Coś tam pokasłuję, ale nic to, jutro wybieram się na Lao Che.
Ku memu zdziwieniu jestem jedną z niewielu osób, które znają ten zespół od płyty 'Gusła' (choć dowiedziałem się o nich przypadkowo, fakt).
Mimo iż chłopaki nagrali już czwartą płytę (a i wcześniej mieli swoje eksperymenty), to jedna ta pierwsza pozostaje moją ulubioną.
Dlaczego? Ponieważ jest niesamowita. Nie tyle ze względu na nie wiadomo jak cudowną czy genialną muzykę, lecz z o wiele prostszego powodu.
Był to kapitalny 'concept-album', otwierający zresztą ścieżkę dla kolejnych, opartych na takim pomyśle, albumów.
'Gusła' mają swój niepowtarzalny, 'magiczny' klimat. Są słowiańskie. Są nowoczesne. Sięgają wstecz i wychodzą na przeciw przyszłości. Dotykają tego, co wydarzyło się w polskiej historii, opisują w subiektywny sposób nie tyle polską, co słowiańską duszę. Cóż, jest to po prostu płyta świeża (relatywnie rzecz ujmując) oraz ciekawa (subiektywnie stwierdzając).
Chociażby 'Jestem Słowianinem':
Cały, ale to absolutnie cały tekst tego utworu wygląda następująco:
Wisła, Bałtyk, Tatry, Kresy.
ź, dź, ś, ć, ą
Wierzba, Bursztyn, Powstanie warszawskie, Targowica.
Jestem Słowianinem z Lecha, z Piasta.
Najkrótsza definicja Polaka? Słowianin, mieszkaniec bez-Kresnych równin, z jeden strony mający morze, z drugiej zaś góry. Szeleszcząca mowa, dziwnem niewymawialne dla innych dźwięki. Kiedyś wiele lasów, a teraz? Co jest bardziej polskiego od rosochatej wierzby na polu?
Polak to właśnie Słowianin, taki jak Czech, jak Ukrainiec... tylko, że Słowianin z bursztynem w kieszeni, za sąsiada mający i Tatara i Żyda... ba i Niemca nawet.
Ślązak, Kaszub, lajkonik, cwaniak z Pragi.
ZDolnoślązak, jak i ja ;).
Nie mogę przejść obojętnie koło takiego utworu, rozkłada mnie na łopatki i przemawia bezpośrednio do duszy.
A za chwilę kompletna zmiana nastroju.
Trochę parodia, trochę zabawa, muzyką, językiem, konwencją i tradycją.
Zabawa między muzykami i zabawa ze słuchaczem.
Odwołania muzyczne, odwołania do literatury, odwołania do codzienności.
'Klucznik'
Znam wiele osób, które kręcą nosem słysząc prosty motyw przewodni w tle.
Są zbyt 'wysublimowane', by słuchać czegoś tak mało wyrafinowanego. Cha!
Dupa blada, mocium panie ;).
Łatwo jest zauważyć perłę, ale łatwo też przeoczyć surowy bursztyn ;).
Bo tym właśnie jest ten utwór.
Czymś ciepłym, wesołym i niepozornym.
Mnie osobiście jednak również rozbraja swoją pozytywną energią i radością płynącą od zespołu.
Nie wyobrażam sobie, jak można nie uśmiechnąć się, widząc jak znakomicie się bawią?
Cóż li z tego, iż nie jest to na poziomie F. Chopina?
Przecież nie wszystko co wesołe i łatwe w odbiorze musi być płytkie i pozbawione ukłonów w stronę odbiorcy, prawda?
Zaś co do Chopina. Tak ze trzy lata temu, gdy pracowałem w podstawówce, dla dzieciaków zorganizowano spotkanie z muzykami, ukazującymi jak rozwijała się muzyka.
Od bardzo wczesnej, aż po hip hop.
Wiadomo, to ostatnie było przyjęte (zgodnie z oczekiwaniami) najchętniej, w końcu słuchamy tego, co znany i lubimy.
Jednak później, na lekcjach, uczniowie dopytywali się mnie, jak nazywaj się ten utwór Chopina.
Cóż, trzeba przyznać, że etiuda rewolucyjna po prostu gromi. Szczególnie w zamieszczonej poniżej wersji...
Cóż, mam nadzieję, iż nie zanudziłem, a tymczasem udaję się zapolować na sukkuba.
Dobranocnywieczór,
M.
sobota, 20 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
NARESZCIE!!!! znalazłam fana Lao Che! uwielbiam ten zespół podobnie jak ty jeszcze od Guseł, ale wspaniały jest także ich poprzedni projekt Koli - hip hop z fajnymi tekstami. Prokukurydza wymiata :-). Ich koncerty są wspaniałym przeżyciem - zawsze doskonałą zabawa, byłam już chyba 4 razy i zawsze były to naprawdę dobre koncerty - nie odstawiają fuszery (co ostatnio zdarza się niby poważnym, starym zespołom).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie Jagienka!