sobota, 3 września 2011

Cogito ergo...

Unoszę się gdzieś tam pomiędzy wyobrażem o tym, kim jestem, a między tym, jak jestem postrzegany. Czy znam siebie? Tak naprwdę? Czy ktoś może to powiedzieć o sobie?
Znać swoje reakcje, nigdy się nie zaskakiwać?
Wzruszyć się czymś nietypowym, bądź odwrotnie, pozostać obojętnym, gdy inni są poruszeni.
Być pewnym czegoś, by później stanac jak wryty, nie mogąc podjąć żadnej akcji nie reakcji.
Zazwyczaj mam dobry refleks. Za młodu, grając w piłkę nożną, często stałem na bramce, 'wyjmując' piłki 'nie do obrony'. A jednak: pamiętam taki wieczór, jeszcze w Dublinie, gdy szedłem ze znajomymi koło Talbot Street. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, kierowaliśmy się do pubu. Niedaleko jechał autobus, jeden z ostatnich 'doubledeckerów' na Wyspach, od kiedy Londym zrezygnował z tej ikony. Szedł tam też wyraźnie zawiany Irlandczyk. Widziałem go, wiedziałem co się stanie, a jednak, gdy się potknął, byłem jak sparaliżowany. Nie drgnąłem ani o centymetr, po prostu wrosłem w ziemie, patrząc na niego, widząc już, jak wpada pod koła.
A jednak... najbardziej 'misiowaty' z całem paczki zareagował błyskawicznie, wyciągając Irlandczyka za fraki - i to wcale nie w ostatnim momencie.
Ani po sobie, ani po nim nie spodziewałbym się aż takich skrajoności.

I nie tylko to mnie zaskanuje. Dla przykładu - jestem chorobliwie nieśmiały ;). Introwertyczny egocentryk, a jednak bywam odbierany bardzo ekstrawertycznie.
Myślę, że to taki element samoobrony. Jak już muszę mówić, to powiem dużo, jednak czy powiem dużo o sobie?

Czasem łatwo jest przejrzeć ludzi na wylot. Łatwo jest ich określić, zaszufladkować. Ba, sam tak często robię, dzieląc ich na ciekawych, nudnych i tych 'z potencjałem'. Rzadko mylę się tutaj w perspektywie długofalowej.
Nie pozwalam sobie, również, na luksus stałego 'ometkowania'. Życie nauczyło mnie, po pewnym trzyletnim związku, że lepiej co jakis czas dokonać ponownej analizy, niż patrzeć na osobę przez pryzmat tego, kim była kiedyś. Inaczej można popaść w psychozę naprawy sytuacji, walczyć o kogoś, kogo już dawno nie ma.
Nie powiem, że nie było. Ludzie się wszak zmieniają.

Moja osobista pycha? Zła ocena początkowa? Możliwe. Ale tutaj podpadamy pod kategorię 'potencjału' ;).

Być może najgorszą torturą dla mnie, jest przyebywanie przez długi czas z nudnymi osobami (definicja za chwilę). Obojętnie, czy chodzi o życie prywatne, czy zawodowe, nie ma nic gorszego niż szarość i przyziemność. Szczególnie, gdy ta przeciętność, intelektualno-osobowościowa, idzie w parze z ego i przekonaniem o własnej 'zajebistości'.
Wiecie, jak to jest. Na pewno.
Ten wujek, czy znajomy, który zawsze wypije za dużo i opowiada stare kawały, rzuca kretyńskimi powiedzonkami i uważa się za duszę towarzystwa.
Głośna koleżanka z pracy, która opowiada o fascynujących ją rzeczach.
Ten wymądrzający się pseudo-inteligent, wypisujący pierdoły grafoman.

Każdy ma swoje znienawidzone typy osobowości. Często, co przyznaję bez bicia, wolę unikać kontaktów z ludźmi, niż narażać się na wysłuchiwanie czerstwych banialuków.
Z drugiej strony potrafię wyjść wieczorem sam do baru, żeby pogadać przy pary kieliszkach, lub piwach, z barmanami(-kami... nie ukrywajmy ;) ).

Niemniej, ludzie nigdy nie przestają mnie zadziwiać. Gdy już jestem niemal na krawędzi machnięcia ręką na świat i zostania pustelniko-wagabundo-czymśtam, coś mnie porusza. Zachęca do dania światu kolejnej szansy.
Chyba już taką mam naturę, iż ten niepoprawny idealizm wzejdzie wszędzie, nawet na kloace polskiego życia codziennego.
A może właśnie dlatego taki jestem? Taki bunt?
Szukanie piękna wbrew rozsądkowi?

Człowieka nic nie pokona, o ile ma siłę walczyć. O siebie. O swoje marzenia.
Ideały.
Bo i na cóż mi pięniądze, mir, splendor, gdy codzienność jest szara?
Świat w mojej głowie jest o wiele ciekawszy od tego, którym przejmuje się większość znanych mi osób. Poza kilkoma wyjątkami, należącymi zresztą do przeszłości, nie żałuję żadnego z dni mojego życia.

A czy nie o to chodzi w tym naszym istnieniu? Spojrzeć za siebie i się uśmiechnąć. Przecież o tym marzyło tak wielu...

M.

3 komentarze:

  1. Dzisiaj się z Tobą nie zgadzam. Nie wiem jednak, czy dopuszczasz krytykę. Nie lubię wszczyniać niepotrzebnych sporów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdaję sobie sprawę, że moje poglądy często bywają odbierane jako niedojrzałe, zbyt idealistyczne. Nie pomaga im wcale to, że bywają efemeryczne, potrafią zmienić się pod wpływem chwili, impulsu (choć może nie tyle zmienić, co zmodyfikować ;) ).
    Nie ma jednej racji, nie ma jednej odpowiedzi, każdy ma swoje wartości, swoje dążenia, pragnienia, marzenia.
    Krytyki, jako przedstawiania poglądów innych niż moje, często nie lubię, fakt :). Sam to robię! Rzecz jasna. Wydaję osądy o czynach i opiniach innych, ale taka już moja wredna, marudna natura.
    Natomiast, paradoksalnie, bardzo się cieszę, że ktoś się ze mną nie zgadza. Oznacza to, że ta osoba ma swoje zdanie, ba! swoje przekonania.
    Chce również ich bronić :).
    Mam mieszane uczucia co do wolności słowa, czasem łatwo powoduje to zaistnienie swoistego szamba (vide kultura masowa, Internet i takie tam).
    Niemniej, poznawanie innych poglądów oraz dyskusja to jedyna forma rozwoju. Inaczej stoimy w miejscu, lub, co gorsza, absorbujemy coś bezrefleksyjnie.
    Warzywka ;).

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się podoba...szczere, lekko napisane, osobiste..

    OdpowiedzUsuń