środa, 19 grudnia 2012

Izerska Arktyka.

W końcu, nareszcie, najwyższy czas (był)! Nie, to nie bełkot o zbliżającym się końcu świata (wyjątkowo nie mam zamiaru pisać tutaj o pierdołach), lecz mała relacja z typowo zimowej wyprawy.

Wyprawa to odbyła się całkiem niedawno, w ten weekend, z różnych względów, jednak, zebranie mi się z niej i po niej zabrało mi "trochę" czasu. No nic, czas ów znalazłem i oto rozpoczyna się opis właściwy.

Wyobraźcie sobie, drodzy czytelnicy, jedno z najcieplejszych miejsc (i miast) w Polsce. Oto Legnica, takie całkiem miłe miasto na (z)Dolnym Śląsku. Nieopodal "nas" (taki mały patriota lokalny ze mnie wyrasta) znajduje się historyczna stolica Śląska, Wrocław. To taki mały prztyczek w nos czytającym ten blog (tak, akurat ;) ), "Ślunskim" separatystom.
Otóż z Legnicy wyruszyliśmy, tamże wróciliśmy. Bilans całkiem ładny, skoro dwa razy wylądowaliśmy w zaspie. Ale ja nie o tym!

Celem były Góry Izerskie, głównie zaś ich polska część. Czeska też jest śliczna, lecz... umówmy się, nie w taką pogodę. Lato, ciepło, rower, o tak. Żyć nie umierać (choć rzyć umierać już może, gdy ktoś niewprawny).
Po obowiązkowym zahaczeniu o Harrachov, nabyciu browiantu (czeskie piwo + część nabiałowo-mięsna), a także posileniu się smacznym (choć nie rwącym czterech liter) serem smażonym, wróciliśmy do Jakuszyc i postanowiliśmy zagubić się w bieli.

Moi drodzy, takiej pogody to dawno miastuchy nie widziały. Uwierzcie mi na słowo. Wszędzie biało, śnieg przynajmniej po kolana, temperatura poniżej zera, nic się nie roztapia. A z góry? Z góry zaś leciał sobie nowy śnieżek, ot tak, żeby nam za słodko nie było, aby na drugi dzień się ciężej wracało.
Chłopaki nawet myśleli o wypróbowaniu biegówek, lecz jakoś tak się zaoferowałem, iż poniosę większość browiantu. Ot, taki ze mnie kozak z pojemnym plecakiem. Wolałem poczłapać. A skoro człapać, to i się posilać różnymi delikatesami na "pitstopach", zwanych nieraz także "czekpointami". Wiecie, wymianę oleju trzeba było przeprowadzić ;). Jak widać na załączonym obrazku!


Uwierzcie mi, iż czasem dobra kurtka z użytym jako podpinka softshellem, ciepłe spodnie, dobre buty, chusta i gogle nie wystarczą. Trzeba się wzmocnić. Szczególnie, że wraz z przybywającą werwą wzmacniała się ciepłota ciała, robiło się gorąco, trzeba było się wietrzyć. A skoro się wietrzymy, to... o, a może mały łyczek na rozgrzewkę? Czuję przecież zimny wiatr ;).

Przyznam, że pod Samolot podchodziło się całkiem znośnie. Schodziło, rzecz jasna, równie dobrze. Szczególnie, że z niego do schroniska Orle już tylko w dół, Przez śnieg, gdzie buty zapadały się często ponad kostki, fakt. Był to również śnieg ubity - co powinno Wam dać do myślenia :). Prawdziwi faceci jednak się nie skarżą!

Nawet, gdy dochodząc do kolejnego schroniska, Chatki Górzystów, zostali przywitani śmiechem. "Jak tam, nie zapadliście się po drodze?". Ależ zapadliśmy! Lecz co to dla nas było ;).
Ech, Chatka Górzystów sama w sobie. Miejsce-legenda. Piękne w swojej surowości, wypełnione książkami (czuję się jak w domu!), z dobrą i tanią kuchnią, czeskim piwem za 6 złotych. Czego chcieć więcej?
Nawet mnie tam już poznają ^_^.

Ciężko było ją opuszczać, po miłym wieczorze i odrobinę przykrótkim noclegu. Szczególnie, iż na zewnątrz wyglądało o tak:


Droga powrotna zaś, ech... widoczność zerowa, ot taka śliczna, polska Arktyka. Zazwyczaj Hala Izerska obfituje w bogatą florę, w malownicze i łagodne widoki, w urozmaicony krajobraz. Tym razem zaś...

Poważnie, nie było widać nic! Cisza, pustka, jeno śmigający w te i wewte narciarze na biegówkach. Cóż więc my, biedne żuczki, mogliśmy uczynić? Przeć do przodu i czuć się jak polarnicy, ot co! Nie powiem, że było to nieprzyjemne. Nawet, gdy czuło się, że to już powoli koniec, wracamy do miasta, ciepła, cywilizacji. Pracy. Ech.

Czasem przydaje się łyk wolności. Trudno się z nim, jednak, rozstać.


Hmmmm... więc jak tam, do zobaczenia na szlaku ;) ?

M.

4 komentarze:

  1. Dawno tu do Ciebie nie zaglądałam(jakoś tak wyszło). Nie dla mnie takie wycieczki, ale oko na relację zarzucić mogę, nawet chętnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę ukrywać, iż blog strasznie zaniedbuję... lecz nie chcę zbytnio politykować. Cóż, może w końcu znajdę złoty środek.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń