piątek, 23 grudnia 2011

Życzenia właściw(i)e

Jako (przekwitły) kwiat polskiej młodzieży oraz Ostatnia Nadzieja w/w inteligencji, pozwolę sobie dzisiaj złożyć czytelnikom mym, a także zbłąkanym wędrowcom, swego rodzaju życzenia świąteczne.
Z góry ostrzegam, że poniżej znajdziecie głównie pseudo-filozoficzne wynurzenia, z czystym sercem możecie więc przyjąć skróconą wersję:

Wesołych Świąt oraz szczęśliwego nowego roku!

Odbębniwszy zaś wersję dla nieuświadomionych klasowo, przechodzę do meritum, zwanego gdzieniegdzie laniem wody.
Tak naprawdę życzenia składa się niezmiernie ciężko, cóż, przynajmniej ja to tak odbieram. Najprawdopodobniej jest to spowodowane moją szczerością. Tak się składa, że nawet przy szarej sytuacji stawiam sobie za punkt honoru, aby owe życzenia dobrać personalnie, indywidualnie. Pamiętacie o moim braku empatii, prawda? Wyobraźcie sobie więc, jaką to męką jest to dla mnie. Nic to.
Obowiązek wzywa. Ale, ale... do czego? Jakaś tam przeważająca część Rzeczpospolitej Polskiej składa się z (fikcyjnych/praktykujących/niepraktykujących/innych - niepotrzebne skreślić) katolików. Mamy też inne denominacje, mamy różne sekciarskie nowomody, mamy też religje zdziebko bardziej 'egzotyczne', jak islam, judaizm, buddyzm i tak dalej.
I tutaj właśnie dochodzimy do największego kretynizmu świąt, kompletnego odrzucenia ich znaczenia, jednocześnie z zagarnięciem dni wolnych oraz tradycji nie tyle przez laicką, czy wręcz ateizującą część społeczeństwa, co przez innowierców.
Przykład akurat wielkanocny, acz dość dobrze ilustrujący tę paranoję: buddyjscy rodzice wysyłający dzieci z koszykami do katolickiego kościoła po tzw. święconkę. Następnie dzielący się jajkiem. To jest autentyk.
Niby każdy ma prawo do robienia czego chcę, prawda? Ja tego nie zabraniam, daleko mi do tego, Zastrzegam sobie jednak prawo do nazywania podonych spraw śmiesznymi. Tak, śmiesznymi właśnie.

Po pierwsze: życzę więc, zbiorczo, aby te święta, ten czas wolny, czy cokolwiek tam dla Was była, spędzone zostały z rodziną i/lub bliskimi. W dodatku spędzone w taki sposób, by odbudowały się pomiędzy Wami nadwątlone więzy. Nie mydlmy sobie oczu, przymusowe spotkania rodzinne to ciężar dla każdego. Nie bądźcie więc dla siebie ciężarem.

Po drugie: odnajdzcie tę duchową iskierkę. To część Was, która patrzy na świat oczami dzecka. Pamiętacie mickiewiczowskie szkiełko i oko? Dzieci widzą inaczej, podobnie dorośli. Największym skarbem jaki można mieć to wyrosnąć poza infantylne fantazje, nie zostając jednak przeżartym przez cynizm dorosłości. Odrobina zachwytu życiem należy się każdemu.

Trzeciego życzenia już nie będzie. Takie rozdrabnianie się to pochodna słowiańskiej wylewności, dowodzi jednak tylko i wyłącznie klepania utartych schematów o 'zdrówku, szczęściu i pieniążkach'. A tego 'nie zniesę'.

Mi zaś, drodzy czytelnicy, możecie życzyć tego, bym jednak polubił ludzi. I nie nudził się nimi tak szybko.

No i - małego kaca pierwszego stycznia ;).

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz