środa, 1 grudnia 2010

Godzina marzycieli

Każdy ma taką, swoją i specyficzną.
Czasem czas ten jest krótszy, innym razem dłuższy, zawsze jednak cudownie, niemalże dziecięco naiwnie egocentryczny.
Obojętnie, czy pochylamy się wtedy nad kubkiem herbaty, czy też wyglądamy przez okno.
Może być to na rowerze, w samochodzie, samolocie, ba, nawet i pod prysznicem.
Jest to czas tylko dla nas, zawieszone i wyjęte z ram życia istnienie.
Taka chwila pozbawiona właściwego imienia.
Nazywają to często słomianym zapałem.
Mamy wszak różne marzenia, różne pragnienia, różne pomysły.
Niemniej te najgorętsze, najszczersze zostają w nas na długo. Być może i na zawsze.
Dodatkowo zaś kształtują nas i kreują.

Zarzucono mi kiedyś auto-kreację, właśnie.
Dalej nie zgadzam się, że to coś złego.
Jeżeli coś mi się we mnie nie podoba, coś bym chciał zmienić...
Chyba wolno mi o tym pomarzyć? Zaś jeśli w dodatku dążę do takiego celu, tym lepiej dla mnie.
Przyznam, niestety, że obecnie słabo u mnie z siłą woli, lecz nie poddałem się.
Jeszcze.

Na horyzoncie jest absolutnie wszystko, a cały świat i tak mam już w głowie.
Szkoda tylko, że serce mam jednocześnie pełne i puste.

No nic, buenas noches.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz