wtorek, 28 maja 2013

Antylewacki fragment Faulknera

Dziś wieczór rozpocznę przynudnawym cytatem z Faulknera (przekład Jana Zakrzewskiego, PIW, 1965):

(...) Było to akurat wtedy, jak Buddy i reszta przestali uprawiać bawełnę. Pamiętam to dobrze. Właśnie wtedy rząd zaczął się wtrącać do tego, co co farmer ma robić na swojej farmie i ile siać bawełny. Nazywali to stabilizowaniem cen i upłynnianiem nadwyżek, dawali niby to rady i pomoc, czy człowiek chciał, czy nie chciał. Widział pan dzisiaj wszystkich chłopaków, co? Ciekawi ludzie, można powiedzieć. Pierwszego roku, kiedy pojawił się instruktor z okręgu i próbował farmerom wyłożyć ten nowy system, przyszedł też do Buddy'ego i próbował go namówić, żeby mniej siał, a rząd zapłaci mu różnicę, więc właściwie będzie mu lepiej, niż jak by robił to co dawniej bez żadnej pomocy i rady.
"Bardzo jesteśmy wdzięczni rządowi - powiada Buddy. - Ale nie potrzebujemy pomocy. Będziemy zbierali bawełnę tak, jak przedtem. Jeśli nam się zbiory nie udadzą, strata będzie nasza, następnym razem może się uda."
I nie chcieli podpisać żadnych papierów, ani zobowiązań, i niczego takiego. Dalej obsiewali pola i zbierali bawełnę, jak ich nauczył stary Anse, bo jakoś nie mogli uwierzyć, że rząd ma zamiar pomagać człowiekowi, czy on chce, czy nie chce, i że będzie pakował nos w to, ile człowiek wyciągnie ze swojej własnej ziemi własną ciężką pracą, zbierając bawełnę i przerabiając ją we własnej gręplarni, jak to robili na miejscu zawsze, a potem zawozili do miasta na sprzedaż aż do Jefferson. Więc zawieźli i tym razem, ale okazało się, że nic tam nie sprzedadzą po pierwsze dlatego, że za dużo jej mają, a po drugie, nie dostali takiej specjalnej karty, która pozwalała sprzedawać. (...) jak przyszedł następny rok, to też żadnych papierów nie wzięli. Po prostu dalej nie mogli uwierzyć, że koniecznie trzeba, dalej wierzyli w wolność i w prawo człowieka do robienia tego, co potrafi robić własnymi rękami i na co ma ochotę, i jego rzecz, czy mu się uda, czy nie, i wierzyli, że tę wolność gwarantuje im rząd (...)


No, powiedzcie mi, moi drodzy. Czyż to nie jest wybitnie anty-lewacki tekst?
Biurokracja, nadmiernie rozbudowane przepisy, obostrzenia i inne takie... ograniczenia wolności.
Ja rozumiem, ja współczuję, ja się, jako (częściowo) człowiek poczuwam do jakiejś solidarności społecznej, lecz dlaczego ma ona być na siłę?
Dlaczego koniecznie trzeba wciskać wszędzie te socjale, zamiast pozwolić człowiekowi, tak po ludzku (sic!) pracować na siebie, na swoją rodzinę, na bliskich.
Podejmować decyzje, ryzykować, wygrywać i przegrywać. Po prostu żyć.

Dzisiaj ludzie traktowani są jak bydło, jak bezwolna masa, którą należy trzymać w karbach i decydować za nich - są przecież zbyt głupi, by zadbać o siebie sami.

Dla mnie, osobiście, jest to obrzydliwe. Jest to powolne zezwierzącenie, pozbawianie tego, co jest w nas najważniejsze, najjaśniejsze - wolnej woli i wolności samej w sobie.

M.

2 komentarze: