piątek, 11 lutego 2011

Warsztacik #3

Z zamyślenia wyrywa mnie jakieś niejasne przeczucie. Podnoszę wzrok i czas staje w miejscu, tak filmowo, tandetnie i tanio.
Wszystko co widzę, to zielony sweter, burza rudych włosów i przepiękne, ogromne szare oczy. Cała reszta dziewczyny też jest niczego sobie, ale ja tonę w nich z miejsca i bez opamiętania.
Tonę w tym nagłym wyrazie zmieszania i zdziwienia, w uniesionych lekko brwiach, w rozchylających się lekko ustach, ni to składających się do uśmiechu, ni to chcących ułożyć się w 'o'.
Trwam tak przez całą wieczność, całą rozciągniętą na skraju rzeczywistości sekundę.
Wiem i czuję, że na moich ustach wykwita uśmieszek, oczy same mi się mrużą, przechylam lekko głowę i cały oddaję się Jej wzroku. Motylom, które uwolniła w moich brzuchu. Ciepłu, które rozchodzi się falą od bijącego nagle jak oszalałe serca.
Nie zrozumcie mnie źle, ja generalnie zakochuję się jak wariat, co pięć minut lub co sto metrów, czasem w geście, czasem w uśmiechu. Czasem w oczach.
Ale tutaj w tych oczach widzę całą duszę, uliczka jest mała, jesteśmy tak blisko, że na pewno czuję już jej feromony.
I wiem, cholera, że ona czuje moje. To po prostu widać.
Już układam nasze wspólne życie.
Wariackie kilka lat narzeczeństwa, później znalezienie sobie jakiejś zarobkowej niszy, żeby mieć z czego się utrzymać, a nie tracić radości z bycia ze sobą i nie rezygnować z pasji...
Jeszcze chwila i odpowie mi uśmiechem, a ja padnę na kolana i oświadczę się.
Cholera, tu i teraz, po co czekać?
Zapominam kompletnie o kimś, kto tak dawno temu został w domu. Niegdyś dający wytchnienie i wolność ptak, teraz ktoś kto zaciąga mnie do klatki, czyniąc dni takimi samymi, nieznośnie monotonnymi.
Jest kilka dróg ucieczki, ale tylko jedna dobra.
Te szare, przepiękne oczy.
Oczy w któych nagle dostrzegam coś niedobrego. Uciekające w bok, tak doskonale współgrające z czającym się na granicy wybuchu okrzykiem.
I nagle jej nie ma.
Zostaję sam, z głupią miną, nie wierząc w to co właśnie się stało.
Wszystko powoli wraca, rozsypując ostatnie kilka sekund i składając je w jakąś chorą, makabryczną układankę.
Pieprzone puzzle z łożone z pisku opon, krzyku i odgłosów tak mdłych, tak paskudnych, że chcę wymiotować.
Nawet nie wiem jak się przy Niej znalazłem. Dłonie drżą mi niemiłosiernie, nie jestem w stanie wystukać na komórce numeru. Staram się jednocześnie zbadać Jej puls, pogłaskać ją po głowie, dodać otuchy i wskrzesić.
Zaś w jej oczach widzę niedowierzanie, ból i strach. Ogniskuje je gdzieś za mną, obok mnie.
Z kącika jej ust wypływa krew. Sama wygląda jak szmaciana lalka, ciśnięta o bruk w przypływie złości przez krnąbrne dziecko.
W klatce piersiowej zbiera mi się ciężka, brudna gruda, dusząc i dławiąc. Nie wiem sam czy chcę płakać, krzyczeć czy wyć.
Nie wiem do kogo się dodzwoniłem. Nie mam pojęcia co mówię, podaję chyba właśnie ulicę. Wszystko to bez znaczenia, widzę przecież, że ona gaśnie.
Z trudem łapie oddech, krztusi się, zaś na jej malinowych wargach wykwitają krwawe bąbelki.
Serce mnie boli i sam mam problemy z oddychanie gdy widzę jak zaczyna płakać z bólu. Cichutko, pojękując, nie mogąc zmusić połamanego ciała do czegoś więcej niż łkania.
Nie wiem jakim cudem, ale zaciska drobną, zimną i osobliwie szortską dłoń na mojej dłoni. Niemal nic już wtedy nie widzę, łzy przesłaniają mi spojrzenie.
Może to i lepiej, nie widzę jak gaśnie, jak cierpi.
Mogę tylko czekać, patrząc przez łzy jak gaśnie przede mną...


Dzisiejszy fragment pragnę pozostawić jedynie z jednym komentarzem: powyższy fragment to swego rodzaju kolaż różnych scen i emocji które pojawiały się w różnych sytuacjach z mojego życia. Na swój sposób są prawdziwie, chociaż nigdy nie wystąpiły w takiej właśnie sytuacji.
Cieszę się z tego powodu.

Oíche mhaith agus codladh sámh,

M.

2 komentarze:

  1. coraz lepsze te warsztaciki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak wiele ten komentarz dla mnie znaczy.
    Mimo tego rozdarcia, które towarzyszyło głupiemu 'dodaj wpis' ...

    OdpowiedzUsuń