poniedziałek, 31 października 2011

A już jutro w nocy...

Podobnie jak rok temu, jutro czeka, cóż, przynajmniej mnie, noc na swój sposób magiczna. Nie krzykliwa, kolorowa i sztuczna, jak 'popularne' Halloween.

Cóż, w samej wigilii wszystkich świętych, gdyż od tego właśnie pochodzi nazwa Halloween (All Hallows' Eve), nie ma raczej nic złego. To jak jest obchodzone, jako zabawa, takie pogańsko-chrześcijańsko-konsumpcyjne święto... cóż, także nie jest złe same w sobie. Problem w tym, że nic nam nie wnosi.
Jest puste i tandetne. Teoretycznie mniej kiczowate niż meksykańskie Día de los Muertos, Dzień Zmarłych.

Niemniej, owo meksykańskie święto jest kolorowe, kiczowate, lecz o wiele głębsze. Jest... prawdziwe. Jednocześnie duchowe jak i materialne. Po prostu ma duszę.

A czy nie tego brakuje wszelkim otaczającym nas tradycjom? Moi rodacy robią coś, ponieważ to tradycja. Bezrefleksyjnie, bezsensownie.
Puste, nic nie znaczące gesty.
Pokazanie się na mszy. Posprzątanie grobów. Takie dwa przykłady z brzegu.
Czy potrzeba ku temu święta? Czy jest to dla nich coś głębszego?
Ot, wygodna data, by czymś się zając. W pierwszym zaś przypadku, coś co wypada zrobić. No bo jakże tak inaczej?
"Będą gadać."

Wiecie zaś, do czego prowadzi rutynizacja rytuałów i tradycji, prawda? Do kultury plemiennej. Rytualistycznej właśnie. Z tym, że o ile plemiona szamanistyczne nie porzucają tutaj duchowości, głębokiego przekazu, dla nas jest to barbaryzacja.
Z pokolenia na pokolenie głupiejemy, pozbawiając ważne niegdyś czynności znaczenia.
Stają się pustymi rytuałami, które należy wykonać.
Bezrefleksyjnie.
Szaro.

Nie pozwólcie, by i Was to dotknęło. Bez kontekstu, bez znaczenia - nie pozwólcie, by coś co robicie lub mówicie było puste. Na dłuższą metę, będę to naszym upadkiem.
Nie teraz, nie za rok. Być może nie w tym stuleciu.
Powoli jednak utracimy to, co było ważne dla naszych przodków, zamykając się przed bożkiem niebieskiego ekranu. Pustej, tandetnej komercjalizacji.

Proszę szczerze i głęboko - dajcie z siebie wsyzstko, by do tego nie dopuścić, chociażby w swoim otoczeniu :).

M.

7 komentarzy:

  1. Myślę, że problem ma osoba, która robi problem z tego, że nie potrafi cokolwiek przyjąć w sposób naturalny, bez oceniania, szufladkowania, że coś po prostu JEST, a jednocześnie ma problem, bo uważa, że cokolwiek MUSI, bo tak TRZEBA. Reasumując - problemu należy poszukać i zutylizować w sobie, skoro jest problemem i czkawką się odbija :)

    OdpowiedzUsuń
  2. P. S. Pozdrawiam bezproblematycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, cóż za marzenie... zmieniając siebie, zmienić świat! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie zmieniać siebie, żeby dostosować się do reszty...marzenie niektórych, którzy chcą a się boją.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zmienić ani trochę się nie da. Ot, ewolucja, dojrzewanie, et cetera.
    Acz fakt, trudno się czasem oprzeć presji społeczeństwa. Tym lepiej, kiedy się to uda ;).

    Pozdrawiam,

    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimie - nie zmieniać siebie? Siebie zmieniać i udoskonalać trzeba nieustannie, bo to świadczy o pracy nad samym sobą. W powiedzeniu "tylko krowa poglądów na trawię nie zmienia" jest wiele prawdy. Jest nas na świecie ponoś ponad 7 miliardów i taczej nie wyobrażam sobie, by każdy postępował tylko według swoich zasad. I całe szczęście, bo niestety zdecydowana większość ludzka potrzebuje zamordyzmu, inaczej by się wymordowała.
    O wierności swoim przekonaniom - fajnie to brzmi, gdy mowa o inteligentnym, wrażliwym, świadomym osobniku, wyznającym i stosującym unwersalne dobre praktyki codzienności. A weź to samo w odniesieniu do wielkiej rzeszy różnej maści dewiantów, czy tylko zwykłych złośliwców.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam za literówki - jednak muszę patrzeć w klawiaturę, bo nie zawsze trafiam we właściwą literkę ;)

    OdpowiedzUsuń