środa, 15 czerwca 2011

Cansado

Za oknem mrok ustępuje szarości
ptasie trele słychać już od jakiegoś czasu
pełne budzącej się, beztroskiej radości
u mnie zaś przy ręce stoi butelka, niemal pusta
zabija do końca Jej smak na moich ustach.
Gdzieś hen odpływają wspomnienia radości
zobojętnienie trwa, wnika głęboko w kości
odchodzi w niepamięć postanowienie wczorajsze
tylko jedną myślą duszę swoją chcę karmić.
I wzywa mnie przestrzeń bezkresna, nieznana
wzywa mnie i kusi bezwiednych marzeń zjawa
chłód poranka goni do wspomnień czaru
przegania tlące się resztki namiętnego żaru.
Sam już nie wiem czy wypaliłem się czy trwam
zawieszony w przeszłości, czekając aż obudzę się
dnia następnego, gdy coś we mnie w końcu zagości
rozbudzą się, znowu, uczucia do świata, kogoś, siebie
gdy obejmę rękami i myślami ciepło, światło
kolebiące się u wrót duszy spełnienie.
Na ile wystarczy? Nie wiem, wiedzieć nie chcę
czekam tylko na rozbudzenie tego co uśpione,
co żyć i starać się chce choć trochę
sił na ostatnią dodaje mi drogę.
Uśmiecham się więc z wysiłkiem i przybieram maskę
by świat się nie zmartwił, gdy nie pojawię się z
wyblakłym, sztucznym blaskiem.


15.06.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz