niedziela, 28 października 2012

Kilka słów nie o dziennikarstwie.

Cóż, post ten miał zawierać kolejne słowa i przemyślenia powiązane z dziennikarstwem, lecz znowu się z tego nie wywiążę. Wymówek mam kilka, a jakże.

Po pierwsze i w sumie najbardziej merytorycznie - nie ma po co dalej się tutaj rozpisywać na ten temat. Jak dziennikarstwo w Polsce i na świecie wygląda, każdy widzi.

Po drugie mam pełno spraw na głowie. Praca, projekt z Unii Europejskiej (czyli druga praca), kurs na prawo jazdy (w końcu się obudził, stary koń, heh) i różne takie towarzyskie sprawy. Nie było kiedy spokojnie usiąść i przelać myśli na cyfry.

Po trzecie zaś... nie mam dzisiaj absolutnie głowy do niczego. Czeka mnie przynajmniej tydzień melancholii i to w najlepszym wypadku.
Tak to bywa, kiedy nagle wszystko traci barwy, smak i zapach.
Cóż, przez jakiś czas będzie tak ze mną.

W sumie śmieszna sprawa, prawda? Każdy postrzega szczęście inaczej, dąży do niego inną drogą, inaczej sobie ten cel wyobraża. Nie zaprzeczę, że u mnie to sama droga jest szczęściem, więc zdarza się, że nagle budzę się z ręką w nocniku.
Jest tak, gdy zdaję sobie sprawę, że zapędziłem się w kozi róg. Rozglądam się i widzę, że nagle to, co miało być tymczasowe i służyć czemuś w bliższej, lub dalszej przyszłości, teraz staje się miałkie i bez znaczenia.

Oto słyszę, jak w popiół
przemieniam się i kruszę.
I coraz mniejszy ciałem,
wierzę we własną duszę.


Tak to właśnie bywa, gdy po raz kolejny zdaję sobie sprawę, że z otaczających mnie rzeczy nic tak naprawdę mnie nie interesuje. Tak wiele robię z przyzwyczajenia, lub z przymusu. Czy też z wygody.
A przecież tak naprawdę nie istnieje nic, poza tym co oddziałuje bezpośrednio na moją duszę. Nawet jeśli reszta jest namacalna, osiągalna i "rzeczywista", to są o tylko przedmioty, wcale nie niezbędne ułatwienia... lub przeszkody.

Także w moim życiu nadszedł czas na kolejne wypośrodkowanie siebie i swoich priorytetów. Być może także - na zastanowienie się, czy mam jakieś, bądź czy warto je mieć. Przyznaje się i przed Wami i przed samym sobą, że boję się tego.
Boję się, że za każdym takim razem zostaje mnie coraz mniej i coraz mniej mi zależy.

Oczywiście, że moje wnętrze się wzbogaca. Temu nie zaprzeczę. Jednak myślę, że to wzbogacenie zbyt introwertyczne, żeby wyszło mi na dobre.
Czasem chciałbym być zwykłym prostakiem i nie mieć rozterek duchowych.
Na szczęście szybko wtedy dochodzę do siebie.
Nie zamieniłbym mojej zwichrowanej duszy i poszarpanej nadziei na nic innego.

Pozdrawiam więc całą resztę Wędrowców, tyle jeszcze drogi przed nami, nim okaże się, czy mieliśmy rację, czy pobłądziliśmy na amen.

M.

1 komentarz:

  1. Serdecznie zapraszamy do odwiedzania nowego, rozwijającego się portalu humanistycznego o nazwie "Argumenty"
    http://www.argumenty-portal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń