niedziela, 2 maja 2010

O chlebie inaczej

Mieliście kiedyś w rękach ciepły bochenek chleba? Chrupiącą, rumianą (czy też jak wolę, lekko przypaloną) skórkę, ten niesamowity zapach, opuszki brudne od resztek mąki?
Bywało parę razy, że wracając z tego czy innego miejsca o godzinach ze wszech miar pod-rannych (czyli między czwartą a szóstą), udawało mi się dogadać z piekarzami by sprzedali mi taki bochenek.
Uwierzcie mi, coś niesamowitego.

Nie rozumiem ludzi uwielbiających pieczywo białe, puchate, po prostu niedopieczone. To taki rodzaj gąbczastego papieru, naprawdę nie wiem jak to inaczej opisać. Takie 'pieczywo' jest bez smaku, bez zapachu, bez... niczego. Ot, masowa papka dla ludzi bez gustu i smaku.

Kilka lat temu, w moim rodzinnym domu, miałem okazję spróbować (mniej lub bardziej) 'domowego' chleba. Nie będę tu chromolił o tym, jak to się napracowaliśmy, jak szykowaliśmy naturalny zakwas, et cetera.
Kupiliśmy po prostu gotową mieszankę, postąpiliśmy zgodnie z instrukcją, pozwoliliśmy ciastu urosnąć, piekliśmy ile trzeba.

Nigdy w życiu nie jadłem tak pysznego chleba. Bochenek był aromatyczny, żytni ze słonecznikiem, ze skórką tak chrupiącą, że oczy mi niemalże załzawiły ze szczęścia. Pamiętam, że staliśmy nad nim i wąchaliśmy go chyba przez kilka minut, zanim dorwaliśmy się do niego i rwaliśmy palcami przepyszne kawałki.

Różnica między bezsmakową, niedopieczoną breją, a tym cymesem jest większa niż głębokość rowu mariańskiego.

Wyobraźcie zaś sobie, jak musi smakować prawdziwy chleb, taki zrobiony według przepisu z naturalnych składników, bez żadnych spulchniaczy, 'spieprzaczy' (zwanych na wyrost 'polepszaczami smaku'), pieczony chociażby i w piekarniku.
Tak, tak... aby zrobić w warunkach domowych dobry chleb wystarczy piekarnik.
Lecz niezbędna jest także cierpliwość i szacunek dla samego siebie.

Jeżeli nie mamy czasu żeby zadbać o to, co jemy, to znaczy że coś jest nie tak. Ostatni rok mojego życia tak właśnie wyglądał i odczułem to negatywnie na zdrowiu.
Nie zamierzam tego powtarzać i naprawdę zwracam teraz uwagę na to, żeby każdy posiłek miał w sobie coś więcej.
Smak, zdrowie, radość? Nie wiem dokładnie, wiem za to, iż wolę poczekać na coś co smakuje niesamowicie, niż zadowalać się przeciętniactwem.

No i na zakończenie... nie ma nic lepszego do jedzenia niż taki świeży ciepły chleb, być może odrobina masła, jeżeli czujecie się w nastroju na szaleństwo (*porozumiewawcze mrugnięcie okiem*) oraz zimna woda, do których to dobieracie się po całym dniu głodówki.
Uwierzcie mi proszę, wtedy można dopiero docenić smak i samą obecność jedzenia.
To naprawdę daje do myślenia ;).

Smacznego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz