piątek, 4 marca 2011

Warsztacik #6

Wielu to dziwi, ale w zasadzie mam tak już od dawna. Jak? Nie, nie mówię o rozsypywaniu się w sytuacjach stresowych. Zaczynam działać w zasadzie dopiero kiedy zbliżam się do końca jakiegoś terminu, bądź w inny sposób czuję nad sobą 'bat'.
Cóż więc takiego dziwi innych?
Otóż średnio potrafię zająć się sam sobą, nienajgorzej zaś ustawiam innych. Jakiego bym nie miał doła, jak bardzo bym nie zamykał się w sobie, nie mogę tak po prostu patrzeć, jak ktoś inny się rozsypuje.
Hej, nie myślcie, że jestem jakimś 'ojcem Teresem, wręcz przeciwnie. Po prostu nie znoszę, gdy ktoś kradnie należne mi miejsce tragicznego bohatera romantycznego. Takiego skrzywdzonego przez los, wrażliwego i eksponującego swój ból.
Może i jestem introwertykiem, ale na tyle egocentrycznym, że uwielbiam eksponować swój ból. Cóż, każdego nakręca co innego.

Dalej jednak nie wiem, jak pomóc temu człowiekowi. Ja widziałem ją przelotnie, dla niego pewnie była oczkiem w głowie. Na mnei wywarła niezapomniane wrażenie, on zaś nosił ją na rękach.
Dlatego zamykam na chwilę oczy i... przełączam się na taki dziwny tryb.
Po prostu mówię. Mówię i obserwuję.
Nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć, nie myślę nawet specjalnie nad tym, co mówię. Tutaj nie słowa są ważne, ale kontakt. Chodzi o to, żeby przerwać czyjś tok myślowy, zepchnąć go na inne tory.
Czasem udaje mi się, wyrwanie kogoś z pazurów wewnętrznych demonów. Czasem sprowadzam uśmiech na czyjeś usta.
Ale nie dzisiaj, cholera. Człowiek zamyka się w sobie zbyt mocno.
Dlatego właśnie sięgam do kieszeni, wyjmuję notatnik, długopis i zapisuję swój numer. Mała, odręczna adnotacja: 'Jak już będziesz gotowy porozmawiać'.
Wciskam mu ją do kieszeni koszuli i wstaję z cięzkim sercem.
Mam przed sobą kilka rzeczy do załatwienia, zanim kompletnie skopię sobie życie.
A może inaczej, mam do załatwienia kilka rzeczy KTÓRYMI skopię sobie życie.
Problem leży w tym, że nie jestem w stanie postępować inaczej, od zawsze kieruję się kategoriami niemalże literackimi. Pieprzone archetypy i symbolizm...
Na zewnątrz dalej świeci słońce, nikt mnie nie zatrzymał.
Bo i po co?
Ze zdziwieniem stwierdzam, że w kieszeni mam dalej okulary przeciwsłoneczne.
Czas więc rozejrzeć się i dostać się jakoś do domu.
W pracy już pewnie dostają białem gorączki, ale jakoś tak wygodniej mi z wyłączoną (nawet nie pamiętam kiedy) komórką.
Poza tym, im dłużej będę to odkładał, tym nieprzyjemniejsze się stanie.
A więc, do 'domu'...


Przypominam, że wydarzenia przedstawione powyżej (oraz w poprzednich pięciu odcinkach) to fikcja liteacka, choć umiejętnie amatorsko poskładana z mniej lub bardziej powiązanych ze sobą wspomnień.

Nighty night,

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz