niedziela, 12 stycznia 2014

Gendery, baseny i muzyka.

Witam. Zgodnie z obietnicą, acz z małym opóźnieniem, kilka cegiełek (zapalnych, mam nadzieję) do "problemu" gender. W skrócie, lecimy po bandzie i wyśmiewamy, dopóki jest to w modzie. A co! Mam prawo do niuchania koniunktury.
Pierwszą cegiełką, niejako kamienień rzuconym na szaniec zbigoconego, szowinistycznego świata, jest historia Amelii Meltape, przedstawiciela/lki trzeciej płci, rodem z Bangladeszu.

http://facet.onet.pl/transseksualna-modelka-chce-zostac-miss-world/cjr3z

Idąc tokiem rozumowania genderów, narzucanie jemu, bądź jej, iż jest kobietą, lub mężczyzną, to straszny błąd. Czemu nie może być jednym i drugim jednocześnie? Przecież powinniśmy być już ponad takie przesądy, jakimi są płeć, biologia, czy inne tam pierdoły. W końcu jeżeli skalpel, botox i hormony mogą zmienić genetycznego chłopca w dziewczynkę, to czemu nie uznać efektu końcowego za coś więcej? Metachłopiec, metakobieta. Paraczłowiek?
Myślę, że zasługuje to na dogłębne zbadanie tematu przez Zespół Chorobowy Macierewicza.

Tak na zdrowy (nawet jeśli chłopski <- szowinizm ;) ) rozum, zaś, czemu mężczyzna nie miałby wystąpić w wyborach Miss World? Przecież większość niemieckich atletek z powodzeniem mogłaby występować w wyborach Mistera Roku, mielibyśmy więc obie konkurencje pozbawione szowinizmu w jedną, lub drugą stronę. Zaistniałaby prawdziwa równość, zatarcie granic, triumf ideologii gender. Ach, tęcze latałyby wtedy nisko, dzieci nie głodowałyby więcej, a rak sam by się pokonał, zawstydzony płynącym od Nas przykładem bratersko-siostrzanej miłości. Aż łezka się kręci w oku :````). Zostawmy jednak ten problem tam, gdzie jego miejsce - ta krawężniku humoru. Poruszę temat o wiele poważniejszy. Z jakiego to powodu? Otóż dotyczący bezpośrednio mnie. Taki, który boli, pali i napawa negatywnymi emocjami. I nie, z góry podkreślę - wybory Miss, czy Mistera, nie kręcą mnie w żaden sposób. Cóż więc takiego wywołuje u mnie dyskomfort i spięcie pośladków? Baseny! No, nie tyle same baseny, same w sobie. Chociaż fakt, naciągnąłem wczoraj bark, pływając drugi dzień pod rząd i forsując kolejne długości, lecz to już moja sprawa i nie będę, po lewacku (yo Radzio ;) ), marudził, skoro to moja głupota. Boli mnie i dotyka (na szczęscie - nie fizycznie) problem szatni. Ja rozumiem, że ktoś może chodzić na basen dłużej niż ja. Może mieć ciało Adonisa, czy innego greckiego (lub rzymskiego, jeden pies) boga i chce się nim pochwalić. Lecz, czy naprawdę musi z tego powodu wypinać w moją stronę goły rów mariański? Ludzie, macie ręczniki, macie przebieralnie... nie jestem purystą, lecz osobą wysoce amoralną, jednak widok nagiej, męskej dupy, działa na mnie odstraszająco. Ja wiem, ja rozumiem, odstrasza, więc nie klepnę. To działa, szczególnie, gdy taki gołodupiec spotyka się okiem (wieloryba) w oko z moją nieujarzmioną, zwierzęcą charyzmą. Niemniej, daję słowo, nie klepnąłbym nawet odzianego męskiego zadka, więc wyciąganie grubych argumentów (a są często grube), jest czymś, co Anglicy określają mianem 'overkill'. Bywa zaś gorzej. Wchodzę pod prysznic, a tam jakiś stary, siwy grubas właśnie gmera łapskiem w nagich sferach intymnych, szukając w buszu, kaj mu się mikroskopijny penis zapodział, bądź sprawdzając elastyczność zwieracza. Na głębokość palca. Ja nie wiem, czy to tylko mój pech, ale zawsze jakiś taki melepeta się przytrafi. Przysięgam, że następnym razem zacznę się drzeć. Póki co odwracam wzrok, włączam muzykę w wodoodpornej empetrójce i udaję, że jestem w innym świecie. Plus introwertyzmu. Jednak... to nie wszystko. Ja rozumiem, że gender i że dzieci mogą wybierać, ale naprawdę cholera mnie trafia, obojętnie, czy to nad morzem, czy w MĘSKIEJ szatni, gdy widzę ojca przyprowadzającego, dla przykładu, pięcioletnią córeczkę i pozwalającego jej latać dookoła w stroju Ewy (tak, żeby chociaż...). Nie wiem, nie boją się, że będzie tam pedofil? Uważają to za coś normalnego? Nie boją się, że biegająca córeczka dostanie z półobrotu gołym penisem jakiegoś nudysty, gdy nieopatrznie wejdzie w zasięg? Przecież... Są jakieś granice. Ja wiem, dziwny jestem. Mam dość mocne granice przestrzeni osobistej i nie wyobrażam sobie, po prostu, niektórych rzeczy i zachowań. Być może to te resztki konserwatyzmu, które we mnie pozostały. Być może to niedobitki pruderii. Lecz, jeżeli mamy w obrębie szatni wyodrębnione PRZEBIERALNIE, to nigdy nie zrozumiem i nie zaakceptuję narzucania mi swoich nudystycznych ciągot. Tak samo, jak ja nie narzucam nikomu mojego heteroseksualizmu. To dzieje się samo w sobie, naturalnie... agresywnie w swej naturze, lecz na to już nic nie poradzę ;). Pozostała jeszcze muzyka. Chociaż, nie wiem, czy pojęcia "muzyka" odpowiada tutaj temu, co chcę opisać. Chodzi wszak o "rolowanie" nieszczęsnej Nataszy Urbańskiej, które postanowiłem w końcu obejrzeć i przesłuchać. Najpiękniejszym aspektem w tej sprawie jest to, że pod oficjalnym teledyskiem na youtube postanowiono wyłączyć komentarze. Daje do myślenia, prawda? ;) Muzycznie "dzieło" to nie istnieje. Losowanie dodawanie dźwięków w jakimś syntezatorze midi dałoby lepsze dźwięki. Wokalnie panna również leży i kwiczy (w łazience, pod zlewem - pewnie niezły trip). Jakieś jęki, stęki i za cholerę nie da się usłyszeć, co te werbalne wymioty mają oznaczać. Cóż, wydaje mi się, że ktoś popdisując z nią kontrakt zadbał o takie "przybicie umowy", by przy okazji uszkodzić jej struny głosowe. Niestety, głębokie gardło nie każdej wychodzi na zdrowie. Nie będę jednak znęcał się nad biedną Nataszką. Wszak nie jej wina, że wkopała się w tak kretyński kontrakt. Przecież, gdyby nie wystąpiła w tym autystycznym dziele, jestem pewien, że musiałaby płacić sporą karę. Tak to jest, jak się ma parcie na szkło. Powyśmiewać chcę się teraz z czegoś innego. Kogoś, nawet. Większość tzw. "hejterów" słucha syfu, który jest niewiele lepszy. Nowe płyty Comy, większość polskiego hip-hopu, nierozróżnialny pop, disco-polo... jestem pewien, że na playliście znalazłyby się Ich Troje, Mandaryna, czy Norbi. Ludzie, Urbańską wrobiili w kicz ostateczny, lecz to nie znaczy, że kicz którego słuchacie, jest w jakikolwiek sposób lepszy. To jest dalej dno i pięć metrów mułu, zaś Wasza reakcja to typowe krzyki radości mówiące jasno: "Cieszę się, że znalazłem coś wyraźnie gorszego. Odwracam od siebie uwagę". Niech każdy słucha tego, co lubi, lecz rozpoznaje Sztukę, od sztuki. Lubię lżejsze kawałki, dla przykładu dokonania eksperymentalnego Shaka Ponk:

Nie oznacza to jednak, że mają oni przekaz, bądź wykonanie, na poziomie Neila Younga, czy innego wielkiego artysty:



Świat jest pełen piękna i niespodzianek. Jednak wolałbym, żeby taką niespodzianką nie była goła dupa w szatni. Nawet, jeżeli zadek byłby zgrabny i należał do niewiasty. Dlaczego? Od tego jest sypialnia, bądź różne okoliczności natury. Tak, czy inaczej, sytuacje intymne.
Nie narzucam swoich poglądów i nie lubię, gdy ktoś rzuca mi w oczy swoje... poglądy, lub narządy.

Comprende?

M.

EDITED: nie mam pojęcia, dlaczego tekst zbił się w taki sposób. Chyba entery się obraziły. Cóż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz