piątek, 31 grudnia 2010

Noworoczne, hej!

Nadchodzi nowe, żegnamy stare.
Jedni patrzą w przyszłość z optymizmem, drudzy zaś ze strachem.
W końcu nadchodzi nieznane.
Ale... czy na pewno?
W sejmie dalej mamy pazerne, dbające jedynie o własne koryto świnie.
Al Gore dalej poluje na globalne ocieplenie i człowiekoniedźwiedzioświnię. Ani jednego, ani drugiego nikt nie widział, lecz na zwalczanie tego drugiego przynajmniej nikt nie płaci.
Więc co się zmienia?
Nic, jesteśmy tacy sami, jak byliśmy dzień wcześniej.
Krysia dalej jest gruba, Jarek głupi, a Stefan dalej będzie pił.

Nowy rok niczego nie zmienia, a procent ludzi dotrzymujących noworocznych postanowień jest tak znikomy, że tylko siąść i płakać.

Dlatego właśnie życzę Wam (i sobie), aby COŚ się zmieniło.
Żeby zaś do jakiejś zmiany doszło, każdy musi postawić krok.
Jakiś mały, nieznaczący, zmieniający siebie i najbliższą okolicę. Gdy tych mikro-zmian będzie wystarczająco dużo, to na zasadzie nakładających się kół oraz efektu motyla...new
Ho ho, kto wie, może nawet w końcu porwiemy się na sejm i popędzimy tę bandę szuj gdzie pieprz rośnie?

Problem w tym, że ja jestem mizantropem i nie chce mi się samemu o to i o inne rzeczy walczyć.
Życzę więc sobie, by mi się zachciało.
Może nieznacznie, może jakiś happening?

We shall see, but for now...

See you in 2011.

M.

wtorek, 28 grudnia 2010

Ode to the morning



Without a single bird on the sill
Buried deep in the hole of dreams
Awakened by the warm Sun's touch
Reflected from forgotten memories
I laid and lied, to you and me
About the past, then about tomorrow
And in between of this timeless state
I've almost cast away the sorrow


Czasem naprawdę nie liczy się nic więcej niż tu i teraz, szczególnie, gdy niektóre wspomnienia są niemalże fotograficznie dokładne.

Shalom,

M.

piątek, 24 grudnia 2010

"Nie cierpię świont!'

Witam serdecznie. Z marszu pragnę zaznaczyć, iż poniższy cytat, czy też raczej 'parafraza', nie pochodzi z moich ust, zaś błąd wprowadzony został świadomie i z rozmysłem.
Stanowi także dobry temat dla dzisiejszego wpisu, więc nie plotąc już trzy po trzy, przechodzę do meritum.
Otóż: problem nie leży w świętach, lecz w WAS (z typowym dla siebie narcyzmem wyłączam się z tego grona :D ). Nim jednak TY popadniesz w święte oburzenie, zapoznaj się, proszę, do kogo kieruję te słowa.
Do każdego:
- kto ignoruje jakiekolwiek duchowe przesłanie owych świat, spłycając je do materialnego obżarstwa i konsumpcjonizmu;
- kto marudzi z w/w powodu, miast wziąć się w garść i zmienić swoje święta;
- spasionych polityków i duchownych, którzy zapominają o 'bożym świecie';
- a wreszcie do Ciebie.
Obżartego, szarego człowieka, wionącego alkoholem na pasterce, bądź omijającego ją szerokim łukiem. Tłustego brzuchacza w czerwonym szlafroku, podkładającego tandetne prezenty pod choinkę. Obłudnego dziecka, udającego grzeczność. Zmęczonego studenta, warczącego na rodzinę.
Także i na siebie, zamkniętego w swoim świecie i swojej głowie.

Całe to szczęście jest tandetne, kolorowe i puste.

A wystarczy tak niewiele, by to wszystko zmienić. Wystarczy zacząć od siebie i pogadać z JEDNĄ osobą. Niech to wszystko nabierze sensu. Choć krztynę, odrobinę.

Obojętnie czy wierzysz, czy nie. Czy spędzasz ten czas z rodziną, samotnie, czy może w pracy.
Tradycja, sama w sobie, nie jest zła. Gorzej jednak, gdy staje się pusta, gnuśna, gdy zabija wrażliwość.
A przecież każdy ma gdzieś jakąś osobę, na której jemu lub jej zależy. Może z czystej sympatii. Może z bardziej osobistych pobudek.
Być może wszystko dookoła irytuje banalnością, ale chociaż samo wspomnienie czegoś pięknego może odżyć. Dać siłę, nadzieję.

Niekoniecznie od teraz, od dzisiaj, od zaraz. Zawsze to jednak jakiś start.
Każdy dzień jest szansą na coś lepszego, pytanie jednak, czy któreś z nas ją w tym roku wykorzysta?

Pokoju ducha życzę,
oraz czystości marzeń.

M.

PS. 'miast' to użyta świadomie, 'zwieśniaczona' forma zamiast :P

czwartek, 23 grudnia 2010

(pieśń) o wędrówce

Dotąd usłyszałem, w całym swoim życiu wiele utworów, które każdą swoją nutą i każdym słowem wywoływały we mnie tęsknotę za łazęgą. Problem w tym, że większość pochodzi z soundtracku do 'Into the Wild' ;)
Nie oznacza to jednak, że ograniczają się one do tego jednego filmu.
Co to to nie.
'Podróż na wschód' Armii.
' The World Where We Live' Crowded House (koniecznie z Eddie'm Vedder'em, o! nawet link wygrzebałem)



'Pieśń o wędrówce' Ankh, kapitalny utwór -> http://w13.wrzuta.pl/audio/0cgL485gRNi/ankh_0_piesn_o_wedrowce

Ba, nawet i Coma się tutaj znalazła, z bodajże jedynym utworem nie nadętym do rozmiarów niebotycznego ego autora tego blogu/bloga (cholera wie, jak to właściwie odmieniać; czy w ogóle). Mówię tu o 'Pasażerze'.

No i po raz kolejny Eddie Vedder, tym razem standardowo w Pearl Jam i ze szlagierowym, w sumie, 'Given to Fly'.

Każdy z tych utworów jest inny, każdy podchodzi do tej idei, symbolu, czy też jakkolwiek to inaczej nazwać, w inny sposób.
Niemniej, każdy wzbudza we mnie tęsknotę za owymi 'szeroko-otwartymi przestrzeniami'.

Sami powiedzcie, drodzy czytelnicy, cóż jest piękniejszego, nad 'człowieka rycerskiego'? Tfu, no i musiał się napatoczyć Lao Che ze swoim 'Jestem Słowianinem'. Tak, to też wywołuje we mnie tęsknotę za łązęgą.

Nie chce ktoś na wiosnę uciec z Polski z namiotem na Ukrainę :) ? Podobno Krym jest przepiękny o tej porze roku :D.

Shalom,

M.

wtorek, 21 grudnia 2010

Nocna Śnieżka

Dookoła sama biel i sama czerń, mieniące się i skrzące na przemian.
Srebrny księżyc, powyłączane czołówki, śnieg miejscami po kolana.
Grupka idiotów idzie z "Samotni" na Śnieżkę.
Najpierw o tym żartowaliśmy, w końcu kto o zdrowych zmysłach by się wybrał tam w taką pogodę?
Fakt, noc była prześliczna. Zakopane w białym puchu, pochylone pod jego ciężarem drzewa wyglądały jak przyczajone duchy gór, obserwujące naszą mozolną wędrówkę.
Niesamowite, nierzeczywiste wrażenie, gdy hen, daleko, rozświetlał się pomarańczem Karpacz. A dookoła nas tylko cisza, gwałcona skrzypieniem śniegu pod butami, ciężkimi oddechami, szeptem wiatru.
Zakutani od stóp do głów, z oszronionymi powiekami, zamarzającymi przy zamykaniu oczu rzęsami, brnęliśmy najpierw do "Strzechy Akademickiej". Zajęło nam to, ku powszechnemu zdumieniu, dziewięć minut.
To chyba właśnie wtedy zażartowaliśmy po raz pierwszy o dojściu na śnieżkę. Ociekając i parując, przy kubku herbaty vel kufelku czegoś bardziej gazowanego, przychodziły nam do głowy dziwne pomysły.
No i w końcu doszliśmy tam, obolali, ciężko łapiący oddech, zmęczeni i starający się nie zamarznąć.
Nie wiem po co, wszak to było głupie.

Niemniej dawno nie czułem się tak żywy.

Aż nie chce się teraz siedzieć w czterech ścianach, wszystko wzywa do dalszej drogi. Ech.
A tak tęskniłem do ciepłego prysznica ;).
Teraz zaś mógłbym się bez niego obyć, byle by tylko mieć gdzie, kiedy i jak iść przez śniegi.

Shalom,

M.

piątek, 17 grudnia 2010

Daily; bezczelna reklama

Proszę państwa, zamiast dzisiejszej porcji skierowanego na konsumpcjonizm świąt marudzenia (zresztą, zapewne, wtórnego), przypomnę reaktywowany cudownie komiks internetowy daily.art.pl
Minimalizm formy, (miejscami bardzo ostra) satyra społeczna, krótkie, acz 'mięsne', paski. Czego chcieć więcej?
Kiedyś, dosyć dawno temu, byłem nieotulony w żalu, iż zawiesił on swoją działalność. Wczoraj zaś, ku mej ogromnej radości, odkryłem, iż powrócił na szerokie 'łona ynternetu', w dodatku w bardzo dobrej formie.

So, without further ado...

http://www.daily.art.pl/index.php?d=2003-09-14

No i kolejna reklama, zespół Pogodno oraz, pośrednio, Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy, a więc Janusz Chabior gościnnie w teledysku w/w zespołu.



A teraz góry (przez Wrocław), zaś w cyberprzestrzeni zagoszczę ponownie w okolicach poniedziałku.

Shalom,

M.

czwartek, 16 grudnia 2010

Świąteczna wiocha ;)

Shalom.

Tak się składa, że powrót choć minimalnej dawki weny zbiega się z nadchodzącymi świętami.
A więc, niestety, z wszechobecną tandetą, kiczem i Czerwonym Brzuchaczem.
Nie zrozumcie mnie jednak źle, ja doskonale rozumiem cukierkowy, by nie rzec "bajkowy", klimat świąt Bożego Narodzenia.
Zostawmy na dziś zarzuty o pogańskie korzenie i insze mniej lub bardziej filozoficzne rozważania nad ten temat.
Teraz mam ochotę na małą analizę otoczki estetycznej owego okresu.

Można kręcić nosem na (h)amerykanizację, globalizację i insze dobra importowane wraz z dobrobytem i demokracją. Niemniej, pokażcie mi jedną osobę, która nie lubi 'White Christmas'. Proszę państwa, wersja tej piosenki wykonana przez Binga Crosby'iego jest singlowym bestsellerem WSZECHCZASÓW.
Ja wiem, wielokrotnie powtarzałem, iż 'w tłumie głupota', lecz tutaj... no sami zobaczcie...



Są różne rodzaje kiczu. Jest taki naprawdę tandetny, kolorowy i 'wsiowy'. Jest także drugi, taki ciepły, swojski. Pierwszy to kolorowe badziewie, drugi to stary, zabytkowy dziadek do orzechów. Nadążacie?
Jest coś w tej 'magii świąt'. Chociaż odrobinę zmienia każdego. Niektórzy przez to piją. Niektórzy zmieniają się na lepsze. Inni po prostu się zmieniają.
Najczęściej wygląda to tak, że gubimy się między kretyńskimi piosenkami, kolorowymi znakami, promocjami i pustymi, tępymi zwyczajami.
Kolędy i stare piosenki zastępują jakieś kretyńskie przyśpiewki, nie ma kuligu, nie ma grzańca, nie ma jemioły.
Święta są tandetnie brzydkie, nerwowe i DROGIE.

Dlatego więc zapraszam do obejrzenia i wysłuchania bardzo specyficznej piosenki 'świątecznej' ;). A także do zajrzenia tutaj jutro (po czym czeka nas kolejna przerwa, wyjeżdżam w góry i, mam nadzieję, wracam w poniedziałek :D ).

The Pogues & Kirsty McColl Fairytale Of New York
(polecam gorąco zapoznanie się z tekstem utworu :) )

sobota, 11 grudnia 2010

Dalej, muzycznie

Jako iż grudzień jest dla mnie miesiącem absolutnego kryzysu pod niemalże każdym względem, nie mam specjalnie powodów do dodawania nowych wpisów na blogu.
Cóż, dopóki się nie uporam z apatią, pisanie o tym, co dobre dla duszy, byłoby dosyć nieszczere ;).
Póki co mogę jedynie, ze szczerym sercem, polecić następującą artystkę, Ольга Витальевна Яковлева, znaną światu bliżej jako 'Origa' :).
Spragnionych bliższych wiadomości o niej odsyłam do wikipedii ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Origa ), polecając szczególnie wersję angielską, sam jedynie dodam, że to ona śpiewała w 'Inner Universe', utworze ikonicznym dla anime 'Ghost in the Shell'.
Cóż, mimo iż z pochodzenia jest Rosjanką, to nie bez przyczyny mieszka w Japonii :).

Na początek polecam dwa spośród jej utworów:

'Rain'



oraz 'Lullaby'



Zaś na zakończenie, jako mały bonus, 'Inner Universe', swoistą wielojęzykową kolaborację (tekst: Origa, muzyka: Yoko Kanno)



Jako zaś drugą dzisiaj, niemalże, kołysankę (mimo pory dnia, rzecz jasna), malutka rzecz. Żywcem wzięta z klasycznego filmu. Przeniesiona do komercyjnego otoczenia 'zespołu' Celtic Woman. I kapitalnie wykonana. (swoją drogą poniższy link udowadnia, ze nie wszystkie Irlandki są brzydkie ;) )

'Over the Rainbow'

poniedziałek, 6 grudnia 2010

O dziewczynie, wierszem...

... Williama Blake'a.

Zbłąkanej:

Widzę w przyszłym czasie,
Co proroctwem zda się
Ziemia ze snu wstanie
(Zakarbuj to zdanie!)

I szuka swojego
Stwórcy łagodnego
A z dziekiej pustyni
Cichy ogród czyni

*

W południa krainie,
Które latem słynie
Co nigdy nie znika
Leży śliczna Lika.

W siódmej swojej wiośnie
Dzień cały radośnie
Szła od drzewa do drzewa
Kędy ptak zaśpiewa

"Śnie mój, przyjdź tu, senku,
Pod drzewo po ciemku.
Płacz ojcze, mateczko:
Gdzie też śpi wasze dziecko?

"Wasza ulubiona
Na puszczy zgubiona.
Jak ma spać maleńka,
Gdy płacze mateńka?

"Gdy we śnie ucicha -
Lika też nie wzdycha;
Gdy matce serce pęka -
Budzi się maleńka.

"Sroga, sroga nocy,
Zamknę teraz oczy,
A twój nad pustynię
Niech miesiąc wypłynie".

Lika we śnie leży,
A zwierz z jaskiń bieży,
Gdzie śpiąca spoczywa,
Jej się przypatrywa.

Lew z królewski wzięciem
Stanął nad dziewczęciem,
Święte ziemi koło
Obtańczył wesoło,

Tygrysy, lamparty
Też stroiły żarty,
Gdy ów lew nobliwy
Skłonił złotej grzywy,

Uśpioną na ziemi
Łzy rubinowemi
Ócz płonących ziewał,
Parą swą ogrzewał.

A lwica z maleńkiej
Liche jej sukienki
Zdjęła: nagą, bosą
Do lwiej jamy niosą.


Tłumaczenie: Adam Pomorski

I odnalezionej:

Noc całą z rozpaczą,
Skroś pustyń co płaczą,
Skroś jarów, otchłani,
Rodzice znękani

Szli w bólu i lęku
Schrypnięci od jęku,
Szli przez pustki w udręce
Siedem dni ręka w ręce.

Siedem nocy uśpieni
Śród głębokich cieni
Snili postać Liki
Na pustyni dzikiej

Blada, głód ją morzy,
Błąka się śród bezdroży -
Słaba z płaczem, z męką,
Popiskując cienko.

Drżąc w rozpaczy powstała
Niewiasta struchlałą,
Słania się, niebożęL
Dalej już iść nie może.

On niósł ją steraną,
Zbrojny smutku raną,
Aż tu im w pół drogi
Lew zastąpił srogi.

Nie umkną przed losem;
Grzywy ciężkim włosem
W ziemię lew ich tłoczy:
Węszy, kołem kroczy.

Cucili się z lęku,
Gdy liżąc ich po ręku
Zwierz stanął nad nimi
Cichy i olbrzymi.

W zdumieniu głębokim
Objęli go wzrokiem:
Duch przed nimi stoi -
Zjawa w złotej zbroi

Na skroniach korona,
Z głowy ramiona
Włos się toczy złoty -
Pierzchły ich zgryzoty.

"Pójdźcie za mną" rzecze,
"Nad Liką mam pieczę:
W moim śni pałacu -
Poniechajce płaczu".

Poszli tedy, bladzi,
Gdzie zjawa prowadzi:
Śród tygrysów żywa
Dziewczynka spoczywa.

Żyją tam i ninie
W samotnej dolinie;
Nie trwoży wilcze wycie
Ni lwi ryk o świcie.


Tłumaczenie nieznane, źródło: poema.art.pl

Komentarz pozostawiam odbiorcy.

Dobranoc,

M.

piątek, 3 grudnia 2010

Uhuha, zima zła

Zasypało drogi, kaczki przymarzają do lodu (jakie to politycznie niepoprawne), kilku bezdomnych wolało się nawalić, zamiast spać w cieple, dzieciaki zaś nie mają już siły rzucać się śnieżkami.
Czasem nie wiem już, czy rodzaj ludzki ma jakąkolwiek szansę na osiągnięcie consensusu. 'Przyszła zima, śniegu ni ma' - biadolą, że szaro i smutno. Spadnie za mało - biadolą. Spadnie za dużo - biadolą. W sam raz zaś nie spadnie, bo nie ;).

A mi tam się podoba. Jest biało, widoczność tragiczna, jak zza chmur wyjdzie słońce to nic nie widzę i muszę zakładać ciemne okulary, nos mi odmarza.
Na szczęście mam chociaż pełen zestaw czapek, jak na Szalonego Kapelusznika przystało.
Kurtka też ciepła. Na co więc narzekać?
Jest zima.
Jest pięknie.
Jak nie nagrzeszymy, to może będą i białe święta ;). Mi to pasuje, szczególnie że miasteczko w którym obecnie mieszkam nie od kozery zwane jest najcieplejszym miejscem w Polsce :).

No i poza tym poznałem Stefana. Stefan jest bardzo w porządku i jutro wkleję tutaj jego zdjęcie. Łyknę sobie z nim Krupniku i pogadam w parku.
Ba, może nawet i zaproszę do domu.
Wszak mam dużo miejsca na balkonie, a Stefan lubi ładne widoki, szczególnie takie z dziesiątego piętra ;).

Shalom,

M.

środa, 1 grudnia 2010

Godzina marzycieli

Każdy ma taką, swoją i specyficzną.
Czasem czas ten jest krótszy, innym razem dłuższy, zawsze jednak cudownie, niemalże dziecięco naiwnie egocentryczny.
Obojętnie, czy pochylamy się wtedy nad kubkiem herbaty, czy też wyglądamy przez okno.
Może być to na rowerze, w samochodzie, samolocie, ba, nawet i pod prysznicem.
Jest to czas tylko dla nas, zawieszone i wyjęte z ram życia istnienie.
Taka chwila pozbawiona właściwego imienia.
Nazywają to często słomianym zapałem.
Mamy wszak różne marzenia, różne pragnienia, różne pomysły.
Niemniej te najgorętsze, najszczersze zostają w nas na długo. Być może i na zawsze.
Dodatkowo zaś kształtują nas i kreują.

Zarzucono mi kiedyś auto-kreację, właśnie.
Dalej nie zgadzam się, że to coś złego.
Jeżeli coś mi się we mnie nie podoba, coś bym chciał zmienić...
Chyba wolno mi o tym pomarzyć? Zaś jeśli w dodatku dążę do takiego celu, tym lepiej dla mnie.
Przyznam, niestety, że obecnie słabo u mnie z siłą woli, lecz nie poddałem się.
Jeszcze.

Na horyzoncie jest absolutnie wszystko, a cały świat i tak mam już w głowie.
Szkoda tylko, że serce mam jednocześnie pełne i puste.

No nic, buenas noches.

M.