niedziela, 5 lutego 2012

Zawiesiny

Jeżeli chodzi o ACTA, to już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. "Proces ratyfikacyjny ustawy ACTA został zawieszony". Pierdoły. Nie dość, że te zdanie, powielane przez liczne media, brzmi po prostu ułomnie, to w dodatku niczego, tak naprawdę, nie oznacza.
Powiedzcie sami, czym jest "zawieszenie"? Po prostu czymś, co można odwiesić. I tyle. W dodatku jako państwo wybrakowane pod względem suwerenności (podległość Unii Europejskiej), Republika Polska może zostać niejako zmuszona do ratyfikacji. Zaocznie. Jak? Ano ogólno-europejska ustawa. I tyle.
Że co, nie przejdzie? Jakoś już przeszła raz, wstępnie. I zarówno PiSsy jak i Palikoty na nią głosowały. Co sami też przyznają, bez czytania o co w niej chodzi.
W sumie, to im się nie dziwię. Kupa przepisów, kupa ustaw, komu by się chciało to czytać? Cały wic polega na tym, że wszystkie te nasze polityczne melepety biorą za czytanie takich pierdół pieniądze. Niemałe pieniądze, trzeba dodać. Nie obchodzą mnie więc ich tłumaczenia. Są albo melepetami, pierdołami i nieudacznikami, bądź wyciągają łapę po kasę lobbystów. A najpewniej jedno i drugie. Ergo - skłaniam się powoli ku stwierdzeniu mojego znajomego, że gdyby pozamieniać parlamentarzystów miejscami z grupką upośledzonych koczkodanów, to w parlamencie nie było by większych zmian, zaś w hospicjum dla biednych makakowatych od razu było by więcej obrzucania się odchodami. Ot, Polska właśnie. A z Polską reszta Europy i tak dalej.

Zadam przy okazji czysto teoretyczne pytanie: czy przedstawiając tutaj czyjąś myśl łamię prawa autorskie tej osoby? A może wspieram i propaguję zawartą w tych słowach ideę?

Słyszałem już wiele szczytnych, a także wiele przyziemnych, cynicznych zdań na temat własności intelektualnej i generalnie ochrony praw autorskich.
I powiem tak, kultura i sztuka powinna być dostępna za darmo, dla każdego.
Jeżeli komuś to nie odpowiada, to proszę, do łopaty, bądź do banku.
Kultura i sztuka to pochodna uczuć wyższych, to właśnie z nich wypływa - i je spełnia u odbiorcy (a także i autora). Komuś się to nie podoba? Nie jest więc wtedy artystą, a rzemieślnikiem. Czy to coś złego? Bynajmniej. Nie oznacza to, że jest osobą gorszą. Jednak artysta jest tylko osobą, która początkuje wizję. Przekazuje ją światu i w tym momencie, w momencie odbioru, jego dzieło włączane jest do dorobku kultury. Staje się, na dobre i na złe, dziedzictwem całego świata.
Jeżeli jest genialne i skomplikowane, nikt go nie podrobi. Będzie wyjątkowe.
Jeżeli zaś łatwo je wykonać samemu... to już nawet nie trzeba być rzemieślnikiem, by z tego dorobku skorzystać. Rzemieślnik, przecież, zarabia swoimi umiejętnościami, a nie wizją. Wykonuje coś, czego nie potrafi inna osoba.
Artysta zaś wymyśla, tworzy. Nie odtwarza. Ta różnica jest tak ogromna, że wprost niewyobrażalna.

Wszystko jednak opiera się na niezbywalnym (moim zdaniem) prawie do dostępu do piękna, sztuki i kultury. Chyba poza (szeroko pojętą) miłością nie ma bardziej ludzkiej potrzeby.

Dlatego dzisiaj pozwolę sobie zaprezentować dwa kapitalne utwory, wykonane na żywo przez francuską artystkę o pseudonimie ZAZ.

Pierwszy utwór to Je veux, jej ikoniczny singiel:



Drugi zaś to kapitalny cover utworu Edith Piaf:



No i powiedzcie mi teraz, czy można tak 'łamać prawa autorskie', wykorzystując utwór kogoś innego? Nadając mu nowe znaczenie, brzmienie, nową aranżację, czy może też wygrywając dany utwór na cymbałkach i mruczeć, zamiast śpiewać?
Powiem wprost: nie powinno się tego robić dla pieniędzy, dla rozgłosu. Nie można bazować na talencie drugiej osoby, by wybić się samemu. Niemniej, tutaj akurat wszystko jest zgodnie z prawem. Utwór znalazł się jako jeden z jedenastu utworów na płycie. Czy mam coś przeciwko? Nic, a nic. Gdyż jest piękny (moim, "skromnym", zdaniem).

Khrrr, no i dla najwytrwalszych. Coś niesamowitego z koncertu, pokaz magii kontaktu z publicznością, który ma ta dziewczyna. I brawurowe wykonanie szalonego utworu.



Bonne nuit!

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz