poniedziałek, 25 lipca 2011

Patrzę na świat i nie wierzę...

Grecja cieszy się, że być może nie zbankrutuje do cna.
W Hiszpanii lewactwo wychodzi na ulicę protestować przeciwko lewicowemu rządowi obcinającemu wydatki socjalne. Reszta kraju zaś stara się, by nie podzielić losu Grecji.
Amy Winehouse trzymała się długo. Alkohol konswerwuje? Na to by wyglądało.
Nie pamiętam kiedy była w stanie zaśpiewać coś poprawnie. Od dawna skazałem ją na muzyczną emeryturę, sama zaś skazała się na zaprzepaszczenie swojego potencjału dawno, dawno temu.
Są ludzie, którzy wpadają w nałóg, lecz płynie z tego chociaż coś pięknego.
Przykłady? Rysiek z Dżemu, czy Stanley z Alice in Chains.
Zaś panna Amy? Kapitalny głos, świetne pomysły muzyczne i perspektywiczne życie wpusczone w kloakę?
Czy jest mi jej żal?
Pozwolę sobie zacytować ją samą:

They tried to make me go to rehab but i said 'no, no, no'

Dalszych komentarzy nie trzeba.

Nie wiem czy wypada mi komentować ostatnie wydarzenia w Norwegii.
To, co się tam wydarzyło, to tragedia ludzka. Wymierna i osobista, ponieważ w Norwegii mieszka około czterech milionów osób, z czego w aglomeracji Oslo niecałe półtora miliona.
Statystycznie każdy mieszkaniec Oslo znał jedną z ofiar.
To jest tragedia o o wiele większym zasięgu, niż Polak, mieszkaniec czterdziestomilionowego kraju może sobie wyobrazić.
To jest inny świat, inna skala, inna mentalność.

Kraj uśmiechniętych, życzliwych ludzi. Otwartych na imigrantów, posiadający niesamowitą nadwyżkę budżetową, kraj piękny, miejscami łagodny, miejscami surowy.
I nagle zamach na ich światopogląd.
Na ufność i uczciwość. Znowu coś nieznanego, sczególnie w kontekście bandy darmozjadów, pijaków i bezczelnych malwersantów zasiadających w naszym Sejmie.

Tego samego dnia, 22 lipca 2011 roku, na samym tylko Śląsku miało miejsce 10 wypadków drogowych, podczas których zginęły dwie osoby.

Ani tutaj, ani tutaj, nie będę zapalał świeczek.
Ponieważ mi nie wypada. Nie czuję żadnego związku z ani tymi, ani tymi osobami. Jedyny jaki mogę mieć, to informacja podana przez media.
Na świecie umiera ktoś co chwilę.
Czasem z własnej głupoty, czasem z czyjejś winy, czasem przez ślepy los. Dyskusje o przeznaczeniu pozostawmy na inne czasy.

I... drodzy czytelnicy... nie wolno nam poddawać się zniorowej hipokryzji udawanego współczucia. Współczujcie po cicho, w sercu.
Jeżeli cos Was dotknie osobiście, to zróbcie coś osobistego.
Napiszcie list z kondolencjami. Ręcznie. Jestem pewien, że Ambasada Norwergii w Polsce będzie w stanie go przekazać.
To jednak wymaga prawdziwego zaangażowania emocjonalnego, szczerości.
Wymaga też czasu. A przecież czasu nam brakuje, szczególnie w tym dzisiejszym, zabieganym świecie.
Dlatego łatwiej jest wstawić kretyńską świeczkę do opisu na gadu-gadu, czy kiczowatą laurkę na facebook.

Ale to nie o to chodzi. Oto właśnie to, co zabija duszę.
Obojętność przykrywana pozorami grzeczności i poprawności.
Pozwólcie wszystkim na prywatną, szczerą żałobę.
Egzaltowane czyny nikomu nie pomogą, co najwyżej spowodują u kogoś połechatnie chorego ego.

Aby współczuć szczerze, trzeba prawdziwie czuć. A ja nie chcę czuć tego, co rodziny zmarłych. Jestem dla nich obcy. Wiem, że napotkała ich tragedia, lecz chcę by ta tragedia omijała mnie szerokim łukiem.
Popatrzmy więc na własne podwórko. Na kolegę, bądź sąsiadkę, któremu umarł ktoś bliski. Łatwiej jest 'wykazać się' wobec wielkich tragedii.
Jeszcze łatwiej, jednak, przegapić ciche cierpienie kogoś obok.

Requiescat in pace.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz