wtorek, 1 czerwca 2010

Dzień dziecka

Dwadzieścia-pięć lat. W cholerę siwych włosów na skroniach, za to chłopięca uroda (podobno).
No to mam prawo do Dnia Dziecka, co nie?

Problem jest jeden, za to sporawy. Dzień dziecka muszę sobie zrobić samemu.
No więc zrobiłem. Prezenty dla samego siebie o w sumie jakieś 200 złociszy.
Dużo, mało?
A kogo to obchodzi?

Każdy jest czyimś dzieckiem, każdy miał prawo dziś/wczoraj (zależy o której skończę ;) ) do swojego prezentu.

Mogły być to książki, dobra kawa i spotkanie z przyjacielem - jak u mnie.
Mogło to być 'shopping spree', tak jak u pewnej mojej znajomej.
Inna osoba, której w życiu nie widziałem na żywo właśnie dzisiaj wysłała mi 'zamówiony' jakiś czas temu prezent.
Przypadek?

Nawet jeśli, to mam to gdzieś.

Gdzieś miałem dzisiaj pracę. Gdzieś miałem dzisiaj obowiązki.
W pierwszej się pojawiłem. Drugie wypełniłem

Reszta była moja.

Taki dzień dla siebie. Wydałem sporą część pensji.

Jak się czuję? Nijak.

Dalej mam nadzieję na przyszłość. Dalej mam w stosunku do niej obawy. Dalej nie wiem co zrobić po wakacjach.

Niemniej ten dzień był tylko dla mnie (co dla skrajnego egocentryka jest to zbawienne w świecie, w którym każdy czegoś wymaga).

Także jeżeli dzisiaj tego nie zrobiliście, to zorganizujcie sobie dzień dziecka jutro.
Indywidualnie lub grupowo, nie gra to roli.
Zróbcie coś dla siebie, lecz nie samolubnie, wciągnijcie w to kogoś jeszcze.

Tylko wtedy to ma sens.

Berek, teraz TY gonisz ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz