną kreatywnością. Tak wiele oczekiwań, tak mało narzędzi, za pomocą któym można kogoś naprawdę nauczyć, bo o 'ukształtowaniau' można zapomnieć.
Młode poklenie nie ma już 'Siłaczek'. To nie te czasy. Widziałem już największych idealistów, którzy przegrywali z głupotą systemu oswiaty i lesserstwem uczniów.
Tutaj nie ma już jak żyć pracą, to jest odklepywanie swojego. Brakuje motywacji, brakuje powodu. Czasem, w najlepszych szkołach, z ambitnymi uczniami - o, to tak.
Ale zapraszam kiedyś do technikum,czy przeciętnego liceum. Na 100 uczniów 20 to idioci, 50 to lesserzy, 15 to zdolne lenie, 10 to pozbawione kreatywności kujony, zaś 5 to zdolni, przykłądający się do swoich zainteresowań uczniowie.
I tak to wygląda. Dlatego ja wybiorę sobie rower, czy wypad w góry, zamiast wymyślić jakiś 'szkolny event', gdy mózg niemalże nie działa mi po 4 godzinnej radzie pedagogicznej, bądź użeraniu się z rodzicami na wywiadówce.
To, lub moje dalsze grafomańskie próby.
I zawracanie patykiem rzeki.
I sto innych rzeczy, które zrobię dla siebie, lub dla bliskeij mi osoby.
Ponieważ nie odczuwam lojalności wobec 1600złotych na rękę (niecałych).
Jeżeli jest dla kogo i warto to zrobić, to mogę zostać po godzinach i z kimś popracować. Bardzo miłe uczucie. Jednak narzucenie tego przez ministerstwo jest mrzonką, nie mającą oparcia w rzeczywistości marą dorobkiewicza.
Jak to już w Polsce bywa, biurokracja pożera sama siebie, ludzką pasję i to co dobre. Obym dożył czasów, gdy to runie, a ludzie będą mogli popisać się kreatywnością.
Czego i Wam życzę.
M.
środa, 31 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cóż - muszę przyznać, że się zgadzam. Poproszę Cię jednak, byś spojrzał równie krytycznie na ogół grona pedagogiczngo, którego - niestety - spora część ma przerost formy nad treścią, rozbuchaną bufonadę i są przekonani, iż są jedyną grupą zawodową, która jest wykształcona, że tylko oni muszą się ciągle doszkalać, a szacunek należy się im z przydziału.
OdpowiedzUsuńMój stosunek do kadry pedagogicznej jest daleki od poprawności ;). Szczególnie, iż moja szanowna rodzicielka jest polonistką, mam więc przykład, od małego, jak teżnaucyzciel powinien się zachowywać.
OdpowiedzUsuńDlatego też potrafiłem w liceum zasugerować polonistce 'niedouczenie', zaś innym 'nieprzystającym' do mojego wyobrażenia nauczycielom, okazać krnąbrność :>.
Niestety, jak i w przyadku dowolnego innego zawodu, wśród nauczycieli znajdują się jednostki wybitne, partacze, a także wielu solidnych, acz przeciętnych. Ja jestem gdzieś po środku: niekonwencjonalny, ze sporą wiedzą, ale roztrzepany, a więc bardziej mentor niż pedagog.
Nie wiem, jak jest też z tym szacunkiem, ponieważ do własnej osoby podchodzę z dystansem, jednak przyznam jedno - nie raz zdarzyło mi się odprawić pretensjonalnego rodzica krótkimi, żołnierskimi słowami.
Im więcej człowiek się użera z głupcami, tym mniej cierpliwości zostaje. Świętych już nie robią ;).
M.