wtorek, 17 sierpnia 2010

post-norwegian

No i przyszła (niemalże) po-norweska depresja.
Ludzie na ulicach się nie uśmiechają.
Pani w supermarkecie jest obcesowa.
Kierowcy nie ustępują miejsca na pasach.
Powietrze dusi, stoi w miejscu, niemal więzi duszę.

Od dwóch dni piję, palę, czytam, oglądam filmy, wpadam w trans i staram się rozruszać.
Biegałem skoro świt.
Ćwiczę ile się da.
Czytam ile mogę, ile pozwala mi samo-skupienie.

No i trochę tego za mało.

Dawno nie czułem się tak egoistycznie jak przez ostatnie parę dni.
Niby wszystko jest w porządku, niby idę dalej przez życie...

Ale tak naprawdę coraz bardziej chcę wyjechać gdzieś na platformę wiertniczą, przepracować tam z pół roku, a potem mieć cały świat gdzieś na parę lat skromnego życia.

Przygotowywałem się na to, ale dalej istnieje pewien szok. Wyjeżdżałem, to kłócono się o 'krzyż'.
Wróciłem - dalej się o niego kłócą jakieś melepety.
To już nawet nie wiadomo do kogo ta ulica należy, aby się spytać, czy może tam stać?
Skoro właściciel nie ma pretensji, to niech stoi.
A co mi tam?
Grupa młodzieży wystawiała sobie tam niedawno przedstawienia teatralne.
I bardzo dobrze!
Pod pałacem prezydenckim powstaje powoli polski Hyde Park.
W sumie, to brakowało mi czegoś takiego.
No i poza tym, to trudno mi o to mieć pretensje do kogokolwiek.

Tak już się składa, że zbyt dużo mamy w Polsce znerwicowanych ludzi.
Pocieszę Was jednak... młodzi z Białorusi z chęcią żyli by właśnie w Polsce.
Nie wszyscy, rzecz jasna.
Niemniej powinno to dać do myślenia wszystkim malkontentom.
Ze mną na czele...

Al'diel sha'la

Mat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz