Czyli, mówiąc po ludzku, gorączkuję już drugi dzień. Zaś towarzyszące temu omamy i 'odloty' są żywo powiązane z powyższym urywkiem piosenki Armii.
Stare, dobre metafizyczne duszy rozjazdy, jak można by rzec.
Także próbuję robić coś sensownego, niemniej obojętnie, czy wykonam kilka ćwiczeń, gdy nie bolą mnie kości, lub próbuję się zabrać za napisanie czegoś, gdy myśli nie przesłania mgła, efekty są takie same.
Mizerne.
Także życząc sobie i Wam zdrowia, pozostawiam link do zespołu o dość przewrotnej nazwie.
Fever Ray.
I po raz kolejny dziękuję Pewnej Osobie, że umożliwiała mi poznanie tego fenomenu.
A więc gorączka, trans, podróż duchowa... hmmm... trzeba korzystać z sytuacji, jeżeli sny nie prześladują.
poniedziałek, 15 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
powrotu do zdrowia i dobrej formy życzę
OdpowiedzUsuńPodziękować, prawiem zdrowy już ;).
OdpowiedzUsuń