środa, 15 września 2010

Baśnie o okruchach gwiazd #4

Jej zapach stał się intensywniejszy, cięższy. Pojawiły się w nim subtelnie piżmowe nuty, kompletnie oszołamiając Ximalala.
W swoim krótkim, acz intensywnym życiu, młody szlachcic wojownik stawiał czoła wielu niebezpieczeństwom, z każdej z owych prób wychodząc zwycięsko.
Nie było przeciwnika, zagadki, czy zadania, trudnych na tle, by nie był w stanie przezwyciężyć trudności. Należał w końcu do Czystej Krwi, zaś jego refleks, wytrzymałość na trudy oraz bystrość umysłu należały do niemalże niedoścignionych. Dziedzictwo przodków przekazane przez Krew, a także szkolenia i nauki które odbierał za młodu przygotowały go niemal na wszystko.
Niemalże wszystko, poza nią.
Czyste instynkty szlachciców-wojowników, buzujące w jego krwi, spotęgowane zostały przez młodość. Gdy tylko westalka rozpoczęła swój słodki śpiew, hormony wzięły nad nim górę.
Niezwykle, wręcz kryształowo czysto wrażliwe zmysły zasnuła mgła złudnego spokoju. Ximalal przystanął i opuścił bezwładnie ramiona, zwracając dziób w stronę, z której dobiegał ów boski głos. Po chwili nie obchodziło go już nic innego.
Trwał tak zasłuchany, ledwo świadomy tego, iż westalka zbliżała się do niego. Powoli, nieśpiesznie.
Czemuż jednak miały się tym przejmować, skoro oznaczało to, iż jej doskonały śpiew staje się jeszcze wyraźniejszy, jeszcze bliższy?
Łagodnym strumieniem zalał go strumień wspomnień.
Zapach jego pierwszej miłości. To cudownie uczucie, gdy stroszył dziobem kolorowe, miękkie pióra na jej karku.
Pamiętał tańce i śpiewy godowe, pamiętał delikatne i czułe pieszczoty.
Bijące w namiętnym rytmie skrzydła, szpony wbijające się w miłosnym uniesieniu w jego tors.
Każda z tych chwil przemykała leniwie przez jego pamięć, czasem szepcząc dawno nie słyszanym głosem, czasem muskając czule pokrywające jego barki pióra, innym też razem przywracając inne dawno zapomniane wspomnienie, doznanie.
Przeraźliwa, wszechogarniająca tęsknota i poczucie straty omotały go nagle i niespodziewanie. Nie pamiętał nawet kiedy śpiew zmienił się na pełen smutku i goryczy.
Dumny szlachcic-wojownik opadł na kolana i oparł się ciężko szponiastymi dłońmi o chropowate, skalne schody. Cały otaczający go słoneczny blask, całe piękno świata, wszystko to nie miało już znaczenia, gdy przypomniał sobie chorobę, cierpienie i wreszcie śmierć swojej wybranki.
Każda z tamtych chwil, przepełnionych goryczą i oczekiwaniem na nieuchronny koniec, teraz kładły się ogromnym ciężarem na jego barkach, dosłownie przygniatając go do ziemi.
Resztkami sił powstrzymywał się, by nie wydać pełnego bólu okrzyku, by nie szarpać w rozpaczy szponami swych ramion, by nie pozwolić zbierającym się w kącikach oczu łzom na ukazanie jego słabości.
Lecz westalka popełniła błąd. Choć najpiękniejsza spośród swych sióstr, choć obdarzona najwspanialszymi piórami i najsłodszym głosem, potraktowała Ximalala jak każdego innego młodzieńca.
Widziała przed sobą jedynie kogoś, kto przez całe życie przyzwyczajony był do okazywania mu posłuszeństwa, do korzystania ze swej siły i swych przywilejów.
Wiedziała, że na wiele z nich zasłużył. Wiedziała, że mimo pychy był młodzieńcem sprawiedliwym.
Wiedziała także o jego stracie, która to pozostawiła trwałą szramę w jego sercu.
Nie doceniała jednak jak głęboko strata ta zmieniła psychikę tego egoistycznego, przeświadczonego o swej wielkości szlachcica-wojownika. Tak jak każdy inny człowiek-ptak, także i Ximalal odczuwał nieprzemożoną potrzebę odszukania swej wybranki. Jednak on naprawdę był wyjątkowy. Jego pobratymcy, gdy tracili swą ukochaną, tracili także cały sens i chęć do życia.
Z nim było podobnie.
Błąd westalki był więc bardzo prosty. Zlekceważyła uczucia, które targały teraz jego duszą. Wejrzała w nią i zobaczyła ból i rozpacz.
Rozbudziła więc swym śpiewem wspomnienia o tym, co było w jego życiu piękne.
Następnie przypomniała wszystko, co sprawiło mu ból.
Lecz jego wyprawa nie była jedynie rozpaczliwą próbą zapomnienia.
Nie była nawet szalonym aktem bólu i desperacji.
Prawda, była szalona w swym zamiarze zamachu na Namiestnika, lecz nie była nieprzemyślana.
Ximalal ze zgrzytem oparł szpony na skale. Jego ciało napięło się się całe, skrzydła ułożyły w bojowej pozycji.
W śpiewie westalki pojawiła się nuta zdziwienia. To wystarczyło.
Szlachcic-wojownik runął na nią z furią, jak błyskawica, w jego oczach zaś widać było wyraźnie całą nienawiść, która targała teraz jego duszą.
Gdy skończył, nie obejrzał się nawet za siebie, lecz ruszył dalej, cały zbryzgany krwią, ze strzępkami pięknych, kolorowych piór na szponach.
Przed nim był już tylko Tron.
Za nim jedynie zmasakrowane ciała.
Jeszcze poniżej, ludzie-ptaki chowali się ze strachem w swych domostwach, trwożąc się na straszliwą burzę, która szalała nad ich głowami.
Lecz jeszcze straszliwsza burza szalała w duszy i sercu Ximalala...

2 komentarze:

  1. co za szczęście, że to nie ostatnia część - wciągnęłam się :-D pozdrawiam Jagienka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, dodawanie kolejnych części idzie mi z szybkością reform Rzeczpospolitej, acz chyba sensowniej :). Choć jak patrzę na literówki, braki interpunkcji i inne niedociągnięcia, to sam tracę do siebie siłę ;)

    OdpowiedzUsuń