piątek, 12 listopada 2010

Dzięki niepodległości...

... jaka by ona nie była, mamy względną wolność słowa.
Mamy możliwość wyboru która banda oszustów będzie nami rządziła.
Dzięki niej takie słowo jak 'patriota' zostało zdewaluowane.

Lecz wiecie co? Szczerze mówiąc, to mi to 'wisi'.
Ponieważ czuję się Polakiem, ale jeszcze bardziej czuję się Słowianinem jako takim.
I to mi wystarcza. Obojętnie kto mną 'rządzi', Polak, Niemiec, czy Chińczyk (sic!).
Polityka to pożywka dla złodziei i wszelkiej maści 'lesserów'.

Dlatego też dzisiejszy wpis będzie dotyczył czegoś innego.

Czegoś, co dotyczy wolności prawdziwej, ponieważ nie może być ona tutaj kontrolowana, czy zakazywana. Takiej, która istnieje na płaszczyźnie... hmmm... duchowej, rzec muszę.

Zdarzyło mi się ostatnio coś bardzo ciekawego. Nie powiem, aby była to rzecz otwierająca oczy, lecz jednak.
Dotyczył ona tak prozaicznej czynności, jak czytanie komuś książki. Na dobranoc.

Wiadomo, jako dziecko nasłuchałem się bajek i innych takich.
Ale tym razem samemu analizowałem taką sytuację jako osoba czytająca. I to nie dziecku.
I mimo że wszystko odbywało się w jakiś sposób niematerialnie (skype), to jednak dawno nie czułem takiego kontaktu i wpływu na drugą osobę.
Heh, nie lubię swojego głosu, podkreślę od razu.
Niemniej jest coś... magicznego, gdy druga osoba słucha uważnie... a ja niemal jestem w stanie usłyszeć, jak oddech się uspokaja, staje rytmiczny, senny.

Nie, nie... wcale nie dlatego, że książka owa była nudna, bądź mój głos monotonny.
Jest po prostu coś czystego i bezinteresownego w czytaniu komuś do snu. Nie wiem jak inni to odbierają, lecz dla mnie było to bardzo interesujące przeżycie.
Zaś to poczucie ufności płynące z drugiej strony...
Gdy zorientowałem się, że zasnęła.
Cóż, nie mogłem się nie uśmiechać.

Także obojętnie czy jesteśmy wolni, czy okupowani, czy jesteśmy politycznymi aktywistami, czy też mamy to gdzieś...
To wszystko nie ma znaczenia, jeżeli jesteśmy jak puste naczynia.
Można się śmiać z pozytywistycznych ciągot, niemniej wszystko trzeba zaczynać od siebie i osób najbliższych.

Cóż mi po wolności, jeżeli nie mam komu ofiarować swojego czasu?

Shalom,

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz