niedziela, 1 kwietnia 2012

Keine Aprilis

Miało coś nawet być na dzisiaj, ale w czwartek mnie rozłożyło. Tragedia po prostu, obłożna gorączka i te sprawy. Widać jakiś wirus mnie podgryzał, a odporność rozwalił mi zastrzyk odczuleniowy.
No nic, takie życie, kolejny tydzień poleciał do kosza. Mogło być gorzej, dzisiaj już jestem na nogach - a mogłem dalej leżeć w łóżku i majaczyć :).

Zaczytałem się ostatnio, na nowo, Williama Blake'a. Poezję, znaczy się. Na swój sposób ciekawa lektura, gdy ma się podwyższoną temperaturę. Ciekawe też pomysły wtedy do głowy przychodzą, gdy czyta się, np.:

The Little Vagabond


Dear mother, dear mother, the church is cold,
But the ale-house is healthy and pleasant and warm;
Besides I can tell where I am used well,
Such usage in Heaven will never do well.

But if at the church they would give us some ale,
And a pleasant fire our souls to regale,
We'd sing and we'd pray all the live-long day,
Nor ever once wish from the church to stray.

Then the parson might preach, and drink, and sing,
And we'd be as happy as birds in the spring;
And modest Dame Lurch, who is always at church,
Would not have bandy children, nor fasting, nor birch.

And God, like a father rejoicing to see
His children as pleasant and happy as he,
Would have no more quarrel with the Devil or the barrel,
But kiss him, and give him both drink and apparel.


Bądź 'The Angel'

I dreamt a dream! What can it mean?
And that I was a maiden Queen
Guarded by an Angel mild:
Witless woe was ne'er beguiled!

And I wept both night and day,
And he wiped my tears away;
And I wept both day and night,
And hid from him my heart's delight.

So he took his wings, and fled;
Then the morn blushed rosy red.
I dried my tears, and armed my fears
With ten thousand shields and spears.

Soon my Angel came again;
I was armed, he came in vain;
For the time of youth was fled,
And grey hairs were on my head.


Nie po raz pierwszy zachwycam się sposobem, w jaki Blake formował myśli - a także swą filozofię. Gdyż o nią tutaj tak naprawdę się rozchodzi. Wpływy Swedenborga (niezły oszołom, swoją drogą :)), Johna Miltona ('Raj Utracony'), biblijne metafory.
Mało? Jest tego o wiele więcej, lecz poznawanie Blake'a jest, tak naprawdę, osobiste.
Jest tak z bardzo prostego powodu - u Blake'a cały czas pojawia się wieczny konflikt, znajdujący swoje odbicie w późniejszych teoriach psychologicznych! Piszę tu o konflikcie między rozumem, a uczuciem; odbiciu późniejszych konfliktów między id, a superego. Ba, same koncepcje Dobra i Zła, tych pisanych dużą literą, są niezwykle frapujące. Na swój sposób ocierają się one o późniejsze przemyślenia Fryderyka Nieckiego. Bajam? A jużci! Patrzcie:

Dobro to bierność posłuszna Rozumowi, Zło to aktywność wyrastająca z Energii

Ot, mały cytacik z 'Zaślubin Nieba z Piekłem'.

Niestety, talent Blake'a miał także, swego rodzaju, gnostyckie korzenie. Opierał on poznanie na, szeroko pojętym, Objawieniu. Głęboko wierzył w Poetycki Geniusz i wygłaszał dość niepopularne zdania, pokroju:

To, co wielkie, jest nieuchronnie ukryte przed słabymi. To, co oczywiste dla idioty, nie jest warte mego zachodu.

Cóż, może świat dojrzał już na tyle, by nie składać się tylko z idiotów?

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz