środa, 11 sierpnia 2010

Tania Norwegia #1

Ponieważ bloga owego czytają także osoby które mnie znają, a nawet i takie które były ze mną przez te dni milczenia w Norwegii, pozwalam sobie wobec tego zaznaczyć, iż tytuł posta jest relatywny i dla mnie ta wycieczka nie była taka tania ;).
Głównie z powodu hedonistycznych zapędów, ale ciiii, to tajemnica ;).

Kluczem do taniego wyjazdu była linia lotnicza Ryanair, uważne przeglądanie lotów oraz decyzja o podróży jeno z bagażem podręcznym plus jednym bagażem dużym, podróżującym w luku bagażowym.
Dzięki temu bilet w dwie strony wyszedł na osobę odrobinę powyżej 200 złotych. To taniej niż promocyjny bilet z Oslo do Bergen... w jedną stronę :).
Generalnie naprawdę taniocha.

Opisany powyżej myk był możliwy z jednego powodu - bagaż podręczny może przyjąć formę plecaka wypchanego do granic możliwości i ważącego łącznie 10 kilogramów.
Bagaż dodatkowy był nam potrzebny do przewiezienia namiotu, nożna szturmowego :) i innych dupereli których nie można wziąć na pokład samolotu.
Jedną z nich była m.in. piersiówka z absyntem ;).

Ja osobiście nie miałem problemów ze spakowaniem się.

Jako wariat od dawna zbieram trekingowe sprzęty, włączając kompaktową i składaną w kostkę karimatę bundeswehry, lekkie i szybkoschnące ubranka, etc.
Zajmuje to to niewiele, ważyło łącznie z plecakiem jakieś 8.5 kilograma, zaś najcięższe ubrania wystarczyło ubrać na siebie ... bądź przewiązać na biodrach, jak mój softshell.

Można się śmiać z kupowania, dla przykładu, 'termogaci' (a więc bielizny termoaktywnej) za parędziesiąt złotych, niemniej staje się ona niemalże niezastąpiona w deszczowym i dość wilgotnym klimacie jaki panuje w Norwegii.
Szybka przepiórka, bezproblemowe odświeżania, krótki czas schnięcia.
W wypadku lekkiej wilgotności można bez problemu założyć na siebie i dosuszyć w ruchu.
Miodzio.

Ja osobiście nie mogłem także obyć się bez dobrych okularów przeciwsłonecznych (niestety w ostrym świetle jestem ślepy jak kret; w nocy widzę zaś lepiej niż przeciętny człowiek). Słońce w Norwegii jest zaskakująco ostre, zachodzi zaś o tej porze roku grubo po 22, więc jest się przed czym chronić :).

Polecam także, i to bardzo, wszelkiego rodzaju manierki i bukłaki. Wodę można czerpać ze strumieni i rzek, bądź też z kranów.
Jest dobra, zdrowa i darmowa :).
W sklepach zaś sprzedają wodę z lodowca (sic!), notabene droższą od Coca-Coli.

Cóż, jako że wróciłem wczoraj wieczorem i piłem do rana ;), na tym zakończę pierwszy wpis. Dziś lub jutro dokończę kilka subiektywnych porad dotyczących pakowania się, zaś później przystąpię do achronologicznego opisu wrażeń z wyprawy.

Howgh!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz