wtorek, 20 grudnia 2011

No i idą święta

Dwa prezenty już dostałem. W sumie to nawet i trzy. Pierwszy to naprawione połączenie z Internetem. Ot, pan technik ponaprawiał starą, zaśniedziałą skrzynkę i okazuje się, że w całym bloku hula lepiej niż kiedykolwiek. Czuję się, tak prywatnie, małym bohaterem.
Drugi z prezentów to brak słuchaczy na ostatnich dzisiejszych zajęciach. Posiedziałem sobie kwadransik z książka, zszedłem do sekretariatu, pośmialiśmy się chwilę, po czym zaś mogłem pobawić się w kuriera. Nieważne co i gdzie, prywatna sprawa :).
Trzeci prezent zaś, ha! Cała stopa. Mogła być płaska. Poważnie! Wepchał mi się taki burak samochodem na pasy, jak akurat przekraczałem w dozwolony sposób ulicę. Myślałby kto, że przepisy drogowe dają pierwszeństwo pieszemu, ooo, srogo się można pomylić. Nawet wielkie i ciężkie pudło nie zatrzymało naszego szlachetnego inaczej kierowcy. Nic to, stopa cała, chodzić po dalsze zakupy mogę.

W końcu nie zostało nam ze świąt nic innego, prawda? Wymiar religijny zniknął już chyba całkowicie. Szczególnie, że podawany jest w absolutnie dziecięco-kretyński sposób. Zamiast pamiątki narodzin założyciela chrześcijaństwa mamy plecenie pierdół, że oto rodzi się Bóg, jak przez ostatnie 2000 lat. No błagam, ani to mistyczne, ani to racjonalne, ani to nawet w żaden sposób duchowe.
Ot tradycja i bezrefkelsyjny rytuał. Tak, proszę państwa, rytuał, którego znaczenie odchodzi w niepamięć. Z ręką na serci, powiedzcie, jaki katolik przeżywa tzw. święta Bożego Narodzenia jako święto religijne, duchowe?
Liczy się, w najlepszym przypadku, rodzina. Żarcie na wigilijny stół. Prezenty. Leki na przejedzenie.
Trzeba posprzątać, trzeba nagotować, trzeba się ubrać i pokazać.

Nie bawią mnie takie święta. W sumie 'wisi mnie to i powiewa', gdyż do katolicyzmu mi względnie daleko (choć dostrzegam jego wielki wpływ na sterowanie stadem baranów; ludzie wszak lubią gdy ktoś myśli za nich).
Boli mnie jednak, że tak wielu nie zadaje sobie najprostszych pytań, nie jest skłonnych do refleksji. Chociażby takich, czy zamiast przejadania się, nie warto czasem pogłębić siebie? Nie chodzi mi tutaj o przepsatniejszy żołądek, lecz o samorealizację.

W sumie stojąc w miejscu, tak naprawdę cofamy się w rozwoju.
Czytelnikom życzę więc, póki co, zrobienia choć kroku na przód!

M.

2 komentarze:

  1. No i ok.
    A życzenia świateczne przyjmij ode mnie :)
    I na drodze uważaj. Jedna taka - moja pierworodna - też myslała, że w sposób dozwolony przechodzi. Pół roku w szpitalach balowała a uszczerbki(szczęśliwie niewielkie i niemal niewidoczne) do dziś odczuwa. Okazuje się, że człowiek nie taki znowu fifarafa i odrobina pokory przed codziennością nie zaszkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. I na to czekałam...świąteczne przemyślenia. I znowu nie mogę się nie zgodzić. Eh..po prostu potrafisz ubierac w słowa moje przemyślenia.. Zazdroszczę talentu pisarskiego ;)A.

    OdpowiedzUsuń