środa, 23 lutego 2011

Warsztacik #5

To naprawdę dziwne uczucie, gdy nie obchodzi mnie otoczenie, a skupiony jestem tylko na tym, co dzieje się we mnie. Co się we mnie zepsuło.
Przymierzam do siebie, pogrążony w zdumieniu, kawałki tego, co na codzień tłucze się w mojej duszy. Wszystkie te ciche lub głośne, ale tak naprawdę w większości błache sprawy. Tak właściwie, to niemal żadne z nich nie ma znaczenia.
Każdy z moich problemów tak łatwo rozwiązać. Bądź zakończyć.
Z tej introspekcji wyrywa mnie czyjś głoś. Pytanie, które zrodziło się w podobnej formie w moim umyśle, łącząc mnie z rzeczywistością:
- Kim ty właściwie jesteś?
Odkładam ostrożnie tę układankę własnego 'ja' i wyglądam z siebie.
Przez chwilę muszę przyzwyczać oczy to nieznośnej, niemalże oślepiającej jasności i dopiero po pewnym czasie dostrzegam stojącego przede mną mężczyznę.
Nie jestem jednak w stanie odpowiedzieć. Nie wiem, jak dobyć z siebie głosu.
Nie wiem też, co mu odpowiedzieć.
Podać moje imię i nazwisko? Powiedzieć gdzie pracuję? A może starczy PESEL?
Patrzę więc na niego i powoli dostrzegam szczegóły.
Takie drobne, ludzkie detale. Pożółkłe lekko od tytoniowego dymu palce silnym męskich dłoni. Niedbale, pośpiesznie zawiązany krawat, zostawiający zbyt dużo miejsca pod szyją, by być eleganckim. W dodatku niedobrany do koszuli i marynarki.
Zagniecenia na mankietach, zarost na policzkach, podkrążone oczy.
Setki drobnych detali, takich jak zmarszczki, jak siwizna prósząca jego ciemne włosy.
No i w sumie pewnie bym wzruszył ramionami i na powrót zamknął się w sobie, gdybym nie napotkał jego spojrzenia.
Przepełnionego bólem i smutkiem spojrzenia szarych oczu. Innych, o zupełnie innym wyrazie, ale jednak tak podobnych.
Zamiast więc wzruszyć ramionami, otwieram usta... i nie mogę wykrztusić słowa. Gardło mam wysuszone, obolałe...
Machinalnie unoszę do ust kubek i upijam łyk wody. Mam wielką nadzieję, że nie poczyta mi tego za lekceważenie. Przełykam wodę, odkaszluję i odpowiadam:
- Co z nią?
Przez chwilę przez głowę przebiega mi myśl, czy zacisnął pięści z gniewu?
Ale nie, widzę jak wciąga powietrze i rozluźnia dłonie, wraz z wydechem. Wygląda na to, że mój nos zostanie cały.
- Operują - odpowiada - ale nie wygląda to dobrze.
Gdy siada obok mnie, wygląda jakby zeszło z niego całe powietrze. Sam nie należę do ułomków, acz przy nim wyglądam raczej kruchawo, ale teraz on sam wygląda jak porcelanowa rzeźba. Wystarczyłoby ruszyć palcem, by się rozpadł.
Powoli dociera do mnie, że nie jestem sam na świecie. Że są też inni, których to co widziałem może boleć wcale nie mniej.
Tylko właśnie, ja to widziałem...
Siedzę więc tak, starając się nie dopuścić by te obrazy zaczęły wracać do mojej pamięci. I staram się zmusić zwichrowany umysł by wymyślił jakiś delikatny sposób jak o to spytać.
O Jej imię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz