środa, 18 sierpnia 2010

Samoodkrywanie oraz coś spóźnionego

Ostatnie wpisy są krótkie, mało wyczerpujące i nie wnoszą nic strasznie nowego, ani odkrywczego.
Wybaczcie, proszę :).
Nie każdego dnia po głowie kołaczą się pomysły, którymi warto dzielić się z innymi.
Także i moje wspomnienia z Norwegii opisałem już wystarczająco, resztę chcę samolubnie zatrzymać dla siebie. Zresztą to mój odbiór Norwegii, inni mogą postrzegać ją inaczej.

Jest także jeden powód 'mniejszego ognia' w moich wpisach :).
Jako skrajny egocentryk i introwertyk skupiłem się ostatnio na samopoznaniu. Analizuję siebie i to co jest we mnie, tracę więc chwilowo zainteresowania światem zewnętrznym (a przynajmniej znaczącą jego częścią).
Skoro więc poznanie kieruję do środka, to także i odpowiedzi które otrzymuję dotyczą nie tyle przede wszystkim mnie, co mogłyby być kompletnie nieprawdziwe dla innych.

Ot taki już urok wybranej przeze mnie drogi :).

Cóż, lecz czas także na 'coś spóźnionego', a więc małą anegdotkę z Norwegii.
Otóż mój przyjaciel, jedna z osób z którą tam byłem, z pewnego powodu pozbawiony został swojego śpiwora. Noce, fakt że krótkie, są tam jednak dosyć zimne, szczególnie gdy nocuje się w namiocie.
Szczęśliwym trafem byliśmy akurat w Bergen, gdzie dowiedzieliśmy się o rzymsko-katolickiej parafii pod wezwaniem św. Pawła. Najciekawsze było to, że przebywali w niej także polscy księża, zaś dwa razy w tygodniu odbywa się tam nabożeństwo w języku polskim.
Khem khem, tak, odgadliście, zdarzyło mi się więc uczestniczyć w rzymsko-katolickiej mszy świętej. Zanim jednak zaczniecie ciskać we mnie kamieniami, pamiętając moje słowa, gdy nazywałem siebie heretykiem, weźcie najpierw pod uwagę iż przebywanie w świątyni w takim celu uznaję za swego rodzaju błędne... lecz nie niemożliwe :).
W końcu z całym przekonaniem mogę nazwać siebie chrześcijaninem, więc nawet jeżeli dogmatycznie nie zgadzam się ze wszystkim co głosi w/w wyznanie, to przecież modląc się mamy przed oczami tego samego Boga.
Wszak innego nie ma :) (ale się narażam innowiercom, ha!)
Khem khem, tak czy inaczej kazanie zawierało następujące słowa: 'proście, a będzie wam dane'.
Tak też uczyniliśmy.... i otrzymaliśmy zapomogę w postaci koca :).
Proste, bardzo ludzkie i cholernie pozytywne.
Pewnie dlatego, że rzuciłem coś na tacę :D.
Tak czy inaczej serdecznie pozdrawiam parafię w Bergen,a w szczególności owego księdza, który mimo 'zalatania' i autentycznego braku czasu znalazł dla nas parę minut.
Takich ludzi cenię, podziwiam i pamiętam, ponieważ między ich słowami i czynami nie ma rozbieżności.
Wierzą i pokazują to. Zasługują na wielki szacunek.

Dla zainteresowanych zaś -> http://www.bergenpol.com/cms/

Baruch ata Adonai

M.

6 komentarzy:

  1. Wydaje mi sie, ze Ksieza zyjacy w Polsce po prostu niesamowicie sie rozpuscili - oni uwazaja ze wszystko im wolno i tyle - a jak wyjedzie taki na obczyzne i zauwaza ze gdzie indziej nie jest tak latwo to i serce okazuje sie ze on ma :-) przepraszam za brak polskich znakow ale mam ukrainska klawiature :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczam, rzecz jasna. Sam podobne wykroczenie popełniłem z Norwegii i jakoś nie śpieszno mi poprawiać się ;).
    Zaś nawiązując do Twoich słów:
    Masz dużo racji, nie uważam jednak, aby księża z 'obczyzny' byli innym sortem duchowieństwa.
    W Polsce mamy takich również sporo, są jednak tłamszeni przez karierowiczów i klakierów.
    Ci zaś, którzy wyjeżdżają z kraju nie liczą wcale na karierę (o ile nie wyjeżdżają do Włoch, ma się rozumieć :) ).
    Nie dziwię się więc, iż za granicą szczególnie wyraźnie widać ich pozytywne działanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę, że jest tu też kwestia tego, iż za granicą inaczej się patrzy na ludzi. Wszyscy wydają się być uśmiechnięci, pomocni, życzliwi... Dlaczego na wakacjach poznaje się tyyyylu ludzi i zazwyczaj ma się dobre wspomnienia? Ponieważ człowiek przestawia się wtedy na inny tryb, jest bardziej wyluzowany, otwarty i patrzy na świat przez różowe okulary.

    Poza tym fakt, iż trafiłeś na 'normalnego' księdza o niczym nie świadczy... W każdym kraju, mieście czy wiosce znajdzie się sympatycznych ludzi :) Nie ma co generalizować... U nas też nie jest tak strasznie, jak nam się wydaje. Wszystko rozchodzi się o to, że mówi się ciągle o złych rzeczach, złych ludziach, złych zachowaniach...

    Przepraszam,jeśli za bardzo zeszłam z tematu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Komentować można do woli i na dowolny temat, o to właśnie w tym blogu chodzi. Jeżeli kogokolwiek zachęcę do refleksji, to mam na koncie sukces.
    Zaś co do narzekania, racja.
    'Narzekać, rzecz ludzka' ;).
    Pytanie tylko jak znaleźć zdrowy pomost między optymizmem, a realizmem? Ja ciągle szukam, lecz moje podejście jest jeszcze niedoskonałe. Pewnie nigdy takim nie będzie, ale mnie to nie powstrzyma ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. niesamowicie zaskoczyła mnie i wkur... relacja znajomych na stałe mieszkających w Szkocji na temat księdza - Polaka - z ich parafii : bo on jest taki cudowny: bo whisky pije, bo na tacę nie zbiera, bo ciekawe kazania mówi! szlak mnie trafia jak to słyszę : na tace nie zbiera bo z tego co wiem to w Szkocji kościół jest przez państwo utrzymywany - więc nie może choćby chciał. Whisky - jakby to powiedział ksiądz w Polsce to ci sami ludzie by go ukamienowali co teraz tym się zachwycają. A ciekawe kazania to można w wielu kościołach znaleźć mówione przez wielu księżny tylko trzeba poszukać - strasznie nie lubię gdy kościół oceniany jest przez pryzmat jednego kościoła i jednego księdza i to przez ludzi którzy znają tylko swoją wioskę i wioskę do której wyjechali - oczywiście nie w Polsce bo przecież to za blisko - aby zarobić pieniądze tylko za granice trzeba jeździć! Może niesprawiedliwie oceniam tych ludzi ale jak słyszę ich zachwyty nas temat ,,zagranicy" - ogółem mówiąc- gdy Polskę znają tylko jaką swoją wioskę bo wyjechać do dużego miasta to już za trudno było - Szkocja była bliżej - to mnie coś trafia.
    przepraszam, rozpisałam się troszkę ale poważnie mnie to wkur...

    OdpowiedzUsuń
  6. Może za młodu nasłuchali się, że 'whisky moja żono' ;) ? I teraz moherują, że ksiądz przecież żony mieć nie może :D.
    Ja osobiście cenię gros księży, z którymi się zetknąłem, niestety zazwyczaj 'im wyżej, tym bardziej zalatuje'.
    Nie przeszkadza mi to jednak uważać Kościoła Rzymsko-Katolickiego za jeden z i tak najlepiej zarządzanych i prowadzonych 'molochów'. Nie ma religii ani instytucji, która mogła by się pochwalić brakiem błędów i wypaczeń, zaś KRK wcale tak źle nie wypada chociażby na tle buddyzmu (dla niekumatych - poszukajcie sobie, jak wygląda fundamentalna twarz tej religii).
    Niekoniecznie jest mi po drodze z dogmatyzmem KRK, ale to już inna para kaloszy ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń