Mam ostatnio straszne problemy ze... śnieniem.
Nietypowe, trochę gaimanowskie określenie, ale nie napiszę przecież, że ze spaniem.
Fakt, jak zwykle mam problemy z zasypianiem, lecz teraz wyjątkowo ciężko jest mi się obudzić.
Od dawna cyklicznie nachodzi mnie pewna przypadłość, która sprawia, że sny stają się niesamowicie wyraźne, ostre i... prawdopodobne.
Gdy byłem w liceum zdarzało mi się niejednokrotnie odnieść w rozmowie do czegoś, co usłyszałem, khm, we śnie. Wiem, dziwne.
Niemniej nie piszę tych słów po to, aby pochwalić się jaki to ja jestem głęboki, wrażliwy i obdarzony niesamowitą wyobraźnią (której pochodną, filtrowaną przez podświadomość, są, choć po części, sny).
Najgorsze jest to, że gdy przebudzę się na chwilę, to dookoła jest często tak szaro i pusto, że wolę uciec do swojego umysłu. Nie chodzi o to, czy jestem tam szczęśliwszy.
Moje oniryczne zwidy są często dość brutalne. Często smutne.
Mają jednak pewną zasadniczą i piękną cechę... która mnie niestety przeraża.
Są cholernie intensywne.
Gdy śnię, czuję się bardziej żywy niż teraz, gdy piszę te słowa.
Wiem, że nie jest to prawdą, lecz przebudzając się marzę tylko o jednym... o ucieczce w sen.
O tym, by czuć więcej, zamiast po prostu egzystować.
Ale zaraz, zaraz... czy ja aby nie jestem (po raz n-ty) zbyt nadęty? Coś zbyt łatwo stwierdzam, że odróżniam jawę od rzeczywistości, choć, co powie każdy (nawet domorosły!) filozof, nie mamy empirycznie możliwości odróżnić prawdziwości odbieranych przez nasze zmysły sygnałów i bodźców.
Różnica między snem i jawą istnieje TYLKO w naszych umysłach.
Cóż... aby to wyjaśnić, muszę odnieść się do tytułu dzisiejszego wpisu.
Muszę opowiedzieć o Laurze.
Z góry rozwieję wszelkie przypuszczenia, Laura to nie jest osoba, z którą pozostawiłem kawałek swojego serca w Barcelonie.
Laura to... ciężko ująć słowami, kim jest naprawdę.
Uprośćmy, że to mój anioł stróż.
Nie wiem ile ma lat. Zapewne nie ma to znaczenia. Szczególnie, że z wyglądu nie jestem w stanie tego określić. Jak większość rzeczy w mojej głowie, jest bardzo dualistyczna, symboliczna, nieokreślona.
Jest jednocześnie pełną nadziei i ciepła młodą dziewczyną, jak i smutną kobietą około trzydziestki.
Cóż, z powodu różnych rzeczy które mnie spotkały w życiu przypuszczam, że jest to podprogowy przekaz, iż mniej więcej tyle pożyję.
Popadam jednak w zbytnie dygresje.
Nie wiem dlaczego, ale jest blondynką. Niby wolę brunetki, lecz uważam, że jest piękna.
Może to przez kręcone włosy? Może przez oczy? Raz szare i smutne, później zaś ciepłe, brązowe?
Raz były zielone. To był dziwny sen.
Byłem bardzo skrępowany. Hmmm, jak można się poczuć pobudzonym przez własnego anioła stróża.
Za pierwszym razem płakała, przeze mnie, rzecz jasna. Chyba mam do tego tendencję, sprawiam, że płeć piękna przeze mnie płacze. Ech.
Cóż, nie powiem czemu płakała. To zbyt osobiste...
Powiem tylko, że widuję ją zbyt rzadko. Rozmawiam jeszcze rzadziej. Czasem się pojawi, uśmiechnie, pomacha mi. Czasem, na szczęście rzadko, grozi palcem. Bywa smutna z powodu moich wyborów, a raczej ich konsekwencji. Na szczęście staram się je podejmować w zgodzie z własnym sumieniem.
To, że jest ono dość kostropate, to inna sprawa.
Najbardziej jednak dziękuję jej za coś innego.
Za to, że nie ogranicza się do snów.
Widziałem ją kiedyś kątem oka w tłumie ludzi.
Czułem delikatne muśnięcie na szyi, które nakazywało rozejrzeć się, zatrzymać. Raz samochód minął mnie o włos, niemal wszedłem mu pod koła, zasłuchany w muzykę, zamyślony.
No i... gdy jestem sam, zamknę oczy i skupię się, czuję jej dłonie na moich ramionach.
Niemalże też czuję, jak osłaniają mnie jej skrzydła.
Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie. Być może jest to tylko w mojej głowie.
Niemniej jest to tak piękne, że i tak cieszę się, że tego doświadczam.
Chciałbym jednak móc wstawać bez problemu.
No i mieć po co wstawać...
Nie żebym uważał swoje życie za bezsensowne.
Po prostu nie potrafię naprawdę żyć tylko dla siebie.
Shalom,
M.
sobota, 6 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz