poniedziałek, 20 września 2010

Baśnie o okruchach gwiazd #5

Stopnie po których stąpał znaczyły krople krwi. Słońca chyliły się powoli ku zachodowi, zalewając Chmurną Planetę rzadkimi, karmazynowo-złotymi barwami zmierzchu, kładąc się fantazyjnymi cieniami na rozciągających się wszędzie chmurach.
Ximalal przebył długą i ciężką drogę, opłaconą bólem i trudem, w końcu jednak stanął przed swym celem.
Na samym szczycie najwyżej z gór, tam gdzie wiał nieskalany oddechem nieczystych stworzeń wiatr, stał Tron.
Nie był to jednak zwykły, kamienny, czy drewniany tron, jakiego z lubością używali co znaczniejsi spośród ludzi-ptaków. Przed wiekami wykonała go dłoń samego Stwórcy, który ulepił go z gwiezdnego pyłu, po czym zahartował żarem własnego oddechu.
Tak oto powstał jedyny na Chmurnej Planecie obiekt wykonany z jednego z najrzadszych substancji Wszechstworzenia, gwiezdnego szkła. Choć rasa ludzi-ptaków od dawna próbowała zbliżyć się do perfekcji tego mitycznego tworzywa, ich szkłu brakowało prawdziwej duszy. Wszak nie była to rasa stworzona do panowania nad ogniem.
Jednak piękno Tronu nie oddziaływało na Ximalala w najmniejszy sposób. Nie zachwycał się grą wieczornych barw, załamujących się w jego kryształowych ramach. Nie odczuwał nabożnego lęku przed dziełem samego Stwórcy, święta relikwią jego mocy... i jego woli.
Młody szlachcic-wojownik spoglądał dumnym, zaciętym wzrokiem na istotę spoczywającą leniwie na Tronie, owiniętą wokół jego zwojów.
- Dotarłeś do świętego miejsca, Ximalalu - głos Pierzastego Węża był dziwny, nie śpiewny i piękny, jak u ludzi-ptaków, lecz syczący i szeleszczący, jak u pełzających wśród korzeni drapieżników - okaż więc szacunek władcy tego miejsca.
Jednak Namiestnikowi odpowiedziała cisza. Młodzieniec stał bez ruchu, otulając się przed wichrem skrzydłami, przypatrując się uważnie tej jakże obco wyglądającej istocie. Choć pokryty piórami, jak każda inna myśląca istota zamieszkująca Pochmurną Planetę, Pierzasty Wąż był... obcy.
Jego ciało było długie i obłe, kończące się ogonem. Ximalal zastanawiał się, czy gdy wbije w nie w końcu szpony, to czy poczuje wstrętne, suche łuski.
Spojrzenie szlachcica-wojownika przesuwało się dalej, po dwóch parach potężnych skrzydeł, po dziwnych, pięciopalczastych dłoniach, aż w końcu utkwił spojrzenie w twarzy.
Mimowolnie przeszedł go dreszcz. Twarz Namiestnika nie był podobna do czegokolwiek innego, co dotąd widział. Zamiast dzioba posiadał wąską szczelinę, okoloną mięsistą naroślą. Nie otwierała się, ni nie zamykała tak, jak powinien dziób, lecz raczej rozciągała się na wszystkie strony, niemalże jak u przemykających od norki do norki, lub żyjących w dziuplach małych ssaków. Istota rozciągnęła usta w odrażającym grymasie i Ximalal dostrzegł wstrętne, równe zęby, pośród których cztery wystawały dziwnymi kolcami spośród rzędu. Także i nozdrza ukryte były w dziwnej, płaskiej bulwie, przyczepionej bez ładu i składu nad owymi... ustami... zaś pod oczami.
A gdy spojrzał w same oczy... przeląkł się po raz pierwszy w życiu, aż zdziwiony smakiem nieznanego uczucia.
Zamiast powiek, białek i źrenic, spoglądały w niego dwie bezdennie czarne kule, migające odległymi srebrnymi iskrami. Ogrom i wrażenie odrażającej obcości niemalże zmusiły młodzieńca do cofnięcia się.
Niemalże.
Nie pozwoliły mu wszak na to duma, ni determinacja.
A tym bardziej w decyzji utwierdzała go gryząca i dusząca nienawiść, zżerająca od środka wszystkie inne jego uczucia. Czuł, że nie zostało już w nim niemal nic, poza pragnieniem, by ktoś w końcu zapłacił za całą niegodziwość świata. Za tą, która spotkała jego i innych.
Nie pamiętał już nawet o co wyruszał walczyć.
Teraz chciał po prostu zburzyć stary ład i wznieść nowy porządek.
Piękny i uczciwy, taki w którym już nikt nie będzie się musiał bać, że dosięgną go nieodgadnione i niezbadane wyroki Namiestnika. Świat, w którym wszystko będzie jasne, uczciwe i sprawiedliwe.
Świat, w którym to Ximalal będzie wybrańcem Stwórcy...
O tym właśnie rozpoczął pieśń, rzucając wyzwanie Pierzastemu Wężowi.


Powolutku, po kawałku zbliżamy się do końca. Czy będzie dobry, czy zły? Ocenicie sami. W swoim czasie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz